04-04-2014, 14:10
Co mnie wkurza w grach?
- podkręcony poziom trudności. Kiedy nie masz możliwości jego wyboru a jest tak trudno, że gratulujesz sobie przejścia danego fragmentu gry, uprzednio wyrzucając z siebie wszystkie obraźliwe epitety jakie znasz, powstrzymując się od rzucenia padem. Mój faworyt to chyba Terminator: Redemption. Gra fajna ogółem, ukończyłem ją, ale nawkurzałem na tyle, że nigdy do niej nie wróciłem. Innym przykładem są bossowie, którzy sprawią, że dostaniesz siwych włosów i pokonujesz ich szczęściem z 1% życia jaki Tobie pozostał
- maskowanie poziomu trudności ilością przeciwników. Mój przykład to Summoner 2, który w końcowych fazach miał seryjną ilość przeciwników (np. parę serii po XY wrogów, zabiłeś jedną serię, teleportowała się druga, a przeciwnicy byli coraz mocniejsi)
- zagadki tak czasem zakręcone, że jeśli nie jesteś twórcą gry albo nie masz solucji przed nosem, nie masz prawa znać rozwiązania. Myślę, że starsze Tomb Raidery i starszawe przygodówki to dobre przykłady. Nie ma nic wkurzającego niż wartka akcja, miód z gry i wbicie się na zagadkę nad którą spędzasz tydzień. Gorzej, jak do zagadki nie ma sensownego nawiązania w grze lub jest takie, że dopiero po grzybkach jakichś wchodzisz dopiero na schemat myślowy twórców
- podkręcony poziom trudności. Kiedy nie masz możliwości jego wyboru a jest tak trudno, że gratulujesz sobie przejścia danego fragmentu gry, uprzednio wyrzucając z siebie wszystkie obraźliwe epitety jakie znasz, powstrzymując się od rzucenia padem. Mój faworyt to chyba Terminator: Redemption. Gra fajna ogółem, ukończyłem ją, ale nawkurzałem na tyle, że nigdy do niej nie wróciłem. Innym przykładem są bossowie, którzy sprawią, że dostaniesz siwych włosów i pokonujesz ich szczęściem z 1% życia jaki Tobie pozostał
- maskowanie poziomu trudności ilością przeciwników. Mój przykład to Summoner 2, który w końcowych fazach miał seryjną ilość przeciwników (np. parę serii po XY wrogów, zabiłeś jedną serię, teleportowała się druga, a przeciwnicy byli coraz mocniejsi)
- zagadki tak czasem zakręcone, że jeśli nie jesteś twórcą gry albo nie masz solucji przed nosem, nie masz prawa znać rozwiązania. Myślę, że starsze Tomb Raidery i starszawe przygodówki to dobre przykłady. Nie ma nic wkurzającego niż wartka akcja, miód z gry i wbicie się na zagadkę nad którą spędzasz tydzień. Gorzej, jak do zagadki nie ma sensownego nawiązania w grze lub jest takie, że dopiero po grzybkach jakichś wchodzisz dopiero na schemat myślowy twórców