09-10-2012, 21:14
Chinatown Wars stanowi kolejną odsłonę najbardziej znanej serii od Rockstar. Gra pierwotnie ukazała się na NDS, zaś po pewnym czasie trafiła na PSP oraz iOS. Jako, że niemal każda część GTA posiada swój wątek, toteż zakładam temat, by każdy mógł podzielić się swoją opinią (jest w ogóle ktoś taki?), a i sam też coś tam napiszę.
Akcja gry dzieje się w znanym z wcześniejszych części cyklu Liberty City, do którego przybywa Huang Lee – główny bohater i nasz podopieczny. Celem jego podróży jest dostarczenie swojemu wujowi „specjalnego” miecza i przy okazji rozwikłanie zagadki śmierci swojego ojca. Już na samym początku bohater zostaje wrzucony w wir wydarzeń – zostaje postrzelony w głowę, a następnie porwany, zaś cenny przedmiot zostaje mu odebrany. Wierząc, że Huang jest martwy, kidnaperzy postanawiają zatopić w rzece samochód wraz z chińczykiem, co by pozbyć się niewygodnego delikwenta. To tyle jeśli chodzi o wstęp fabularny do CW. Sam zresztą póki co nie zagłębiałem się w historię (wykonałem parę misji – standardowe jak na uniwersum), zaś wpierw rzuciłem się na zadania poboczne, dodatkowe, które stanowią jak zawsze potężną dawkę rozgrywki. Z produkcją spędziłem już sporo czasu, także myślę, że mogę się wypowiedzieć na temat mechaniki. Ale o tym zaraz. Na tle tych nowszych części, gra przede wszystkim wyróżnia się sposobem umiejscowienia kamery. Wraca trochę do korzeni, gdyż całą akcję oglądamy „z góry” z wykorzystaniem rzutu izometrycznego. Powiem, że takie rozwiązanie jest dobrą odskocznią od pełnego 3D i gra się naprawdę przyjemnie. Sterowanie postacią nie nastręcza mi problemów, jednak trudność z początku sprawiało kierowanie pojazdami, szczególnie motocyklami, a także czasem lockowanie celu (zdarza się strzelić nie do tego co chcemy). Po kilku chwilach opanowałem prowadzenie fur i lawirowanie w korku stało się kaszką z mleczkiem. Troszkę mieszane uczucia mam do ścieżki dźwiękowej towarzyszącej nam podczas bujania się po mieście. Zabrakło śpiewanych utworów, w zamian za co mamy kawałki instrumentalne (m.in. Deadmau5). Nie są złe, ale lubię jak ktoś mi wyje do ucha. Nie rozumiem także, dlaczego twórcy nie pokusili się o dodanie mówionych dialogów podczas przerywników. Chinatown Wars wprowadza kilka nowych, ciekawych patentów, które zostały „wymuszone” przez platformę docelową i jej dotykowy ekran. Oczywiście przeniesienie ich na kieszonkę Sony wiązało się z uproszczeniami względem DSa i choć nie oddają w pełni doznań to mimo wszystko sprawdzają się wyśmienicie. I tak: aby wydostać się z tonącego samochodu, należy szybko, wciskać na zmianę oba triggery, tak by wybić szybę i wypłynąć na powierzchnię. Jeśli zbyt długo będziemy zwlekać, po prostu utoniemy. Sama kradzież samochodu nie zawsze wymaga wciśnięcia jednego klawisza i często przyjdzie nam pokręcić śrubokrętem w stacyjce, wyciągnąć i zetknąć ze sobą dwa kable (jak na filmach :)) czy zhackować immobilizer. Oczywiście wszystko pod presją uciekającego czasu, po upłynięciu którego załącza się alarm i pojawia policja. A to tylko niektóre z tego typu mini-gier (robienie tatuaży, zdrapki, czy sznupanie w śmietnikach). Zatrzymując się jeszcze przy stróżach prawa, Rockstar wprowadziło nowy sposób na pozbycie się gwiazdek. Prócz standardowych Pay’n’Spray teraz wystarczy, że doprowadzimy do uszkodzenia radiowozu lub kilku (przez wbicie się weń z impetem bądź sami policjanci wjadą w jakąś przeszkodę), a zniknie nam jeden „wanted level”. Jak dla mnie bardzo dobre rozwiązanie.
Obok wspomnianych zadań dodatkowych, których bodajże jest więcej niż poprzednio (wszelkie Rampage, skoki, wyścigi, przypadkowe postacie etc.) Chińskie Wojenki zawierają jeszcze jedną wciągającą fuchę, która dostarczy nam sporo kasy. San Andreas miało zdobywanie dzielnic, VCS interesy, tutaj zaś mamy do czynienia z handlowaniem narkotykami. Wystarczy poszerzyć siatkę dilerów i obracać m.in. marihuaną, kwasem, czy koką (w sumie sześć rodzajów) w myśl zasady „tanio kupować, drogo sprzedawać”. Całe szczęście profesja ta daje nam wolną rękę, czyli możemy dilować i przestać w dowolnym momencie, co nie ma negatywnych skutków jak w VCS, gdzie co chwilę należało bronić interesów, które traciliśmy, gdy nie dotarliśmy na miejsce na czas. Ot, teraz bez napinki, w drodze do zleceniodawcy, możemy sobie dorobić opychając dragi. Jak już wspomniałem, narazie skupiłem się na aspektach pobocznych, także gdy zaliczę wszystko, wezmę się za główny wątek i wówczas ewentualnie dołożę parę zdań. Póki co nie mam większych zastrzeżeń do tej części oprócz tych wymienionych. Ktoś grał (czyżby pytanie retoryczne :)), ma zamiar? Zapraszam do dyskusji.
Akcja gry dzieje się w znanym z wcześniejszych części cyklu Liberty City, do którego przybywa Huang Lee – główny bohater i nasz podopieczny. Celem jego podróży jest dostarczenie swojemu wujowi „specjalnego” miecza i przy okazji rozwikłanie zagadki śmierci swojego ojca. Już na samym początku bohater zostaje wrzucony w wir wydarzeń – zostaje postrzelony w głowę, a następnie porwany, zaś cenny przedmiot zostaje mu odebrany. Wierząc, że Huang jest martwy, kidnaperzy postanawiają zatopić w rzece samochód wraz z chińczykiem, co by pozbyć się niewygodnego delikwenta. To tyle jeśli chodzi o wstęp fabularny do CW. Sam zresztą póki co nie zagłębiałem się w historię (wykonałem parę misji – standardowe jak na uniwersum), zaś wpierw rzuciłem się na zadania poboczne, dodatkowe, które stanowią jak zawsze potężną dawkę rozgrywki. Z produkcją spędziłem już sporo czasu, także myślę, że mogę się wypowiedzieć na temat mechaniki. Ale o tym zaraz. Na tle tych nowszych części, gra przede wszystkim wyróżnia się sposobem umiejscowienia kamery. Wraca trochę do korzeni, gdyż całą akcję oglądamy „z góry” z wykorzystaniem rzutu izometrycznego. Powiem, że takie rozwiązanie jest dobrą odskocznią od pełnego 3D i gra się naprawdę przyjemnie. Sterowanie postacią nie nastręcza mi problemów, jednak trudność z początku sprawiało kierowanie pojazdami, szczególnie motocyklami, a także czasem lockowanie celu (zdarza się strzelić nie do tego co chcemy). Po kilku chwilach opanowałem prowadzenie fur i lawirowanie w korku stało się kaszką z mleczkiem. Troszkę mieszane uczucia mam do ścieżki dźwiękowej towarzyszącej nam podczas bujania się po mieście. Zabrakło śpiewanych utworów, w zamian za co mamy kawałki instrumentalne (m.in. Deadmau5). Nie są złe, ale lubię jak ktoś mi wyje do ucha. Nie rozumiem także, dlaczego twórcy nie pokusili się o dodanie mówionych dialogów podczas przerywników. Chinatown Wars wprowadza kilka nowych, ciekawych patentów, które zostały „wymuszone” przez platformę docelową i jej dotykowy ekran. Oczywiście przeniesienie ich na kieszonkę Sony wiązało się z uproszczeniami względem DSa i choć nie oddają w pełni doznań to mimo wszystko sprawdzają się wyśmienicie. I tak: aby wydostać się z tonącego samochodu, należy szybko, wciskać na zmianę oba triggery, tak by wybić szybę i wypłynąć na powierzchnię. Jeśli zbyt długo będziemy zwlekać, po prostu utoniemy. Sama kradzież samochodu nie zawsze wymaga wciśnięcia jednego klawisza i często przyjdzie nam pokręcić śrubokrętem w stacyjce, wyciągnąć i zetknąć ze sobą dwa kable (jak na filmach :)) czy zhackować immobilizer. Oczywiście wszystko pod presją uciekającego czasu, po upłynięciu którego załącza się alarm i pojawia policja. A to tylko niektóre z tego typu mini-gier (robienie tatuaży, zdrapki, czy sznupanie w śmietnikach). Zatrzymując się jeszcze przy stróżach prawa, Rockstar wprowadziło nowy sposób na pozbycie się gwiazdek. Prócz standardowych Pay’n’Spray teraz wystarczy, że doprowadzimy do uszkodzenia radiowozu lub kilku (przez wbicie się weń z impetem bądź sami policjanci wjadą w jakąś przeszkodę), a zniknie nam jeden „wanted level”. Jak dla mnie bardzo dobre rozwiązanie.
Obok wspomnianych zadań dodatkowych, których bodajże jest więcej niż poprzednio (wszelkie Rampage, skoki, wyścigi, przypadkowe postacie etc.) Chińskie Wojenki zawierają jeszcze jedną wciągającą fuchę, która dostarczy nam sporo kasy. San Andreas miało zdobywanie dzielnic, VCS interesy, tutaj zaś mamy do czynienia z handlowaniem narkotykami. Wystarczy poszerzyć siatkę dilerów i obracać m.in. marihuaną, kwasem, czy koką (w sumie sześć rodzajów) w myśl zasady „tanio kupować, drogo sprzedawać”. Całe szczęście profesja ta daje nam wolną rękę, czyli możemy dilować i przestać w dowolnym momencie, co nie ma negatywnych skutków jak w VCS, gdzie co chwilę należało bronić interesów, które traciliśmy, gdy nie dotarliśmy na miejsce na czas. Ot, teraz bez napinki, w drodze do zleceniodawcy, możemy sobie dorobić opychając dragi. Jak już wspomniałem, narazie skupiłem się na aspektach pobocznych, także gdy zaliczę wszystko, wezmę się za główny wątek i wówczas ewentualnie dołożę parę zdań. Póki co nie mam większych zastrzeżeń do tej części oprócz tych wymienionych. Ktoś grał (czyżby pytanie retoryczne :)), ma zamiar? Zapraszam do dyskusji.