24-06-2015, 15:24
![[Obrazek: Alien_Resurrection_Game.jpg]](http://s17.postimg.org/yvrpzc4gv/Alien_Resurrection_Game.jpg)
Na forum padł pomysł abym napisał recenzję Alien: Resurrection. W zasadzie tak właśnie by zrobić wypadało, gdyż jak już wiecie z tematu z opiniami, gra wyrzeźbiła dziury w mojej psychice które nigdy się nie zabliźnią, stworzyła dziesiątki neologizmów będących poprzekręcanymi formami słów uważanych powszechnie za wulgarne, doprowadziła mnie setki razy do płaczu, zrzuciła z fotela i zmusiła do uklęknięcia przed telewizorem by oddać jej pokłon. Dziesiątki godzin spędzone na kilkuminutowych odcinkach, braki w amunicji, niedobory apteczek, Obcy atakujący z każdej ze stron – wszystkie te aspekty rozgrywki nieraz kazały mi się poddać a po każdej śmierci ekran zdawał się wyświetlać napis ‘’NIGDY CI SIĘ NIE UDA’’… Wreszcie dopadł mnie prawdziwy kryzys i chciałem porzucić grę na dobre. Kiedy jednak kładłem się spać po całym dniu udawania przed samym sobą i odganiania podczas pracy powracających złych myśli, wiedziałem jaka jest prawda… Moje portfolio gracza zostało zniszczone, wszystkie achievementy zdobyte na Xboxie360 wygasły, ukończenie Call of Duty 4: Modern Warfare na poziomie ‘Veteran’ przestało mieć znaczenie a drużyna Marcusa Fenixa doznała klęski i została rozbita na zawsze... Tak. Zostałem pokonany…
Ta ciemność przez kilka dni władała moją duszą, tonąłem w poczuciu winy, niedoskonałości oraz świadomości, że muszę powrócić na forum i w założonym przez siebie temacie napisać ‘’POKONANY’’. W porę jednak otrząsnąłem się i wróciłem na statek, by dokończyć to, co sam zacząłem…
W 2000 roku firma Argonaut Games stworzyła Alien: Ressurection. Gra wydana została przez Fox Interactive której siedziba znajduje się w Los Angeles. Tak przynajmniej twierdzą portale growe, choć Ja na temat produkcji i dystrybucji tegoż tytuły mam swoją teorię, która to potwierdza istnienie szatana. Tak samo podejrzana wydaje mi się wstawka tej gry na theisozone przez człowieka o nicku anonymous – bardzo wymowne… Całkiem już jednak na poważnie, Alien Resurrection pierwotnie miał być surival-horrorem, ale ostatecznie grę przechrzczono na typowy FPS, choć w zasadzie mogłaby ona również reprezentować survival-FPS. Oceny za granicą nie zachwyciły, przejrzałem kilka archiwów, znalazłem na necie trochę starych gazet – gra dostawała 40-70%, a jej średnia ze wszystkich serwisów wynosiła 60kilka procent. Tytuł ten przeszedł jednak w pewien sposób do historii a wszyscy którzy mieli okazję go niegdyś poznać, wspominają niesamowicie wyśrubowany poziom trudności. Podkreśla go każdy, kto pisze na temat tej gry - nieważne czy jest to koleś wspominający z grupą kolegów czasy PSXa czy redaktor gamespotu piszący recenzję – Alien: Resurrection swoim poziomem trudności powala i będę wam o tym płakał do końca tego tekstu.
Jeśli ktoś planuje podejść do Resurrection na PSX, warto wcześniej zobaczyć Obcego na dużym ekranie. Główną bohaterką gry jest Ellen Ripley, która gra również pierwsze skrzypce w obrazie filmowym. Akcja rozgrywa się 200 lat po wydarzeniach przedstawionych w trzeciej części filmu. Naukowcy wojskowi pracują nad skonstruowaniem broni biologicznej nowej generacji. Jak można się domyślić, coś idzie jednak nie tak, a Obcy na których przeprowadzano eksperymenty uciekają i przejmują statek. Zadaniem naszego czteroosobowego oddziału będzie odzyskanie nad nim kontroli.
Zostajemy więc rzuceni na Aurigię, początkową misję jak i większość leveli rozegramy jako Ripley. Pierwszy kontakt z grą jest bardzo mocny. Pokład jest w bardzo złym stanie, z sufitów wiszą zwoje kabli, po korytarzach rozrzucone są zwłoki załogi statku, lampy mrugają oświetlając chwilowo ciemności. Z uszkodzonych rur uchodzi gaz a słyszane w oddali krzyki załogi świadczą o tym, że koszmar jaki się tu rozegrał, wciąż trwa. Gracz wie, że kontakt z Obcymi jest tylko kwestią czasu. Przez pierwszych kilkanaście minut obserwujemy wybijanych w pień żołnierzy korporacji a tych którzy nas zaatakują, sami posyłamy w zaświaty. W cieniu coś jest. Po wejściu do kolejnych pomieszczeń znajdujemy pełno zmasakrowanych zwłok, gdzieś w oddali widać zarysy uciekających, gigantycznych jaszczurek. Tak jest przez kilkanaście pierwszych minut, napięcie budowane jest stopniowo. Gdy dochodzi do bezpośredniego kontaktu z obcą formą życia okazuje się, że jest ona niesamowicie odporna i szybka, a w jej żyłach zamiast krwi płynie kwas.
![[Obrazek: 15qwxvc.jpg]](http://s1.postimg.org/mgclqsclr/15qwxvc.jpg)
Wysoki poziom trudności daje się we znaki od samego początku, zabicie przeciwnika wymaga posłania w jego stronę wielu nabojów, zaś jego atak kończy się dla nas zgonem w ciągu 2-3 sekund. Jak już zapewne wiecie z pierwszego tematu, Obcy atakują grupami (w końcowych levelach nawet po 5-6 osobników jednocześnie), uwielbiają spadać na nas z sufitów, czaić się w cieniu. Alien: Resurrection składa się z 10 poziomów o różnej długości – od kilkunastominutowych (misja 9-10) do dwugodzinnych bloków ( to był chyba poziom 7 lub 8). Aby grać w ten tytuł należy zapewnić sobie mnóstwo czasu oraz maksimum ciszy i spokoju. Szpilowanie Aliena wymaga tyle samo skupienia, co pilotowanie prawdziwego samolotu. Na każdym etapie przeciwników jest dosłownie masa i nigdy nie wiesz, kiedy i skąd tym razem cię zaskoczą. Jeśli zorientujesz się sekundę za późno, że jeden jest w drodze do Ciebie, w następnej ładujesz ostatni punkt zapisu. Udało Ci się załatwić całą chmarę i ocierając pot z czoła wciskasz guzik by otworzyć drzwi do windy? Palec na spuście, za rozsuwającymi się drzwiami na pewno coś czycha... Po morderczej walce z hordami przeciwników zauważyłeś wiszący na ścianie punkt zapisu? Bądź ostrożny, on może być skryptem. Poza tym mordercze i przerażające Alieny nie są tutaj jedyną plagą – Face-Huggery również sieją strach i spustoszenie. Jeśli oglądałeś film, wiesz jak bardzo mogą być niebezpieczne. Są wszędzie, a jeśli akurat ich nie ma, to z pewnością zaraz się pojawiają. Nie pozwalają przystanąć Ci miejscu, potrafią zaatakować w momencie otwierania się drzwi i nie ma na to rady – właśnie zostałeś mamusią. Face-Huggery przyklejają się do twarzy gracza i wpuszczają do jego organizmu zarodek Aliena, który się w nim rozwija. Poród następuje (tak jak w filmie) przez klatkę piersiową która zostaje dosłownie rozerwana. Aby do tego nie dopuścić należy w ciągu minuty od ataku Face-Huggera użyć specjalnego przenośnego rentgena, który zlokalizuje Obcego w ciele gracza i zabije go poprzez naświetlenie. Sęk w tym, że Face-Huggery pojawiają się wszędzie w ogromnych ilościach, a tych jednorazowych urządzonek znajdziemy dosłownie kilka sztuk na każdym levelu. Te słodkie przylepce wykluwają się z ogromnych jaj, które bez problemu znajdziemy na swojej drodze w zatrważających ilościach. Swoim wyglądem przypominają wyrośnięte skorpiony – z tym że te pozaziemskie potrafią wysoko skakać. Atakują naprawdę dużymi grupami i aby uniknąć zarażenia, musimy latać po pomieszczeniu i zabić wszystkie, nie pozwalając im podejść na bliską odległość. Są to przeciwnicy bardzo skuteczni – sejwy są oddalone od siebie o ogromne odległości, a taki przylepiec jest nas w stanie zaatakować w każdym momencie, często w najmniej spodziewanym. Jeśli zostaliśmy zarażeni a nie posiadamy promieniowania – instynktownie by przeżyć, chcielibyśmy zacząć go szukać. Statek jest jednak tak zabezpieczony, że wykrywa organizmy pozaziemskie i nie udziela im dostępu do kolejnych pomieszczeń, wydając komunikat ‘’non-human precence detected’’. Jeśli w naszym ciele rozwija się Obcy, my również nie jesteśmy już ludźmi. Pozostaje nam więc czekać na śmierć…
Nie daj się jednak zwieść, nie masz do czynienia z pierwowzorem Call of Duty: Black Ops. To, że wrogów jest w zatrzęsienie, nie oznacza przecież, że amunicji musi być tyle samo. Brakuje jej od samego początku i stan ten nie zmieni się do samego końca. Znajdziesz jej tyle, ile potrzeba do bezbłędnego zabijania. Jeśli w oddali zobaczysz wrogiego żołnierza, źle przycelujesz i poślesz magazynek w ścianę, odczujesz jego brak już niedługo. Gra nie pozwala na takie błędy, a obcy w drodze do Ciebie potrafią kilkakrotnie zmienić położenie – zeskoczą z sufitu, schowają się w cieniu po lewej by przyjść niezauważenie po ścianie czy wylądować za twoimi plecami. Poruszają się zarówno na dwóch jak i czterech łapach, chodzą niczym ludzie ale skaczą też jak tygrysy. Nic nie ułatwia celowania, także sterowanie które nie jest najgorsze, ale do dobrego trochę mu brakuje. Giwer w grze jest kilka, począwszy od zwykłego pistoletu który na Alienach nie robi wrażenia, poprzez karabin maszynowy, shotgun, granatnik, miotacz ognia czy karabin rażący prądem. Dodatkowo Christie, kolejna z czterech grywalnych postaci, ma możliwość strzelania z dwóch pistoletów jednocześnie. Wszystkie te bronie (prócz zwykłych gnatów) łączy jedna wspólna cecha – brakuje do nich amunicji.
Gra utrzymana jest trochę w klimacie horroru i przyznam, że straszenie wychodzi jej całkiem dobrze. Ma na to jednak wpływ właśnie poziom trudności. Godziny spędzone na pokonywaniu tych samych odcinków, krople potu spływające po czole podczas stawiania kolejnego kroku i wychylania się zza winkla, świetne odgłosy, dźwięki, wibracje pada w rytmie serca bohaterki, oddalone od siebie o kilometry sejwy, braki w amunicji i apteczkach, szybcy przeciwnicy – gracz zaczyna bać się po prostu grać. Horrorem staje się sama eksploracja statku, bo przecież jak żyć, skoro za rogiem czyha śmierć? Część graczy i recenzentów narzekała na grafikę, która jak dla mnie jest dobra. Pixelowata, to fakt, ale przy tym wciąż ładna. Niedopuszczalne jest natomiast to, jak gra reaguje na duże ilości przeciwników na ekranie. Próba ucieczki przed oponentami przez dwa pomieszczenia kończy się pokazem slajdów – przez te dwa pokoje nazbiera się ich koło 15 a liczba klatek zatrzyma się na podobnym pozimie. To już jest niedopuszczalne, bo gra zaczyna gubić fpsy już przy 5-6 oponentach. Konieczne jest więc ubijanie ich na bieżąco, choć w zasadzie gracz i tak nie ma wyjścia. Ucieczka w większości przypadków jest niemożliwa, gdyż przeciwnicy biegają 2 razy szybciej. Pochwała natomiast należy się programistom za pozbycie się ekranu ładowania podczas gry – dzieje się to w locie, podczas przejazdów windą i otwierania kolejnych drzwi zabezpieczonych kodem. Postać wciąż może się jednak ruszać, dlatego momenty te są dla gracza niewidoczne. Zastanawiam się jednak, czy zbyt duże lokacje nie są powodem klatkowania – gra ładuje się w windach i w specjalnie zabezpieczonych drzwiach, te bez konsol dotykowych otwierają się od razu – lokacje przez to są dość rozległe i siedzą w pamięci konsoli. Być może to również jest czynnik mający wpływ na spadki płynności…
Rozgrywka nie ma wielu urozmaiceń, praktycznie każdy level powiela schematy poprzedniego. Pokonujemy kolejne pomieszczenia (i hordy przeciwników), wciskamy guziki, uzyskujemy dostęp do jednych drzwi przez zamknięcie drugich, jeśli droga jest zablokowana szukamy alternatywnej poprzez kanały wentylacyjne (tam też trzeba się mieć na baczności!) i tym podobne, schematyczne zadania. Kilka razy zejdziemy pod wodę do zalanej części statku, w takim przypadku w obronie własnej używać możemy wyłącznie granatnika. Generalnie gra choć baaardzo klimatyczna i wciągająca, może się w pewnym momencie uprzykrzyć. No bo ile razy można pokonywać ten sam korytarz? Może gdyby dało się ją przejść bez takich ekscesów, było by inaczej. Gra ma tak wyśrubowany poziom trudności, że kilkunastominutowe odcinki pokonywać możemy całymi godzinami i nie jest to żart. Zgonu przed konsolą można też doznać w momencie dotarcia do bossów - nie bądź zdziwiony jeśli przed walką z takowym jegomościem nie znajdziesz apteczki. Zdarzyło mi się nie raz pokonywać ten sam level w całości dwukrotnie, w celu uzyskania lepszego wyniku w zachowanych pociskach i apteczkach. Tak Panowie, taki hardcore. Grę przeszedłem właściwie na pamięć, bo po tylu próbach można zapamiętać każdy skrypt. Przydatnym narzędziem jest radar pokazujący pozycję przeciwników. Dokładnie tego samego sprzętu używali bohaterowie w filmie. Pozwala nam on zorientować się w pozycji wroga, w ciemnych korytarzach nie raz uratował mi życie...
![[Obrazek: Alien_la_resurrection_playstation_ps1_015.jpg]](http://s1.postimg.org/9mnqoxdxr/Alien_la_resurrection_playstation_ps1_015.jpg)
Fabuła nie gra pierwszych skrzypiec i nie rozwija się zbytnio przez większą część gry. Interakcja między czwórką bohaterów jest szczątkowa (przykładowo, Ellen może na koniec etapu otworzyć Christie drzwi na mostku i kolejny etap zaczniemy właśnie nią, przechodząc przez nie), zresztą każdy z nich prócz głównej bohaterki pojawi się w grze tylko raz, podczas swojej misji. Nie doczekałem się także godnego zwieńczenia na sam koniec. Zakończenie może nie było złe, ale z pewnością nie zaskoczyło. Z kolei już ostatnia wstawka filmowa obrazująca wydarzenia na statku po pokonaniu ostatniego bossa była koszmarna. Po takiej pompie podczas gry, spodziewałem się godnego endingu, a troszeczkę się zawiodłem. Nie musicie się jednak martwić o niższy poziom trudności w końcowych levelach – tutaj spadków nie ma.
Alien budził we mnie ogromne emocje, tego nie da się nawet opisać. Kiedy kilkadziesiąt razy próbuję zdobyć kolejny sejw i po raz kolejny ginę pod koniec drogi nie potrafię zachować spokoju – wyklnąłem ten tytuł tysiące razy, w złości wyłączałem konsolę i przysięgałem, że więcej do niej nie wrócę. Piszę jednak tę recenzję gdyż dokonałem tego, a moja droga przez piekło została zakończona, choć sam nie wiem, ile właściwie godzin mi to zajęło. Gra oczywiście podaje śmieszny wynik ponieważ nie liczy porażek i wczytywań sejwów, ale podejrzewam że było to koło 80-100h. Co dziwne, nie czuję jednak do niej obrzydzenia. Czuję, że coś się skończyło. Czuję, że największe wyzwanie jakiego podjąłem się grając od dziecka zakończyło się powodzeniem. Nie mam jednak ochoty zakopać tej gry w ogrodzie, tak jak chciałem to zrobić miesiąc temu, kiedy zacząłem grać. Alien jest na swój sposób grą wspaniałą i jedną z najbardziej klimatycznych w jakie grałem. Wiem, że będę pamiętał ten tytuł do końca życia, a za 10 lat zapragnę ukończyć go na wysokim poziomie trudności, co oczywiście nigdy mi się nie uda. Teraz szczerze Panowie – ile razy narzekamy dziś na to, że gry są zbyt łatwe? Że nie mają jaj, klimatu? Że nie wciągają tak jak kiedyś? Dziś podaję wam tytuł majstrów z Argonaut Games, którzy pod nadzorem wszystkich diabłów stworzyli szpil tak niesamowity, że trudno jest mi go nazwać. Ta gra ma kilka grzechów, ale jest kwintesencją tego, czego szukam od dawna. Lubię wyzwania. Przy Alienie jednak Medal of Honor i Medal of Honor: Underground chowają się, Call of Duty 4: Modern Warfare na poziomie Veteran nie ma w ogóle podjazdu, a bossowie do levelu 6 z zachwalanego przez Krasza Devil May Cry pękli już u mnie przy 3-4 próbie. Wyzwanie jakie stawia przed graczem ALIEN: RESURRECTION na poziomie trudności NORMAL, to zupełnie nowa definicja tego słowa. Ciekaw jestem, czy ktoś z was mając świadomość jak trudny jest ten szpil, podejmie się tego i uczciwie pokona przynajmniej połowę drogi statku Auriga? Nie ukrywam, że liczę na to…
Podczas mojej miesięcznej rozgrywki spędziłem trochę czasu na znajdowaniu coraz to lepszych opinii w internecie na temat tej gry. Kilka wrzuciłem już do tematu z opiniami, ale umieszczę kilka nowych, tak dla zwieńczenia tej recenzji...
Z internetu napisał(a):Pewnym urozmaiceniem zaś jest obecność na paru poziomach żołnierzy korporacji, których należy, rzecz jasna, zwalczać. Oni są albo z betonu, albo cyborgami z filmu "TERMINATOR" - walisz takiemu żołdakowi w łeb z karabinu pół serii, a ten nadal stoi. Jezu Święty...
…Mordowałem się z tą grą przez 4 poziomy. Dalej dałem sobie spokój i wpisałem kody na nieśmiertelność. Z tego co zauważyłem w czasie rajdu poprzez kolejne poziomy, stopień trudności wzrasta, np. na jednym z nich pomiędzy dwoma punktami do save'owania było jakieś 30 minut gry! Gdybym więc miał to normalnie przechodzić, dziś mnie już zapewne tutaj z wami nie było, bo bym się pociął... Dobrze, że ten koszmar się już skończył.
Sezon polowań się zaczął. Niestety, ty nie jesteś myśliwym, tylko ofiarą i to taką wyjątkowo bezbronną. Amunicji będziesz miał tyle co kot nasmarkał, więc każdy magazynek będziesz chomikował, modląc się jednocześnie by ci wystarczyło naboi.
Podobnie z apteczkami. Jedno machnięcie łapką Obcego i żegnaj się z całą apteczką, dwa machnięcia – przywitaj napis „Game Over” – tak tu się bawimy
Na koniec dopowiem tylko, że za jakiś czas biorę się za Alien: Trilogy. Podobno poziom trudności również jest gruby.
P.S. Już mi tęskno do tych korytarzy... Ta gra ma klimat...