26-10-2012, 22:11
Gry pewnie nie trzeba przedstawiać, bo Max to legenda. Krótko o fabule, bo jest ona zdecydowanie jednym z ważniejszych elementów gry. Max Payne to gliniarz, który oprócz roboty spełnia się również w życiu prywatnym. Jak sam stwierdza - w życiu nie może być jednak tak pięknie i kiedy pewnego dnia wraca do domu niemal na jego oczach banda zbirów dokonuje mordu na jego żonie i dziecku. Zbiry dostają szybko kulki między oczy, ale żeby ukarać prawdziwych sprawców tej zbrodni Max musi sięgnąć dużo głębiej. Rozpoczyna swoje śledztwo, gdzie nie musi na każdym kroku czytać złym typom ich praw czy nie daj Bóg oddawać strzałów ostrzegawczych.
Gra podzielona jest na 3 części, a więcej o fabule najczęściej dowiadujemy się z charakterystycznych statycznych, komiksowych wstawek. Pierwsza część jak dla mnie była dosyć łatwą sprawą. Uzbrojeni po zęby czyścimy między innymi stację metra czy kolejne pokoje w hotelu. Naboi nie brakuje, środków przeciwbólowych również, więc można śmiało robić cuda z shotgunem i nie bawić się w jakieś tam śmieszne pistoleciki. Przyznam, co pewnie robi ze mnie złego człowieka, że bardzo rzadko korzystałem z najbardziej charakterystycznego elementu w grze Max Payne, czyli bullet time'u. Jakoś nie byłem do tego przekonany i skoro szło mi w miarę dobrze bez niego to niczego nie zmieniałem.
Dzisiaj zacząłem część drugą, którą poprzedza mocny prolog. Co prawda to "jedynie" sen, ale błądzimy w labiryntach swojego domu na nowo przeżywając mord swojej rodziny. Świetny pomysł i wykonanie. Czarny ekran i czerwona strużka krwi, po której musimy dojść we właściwe miejsce plus płacz dziecka w tle zrobiły na mnie spore wrażenie. W ogóle muzyka to również jedna z mocniejszych stron Max Payne'a. Ta część jak na razie jest dużo trudniejszą przeprawą dla mnie. Przeciwnicy potrafią ukrywać się za jakimiś pudłami i tylko czekają z naładowanym shotgunem, aż się pojawimy w zasięgu ich wzroku czy raczej lufy. Co jakiś czas pojawia się mocniejszy zbir, super-zbir, którego 1 czy 2 kule nie powalą. Zacząłem używać bullet time'u i to rzeczywiście świetna sprawa. Rzucasz się i prujesz w gości, którzy normalnie załatwiliby cię ot tak. A jak efektowna to rzecz to też chyba nikogo nie trzeba przekonywać.
Przyczepić się mogę do elementów skakanych, których nie ma w grze dużo, ale jak są to potrafią wkurzyć. Przechodzenie po jakiś belkach czy rurce musi odbywać się maluczkimi krokami dosłownie co kilka centymetrów, bo inaczej chwila moment - Max odbija w bok, potem w dół i zgon. Na początku trudno mi było ogarnąć sterowanie w poziomie, bo zazwyczaj mam w grach ustawione odwrotne kierunki. Tutaj twórcy nie przewidzieli zmiany tej opcji, ale zaskakująco szybko ogarnąłem to i nawet mi się spodobało.
Wsiąkłem w grę i ją uwielbiam. Max Payne wciąga, a zimowy klimat, który kupuję od razu (tak jak w przypadku genialnego Fahrenheita) jeszcze bardziej mnie do niego przyciąga. Mogę narzekać na brak polskiej wersji językowej na PS2, bo choć póki co jako tako ogarniam fabułę to sporo rzeczy mi umyka z racji braku wyśmienitej znajomości języka. Nie pytam się czy graliście, bo to oczywista sprawa, ale fajnie by było napisać co pamiętacie, jakie macie wspomnienia z grą i tym podobne.
Gra podzielona jest na 3 części, a więcej o fabule najczęściej dowiadujemy się z charakterystycznych statycznych, komiksowych wstawek. Pierwsza część jak dla mnie była dosyć łatwą sprawą. Uzbrojeni po zęby czyścimy między innymi stację metra czy kolejne pokoje w hotelu. Naboi nie brakuje, środków przeciwbólowych również, więc można śmiało robić cuda z shotgunem i nie bawić się w jakieś tam śmieszne pistoleciki. Przyznam, co pewnie robi ze mnie złego człowieka, że bardzo rzadko korzystałem z najbardziej charakterystycznego elementu w grze Max Payne, czyli bullet time'u. Jakoś nie byłem do tego przekonany i skoro szło mi w miarę dobrze bez niego to niczego nie zmieniałem.
Dzisiaj zacząłem część drugą, którą poprzedza mocny prolog. Co prawda to "jedynie" sen, ale błądzimy w labiryntach swojego domu na nowo przeżywając mord swojej rodziny. Świetny pomysł i wykonanie. Czarny ekran i czerwona strużka krwi, po której musimy dojść we właściwe miejsce plus płacz dziecka w tle zrobiły na mnie spore wrażenie. W ogóle muzyka to również jedna z mocniejszych stron Max Payne'a. Ta część jak na razie jest dużo trudniejszą przeprawą dla mnie. Przeciwnicy potrafią ukrywać się za jakimiś pudłami i tylko czekają z naładowanym shotgunem, aż się pojawimy w zasięgu ich wzroku czy raczej lufy. Co jakiś czas pojawia się mocniejszy zbir, super-zbir, którego 1 czy 2 kule nie powalą. Zacząłem używać bullet time'u i to rzeczywiście świetna sprawa. Rzucasz się i prujesz w gości, którzy normalnie załatwiliby cię ot tak. A jak efektowna to rzecz to też chyba nikogo nie trzeba przekonywać.
Przyczepić się mogę do elementów skakanych, których nie ma w grze dużo, ale jak są to potrafią wkurzyć. Przechodzenie po jakiś belkach czy rurce musi odbywać się maluczkimi krokami dosłownie co kilka centymetrów, bo inaczej chwila moment - Max odbija w bok, potem w dół i zgon. Na początku trudno mi było ogarnąć sterowanie w poziomie, bo zazwyczaj mam w grach ustawione odwrotne kierunki. Tutaj twórcy nie przewidzieli zmiany tej opcji, ale zaskakująco szybko ogarnąłem to i nawet mi się spodobało.
Wsiąkłem w grę i ją uwielbiam. Max Payne wciąga, a zimowy klimat, który kupuję od razu (tak jak w przypadku genialnego Fahrenheita) jeszcze bardziej mnie do niego przyciąga. Mogę narzekać na brak polskiej wersji językowej na PS2, bo choć póki co jako tako ogarniam fabułę to sporo rzeczy mi umyka z racji braku wyśmienitej znajomości języka. Nie pytam się czy graliście, bo to oczywista sprawa, ale fajnie by było napisać co pamiętacie, jakie macie wspomnienia z grą i tym podobne.