23-10-2012, 15:18
Na początek wyjaśnienie, że nie dałbym się pociąć za Gwiezdne Wojny, ale oczywiście filmy znam, niektóre mi się nawet podobały i mam wielki szacunek za wytworzenie tak rozbudowanego uniwersum, które zdaje się tak jak wszechświat nie mieć końca. Star Wars: The Force Unleashed przedstawia dosyć nieszablonowe podejście, bo już na początku dowiadujemy się, że stoimy po ciemnej stronie mocy. Zaczynamy jako Darth Vader, ale szybko wchodzimy w skórę jego ucznia pretendującego do bycia potężnym Sithem.
Jest to gra TPP, w której kosimy innych świetnym mieczykiem świetlnym albo robimy różne czary do wyboru. O ile zabawa mieczem jest dosyć mało wciągająca, bo wystarczy klepać jeden przycisk to moce są dużo ciekawszym rozwiązaniem na pozbycie się wroga. Możemy co słabszymi pionkami rzucać, możemy w nich rzucać (jest sporo elementów do tego typu kamienie, skały itd.), można też ich porazić błyskawicą (przepraszam fanów za mój ubogi język, ale nie wiem jak to się zwie w terminologii gwiezdnowojnowskiej).
Po 3 godzinach spędzonych jak na razie z grą mam do niej 2 zarzuty. Po pierwsze kamera. Twórcy dali nam do dyspozycji możliwość obracania nią czy np. skupienia się na przeciwniku, ale i te rozwiązania nie ustrzegły mnie przed jej zakleszczeniem się momentami. Szczególnie da się to zauważyć np. w momencie, kiedy zostajemy przygwożdżeni do ściany, nasz bohater nagle znika, a na ekranie widzimy jak przeciwnik walczy ze ścianą. Grafika w grze niestety nie powala. Przypominam, że gra pochodzi z 2008 roku i 3 lata wcześniej na PS2 wyszły gry, które biją ją na głowę pod tym względem (jak choćby God of War, Resident Evil 4 czy Metal Gear Solid 3). Modele postaci są biedne, a lokacje niezbyt bogate w szczegóły niestety.
Poziom trudności w grze z tego co widzę należy do bardzo niskich. Nie wybieramy na początku z jakiego pułapu chcemy startować, więc zostajemy domyślnie wrzuceni do jednego wora. Nie jestem żadnym hardkorowcem, co powtarzam już enty raz, ale lubię jak gra stawia mi wyznanie i poprzeczki. W Star Wars: The Force Unleashed idę do przodu i o nic się nie martwię. Ani przez chwilę nie zastanawiam się, żeby np. podejść jakoś inaczej przeciwnika. W gruncie rzeczy nie stawiają oni zbyt zaciekłego oporu. Dotyczy to niestety też bossów, którzy choć mają różne rozmiary i wygląd to każdego można pokonać w ten sam, wcześniej wyrobiony przez siebie sposób. Zresztą twórcy nawet utrudnili nam możliwość "zginięcia" w trakcie walki z nimi. Zazwyczaj albo i zawsze na tych zamkniętych i ograniczonych arenach znajdują się 2 polepszacze zdrowia, które nawet jak zostaną przez nas wchłonięte (a pasek naszego zdrowia uleczony) to za kilka chwil znów pojawią się w tych samych miejscach. Oczywiście jak ktoś się postara to można zginąć, ale nawet gdy śmierć nadejdzie to odradzamy się bardzo szybko, zostają nam zabrane jakieś tam punkty, ale walczymy dalej z bossem, który jest już nadgryziony, że tak powiem, to znaczy pasek jego życia jest w stanie w jakim nas zabił.
Można też się czepnąć pewnej powtarzalności w grze, bo każdy (ograny przeze mnie) level mniej więcej wygląda tak, że lądujemy na jakiejś planecie, wycinamy w pień, co się da, na końcu boss, na końcu bossa wykańczamy QTE, wracamy do Vadera, który raczy nas krótką pogawędką i od nowa to samo. Na szczęście póki co nie irytuje mnie to aż tak bardzo, bo używanie mocy i ciskanie głazami w innych póki co to przebija.
Czyli po 3 godzinach jak dla mnie żadna rewelacja, a ledwie średnia gierka. Może fani uniwersum Star Wars mają większą frajdę z gry. Graliśta?
Jest to gra TPP, w której kosimy innych świetnym mieczykiem świetlnym albo robimy różne czary do wyboru. O ile zabawa mieczem jest dosyć mało wciągająca, bo wystarczy klepać jeden przycisk to moce są dużo ciekawszym rozwiązaniem na pozbycie się wroga. Możemy co słabszymi pionkami rzucać, możemy w nich rzucać (jest sporo elementów do tego typu kamienie, skały itd.), można też ich porazić błyskawicą (przepraszam fanów za mój ubogi język, ale nie wiem jak to się zwie w terminologii gwiezdnowojnowskiej).
Po 3 godzinach spędzonych jak na razie z grą mam do niej 2 zarzuty. Po pierwsze kamera. Twórcy dali nam do dyspozycji możliwość obracania nią czy np. skupienia się na przeciwniku, ale i te rozwiązania nie ustrzegły mnie przed jej zakleszczeniem się momentami. Szczególnie da się to zauważyć np. w momencie, kiedy zostajemy przygwożdżeni do ściany, nasz bohater nagle znika, a na ekranie widzimy jak przeciwnik walczy ze ścianą. Grafika w grze niestety nie powala. Przypominam, że gra pochodzi z 2008 roku i 3 lata wcześniej na PS2 wyszły gry, które biją ją na głowę pod tym względem (jak choćby God of War, Resident Evil 4 czy Metal Gear Solid 3). Modele postaci są biedne, a lokacje niezbyt bogate w szczegóły niestety.
Poziom trudności w grze z tego co widzę należy do bardzo niskich. Nie wybieramy na początku z jakiego pułapu chcemy startować, więc zostajemy domyślnie wrzuceni do jednego wora. Nie jestem żadnym hardkorowcem, co powtarzam już enty raz, ale lubię jak gra stawia mi wyznanie i poprzeczki. W Star Wars: The Force Unleashed idę do przodu i o nic się nie martwię. Ani przez chwilę nie zastanawiam się, żeby np. podejść jakoś inaczej przeciwnika. W gruncie rzeczy nie stawiają oni zbyt zaciekłego oporu. Dotyczy to niestety też bossów, którzy choć mają różne rozmiary i wygląd to każdego można pokonać w ten sam, wcześniej wyrobiony przez siebie sposób. Zresztą twórcy nawet utrudnili nam możliwość "zginięcia" w trakcie walki z nimi. Zazwyczaj albo i zawsze na tych zamkniętych i ograniczonych arenach znajdują się 2 polepszacze zdrowia, które nawet jak zostaną przez nas wchłonięte (a pasek naszego zdrowia uleczony) to za kilka chwil znów pojawią się w tych samych miejscach. Oczywiście jak ktoś się postara to można zginąć, ale nawet gdy śmierć nadejdzie to odradzamy się bardzo szybko, zostają nam zabrane jakieś tam punkty, ale walczymy dalej z bossem, który jest już nadgryziony, że tak powiem, to znaczy pasek jego życia jest w stanie w jakim nas zabił.
Można też się czepnąć pewnej powtarzalności w grze, bo każdy (ograny przeze mnie) level mniej więcej wygląda tak, że lądujemy na jakiejś planecie, wycinamy w pień, co się da, na końcu boss, na końcu bossa wykańczamy QTE, wracamy do Vadera, który raczy nas krótką pogawędką i od nowa to samo. Na szczęście póki co nie irytuje mnie to aż tak bardzo, bo używanie mocy i ciskanie głazami w innych póki co to przebija.
Czyli po 3 godzinach jak dla mnie żadna rewelacja, a ledwie średnia gierka. Może fani uniwersum Star Wars mają większą frajdę z gry. Graliśta?