Tomb Raider: Legend
#1
Świeżo po zakupieniu PS2 bardzo często przeszukiwałem sieć w celu znalezienia odpowiedniego dla siebie tytułu, który w bliżej nieokreślonej przyszłości miałbym zakupić. Pewnego dnia moim oczom ukazał się gameplay z gry "Tomb Raider: Legend". Obejrzałem 10 minutowy fragment po czym stwierdziłem, że gierka mi się podoba.

O serii słyszałem wcześniej dużo, głównie za sprawą pełnometrażowych filmów z Angeliną Jolie w tytułowej roli, ale jakoś niespecjalnie jakikolwiek tytuł wzbudził moje zainteresowanie. Wraz z kupnem PS2 postanowiłem ograć tytuły, które z jakiegoś powodu umknęły mojej uwadze podczas przygody z PC, a do tych gier zaliczały się takie serie jak Prince of Persia, czy omawiana właśnie seria Tomb Raider.

I to właśnie dlatego po ograniu "Prince of Persia: Warrior Within" postanowiłem sięgnąć po kolejny tytuł z serii, która ominęła mnie podczas gry na PC - "Tomb Raider: Legend". Mówiąc szczerze przed rozgrywką w "TR: Legend" nie miałem praktycznie żadnego doświadczenia z tego typu grami - eksploracja grobowców, wszelkiej maści zagadki logiczne, elementy zręcznościowe etc. Dlatego też nie wiedziałem czego się spodziewać po tym tytule.

Podczas przygody z "TR: Legend" największą frajdę sprawiały mi właśnie wcześniej przytoczone aspekty tj. eksploracja tajemniczego świata, liczne wspinaczki i zagadki logiczne, aniżeli otwarta walka za pomocą dwóch pistoletów, czy innego tam ustrojstwa. Nie wiem dlaczego, ale nie pasuje mi zupełnie wizerunek Lary pokonującej tabuny wrogów niczym ramboidalny i napakowany testosteronem Terminator. Dlatego poziomy, w których to walka była główną częścią rozgrywki nie przypadły mi do gustu. Bardziej podobały mi się misje, w których zwiedzałem przepiękny i tajemniczy zarazem świat.

Przyzwyczajony do gry na słabym komputerze, w dodatku na najniższych detalach byłem pozytywnie zaskoczony i zauroczony oprawą wizualną w omawianym tytule. Uwierzcie mi może nie są to jakieś graficzne fajerwerki, ale dla mnie po latach gry na starym pececie takie widoki są bardzo ładne. Mówiąc o widokach należy pochwalić twórców za architekturę wewnątrz pomieszczeń oraz miejscówki jakie przyjdzie nam obejrzeć. Szczególnie spodobał mi się poziom w Ghanie - głównie za sprawą pięknego wodospadu.

Jeżeli chodzi o inne aspekty rozgrywki, to bardzo spodobała mi się sama mechanika gry. Swobodna eksploracja wnętrz grobowców, spokojne rozwiązywanie zagadek, sprawne przemieszczanie się po kolejnych przeszkodach terenowych i sporadyczne niespodziewane wydarzenia losowe (właściwie oskryptowane) jak np. zapadnięcie się półki skalnej podczas wspinaczki wymuszająca szybką reakcję gracza bardzo mi się spodobały. Walka wbrew pozorom też mi się podobała (jednak nie aż tak jak wcześniejsze elementy gameplayu), a poziomy poświęcone pościgom na motorze zostały w ciekawy sposób wykonany.

Ogólnie rzecz ujmując gra jest bardzo przyjemna w odbiorze, ciekawa i urzekająca swoim klimatem (głównie za sprawą oprawy audiowizualnej). Zastrzeżenie mogą budzić długość potrzebna do ukończenia gry i słabo wykonane walki z bossami oraz czasami słaba praca kamery. Gra pod koniec może sprawić wrażenie monotonnej, sam póki co ukończyłem ją tylko raz (mam na myśli wątek fabularny). Mimo wszystko grę polecam i może kiedyś spróbuję ją ukończyć jeszcze raz.
[Obrazek: PaultheGreatPL.png]
Odpowiedz
#2
Dawno temu, zaraz po premierze gry, pograłem chwilę w ów tytuł na PC. Widnieje on gdzieś na mojej liście produkcji do ogrania na PS2, kiedyś na pewno po Legend sięgnę.
Pamiętam że gra była nierówna. Część poziomów jest bardzo dobra, mówię tutaj o wspomnianej przez Paula Ghanie i innych dzikich miejscówkach. Niektóre jednak wyraźnie odstawały - pamiętam skakanie po wieżowcach na bosaka w środku nocy. Do tego w zwiewnej kiecce...

Nie wiem czy grę ukończyłem w całości, możliwe że zaprzestałem gdzieś w samym środku. Z pewnością więc do Legendy powrócę...
Odpowiedz
#3
Jeżeli spodobała Ci się ta gra, to spróbuj jeszcze Indiana Jones and the Emperor's Tomb.
Co prawda w TR jeszcze nie grałem, ale jak czytałem o Indi'm, to porównywali go do TR'a...
Mi się Indi bardzo spodobał i był w sumie pierwszą grą, w którą się wciągnąłem i przeszedłem w całości. Smile
[Obrazek: 9458.png][Obrazek: piotros_org.png]
3DS FC: 2724-0392-0522
Odpowiedz
#4
Mr.Q napisał(a):Niektóre jednak wyraźnie odstawały - pamiętam skakanie po wieżowcach na bosaka w środku nocy. Do tego w zwiewnej kiecce...

Był to poziom w Japonii, gdzie Lara udała się w celu odnalezienia pewnego jegomościa, którego imienia sobie teraz nie powtórzę. Osobiście mam mieszane uczucia, co do tego poziomu, bowiem jazda motorem w celu przeskoczenia nad przepaścią wydaje mi się co najmniej bardzo dziwna. A tak w ogóle, to czy ktokolwiek z Was trzyma motocykl na dachu wieżowca?

Wielu osobom, z którymi rozmawiałem na temat tej gry, ten poziom się on podobał. Podejrzewam, że sprawą zwiewnej kiecki, o której wspomniał Mr. Q. Dla mnie jednak, prócz miłego dla oka stroju głównej bohaterki, ten poziom jest bardzo słaby, a końcowa walka z bossem była wyjątkowo nieudana (głównie za sprawą beznadziejnej pracy kamery).
[Obrazek: PaultheGreatPL.png]
Odpowiedz
#5
Luźnym krokiem, od sesyjki do sesyjki i dobrnąłem do napisów końcowych. Wypadałoby zatem skrobnąć słowa trzy, co by działy growe nie umarły, a może i natchnie to kogoś do podobnych czynów.
Względem Legendy miałem spore oczekiwania. Wszystko za sprawą TR: Anniversary, które kupiło mnie z miejsca i do dziś jest jedną z najlepiej przeze mnie wspominanych gier, w które dane mi było zagrać na PS2.

Trzeba dopowiedzieć, że Legend jest produkcją, która wyszła wcześniej. Brałem to oczywiście pod uwagę i z góry zakładałem, że raczej na poziom reprezentowany przez Anniversary nie mam co liczyć. Moje założenia okazały się trafne. Debiut serii na czarnuli uważam udany, ale produkcja ta nie zachwyciła mnie tak jak późniejsza odświeżona wersja „jedynki”.

Jako człowiek wielbiący aspekty przygodowe we wszystkich możliwych przekazach (gry, filmy, seriale …) TR Legend nie mogło mi się nie spodobać. W zasadzie od pierwszej chwili, w której przyszło mi kierować krokami Lary, śmigałem po planszach jak po własnym folwarku. Sterowanie jest znakomite, intuicyjne i naprawdę nie rozumiem zarzutów co niektórych graczy narzekających na ten element. W zasadzie ani razu nie psioczyłem na to. Kamera w pełni sterowana manualnie. Menu przejrzyste. Wszystkie przydatne gadżety łatwo dostępne. Skoki nie sprawiające żadnego problemu. Nie doświadczyłem tutaj irytacji. Gra nie oszukiwała. Jeżeli panna Croft ginęła, to za jej zgon mogłem winić jedynie siebie.

Jak wspomnieli koledzy wyżej produkcja ta jest nierówna. Twórcy rzucali bowiem Croftównę w różne zakątki świata. W związku z tym z każdym niemal levelem diametralnie zmieniała się sceneria. I jeżeli przyszło nam zwiedzać pomieszczenia zamknięte, to doznania estetyczne diametralnie spadały. Nieszczęsne wieżowce w Japonii to niezbyt śmieszny żart dla gracza, który przyzwyczaił się do pięknych, naturalnych scenerii będących wizytówką serii. Na całe szczęście zdecydowana większa część zabawy odbywa się w miejscówkach, które cieszą oko. Nie ma to jak śliczne widoczki, roślinność, półki skalne, wodospady i inne dobrodziejstwa matki natury. Takich rarytasów oczywiście tutaj nie brakuje. Najbardziej rozpływałem się podczas misji w Nepalu. Ośnieżone szczyty, słoneczne refleksy i mistrzowsko klimatyczna muzyka uczyniła ten fragment rozgrywki wyjątkowo miodnym.

Daniem głównym w tej grze były dla mnie elementy wspinaczkowe połączone z główkowaniem. Szare komórki trzeba uruchomić najczęściej jeżeli gdzieś zauważymy srebrny relikt. Ścieżka do niego prowadząca zazwyczaj lekko odbiega od tej głównej pchającej fabułę do przodu. Trzeba po prostu na moment przystanąć, pomyśleć, poskakać po dodatkowych półkach i zdobycie srebrnego trofeum pada naszym łupem.
Znajdźki uważam zresztą za dość istotny element, który pozwoli dociekliwym na przedłużenie zabawy po ukończeniu wątku głównego. Oprócz wspomnianego srebra można na trasie znaleźć najmniej wartościowe relikwie brązowe. A wala się to ustrojstwo tu i ówdzie. Czasami wystarczy zajrzeć za kamień, czasami rozwalić podejrzanie świecącą beczkę, albo zajrzeć do szafki. Klasyczny motywator do wąchania każdego kąta.
Na każdej planszy można również znaleźć skarby koloru złotego. Niestety mnie nie udało się zdobyć ani jednego, co jest wręcz upokarzające. Podejrzewam, że te relikwie te są naprawdę dobrze ukryte i bez pomocy YT się nie obejdzie…

Drugim przedłużeniem zabawy jest tryb „Croft Manor”. Przemierzamy tutaj rezydencję Croftów. Fajnie było odwiedzić stare kąty. Sporo elementów domostwa jest bardzo podobna do tego, co zwiedzałem w tym trybie w Anniversary. I o ile w rocznicówce do rozwiązania była bardzo fajnie zaprojektowana zagadka, tak w Legendzie rozchodzi się jedynie o szukanie reliktów. I tutaj również nie udało mi się znaleźć wszystkich (w tym oczywiście złotego).

W zasadzie jedyne co mogę zarzucić tej produkcji, to fakt, że Lara zbyt często była zmuszana do odgrywania roli Rambo. Prucie do zastępów wrogów z kałasznikowa jakoś mi nie pasuje do klimatycznego charakteru rozgrywki, który tak bardzo polubiłem podczas samotnego przemierzania etapów zręcznościowych.
Za to faszerowanie ołowiem jest jak najbardziej uzasadnione w przypadku walk z bossami. Tych jest sporo, są względnie pomysłowi. No i najważniejsze, że pokonanie każdego wiąże się ze znalezieniem odpowiedniej strategii. Bezmyślna nawalanka nie zapewni nam zwycięstwa.

Reasumując: Tomb Raider Legend to gierka jak najbardziej udana. Miłośnicy gier przygodowych z pewnością nie będą zawiedzeni. Produkcja jest dosyć łatwa i trudno tutaj o jakiekolwiek zacięcie. Problemy mogą sprawić początkowo sekwencje QTE, które rzadko bo rzadko, ale jednak się pojawiają. Ukończenie wątku głównego + trybu Croft Manor zajęło mi ponad 11 godzin. Powszechny zarzut o krótkości gry jest zatem trochę naciągany. Zaznaczam jednak, że starałem się zdobyć jak najwięcej reliktów. Gracz skupiający się tylko i wyłącznie na wątku fabularnym z pewnością ukończy grę kilka godzin szybciej. Szpila jeszcze nie porzucam, bowiem brakujące znajdźki cholernie mnie uwierają.
Jak najbardziej jestem zainteresowany Tomb Raider: Underworld, ale tę grę zaliczę prawdopodobnie już na PS3.

EDIT 03.03.2015
[Obrazek: 1_zpsvte7zupr.png]
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#6
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Z pianą i swojskim ‘ku*wa mać’ na pysku, wyłączyłem Alien: Zmartwychwstanie i stwierdziłem, że muszę odetchnąć przy czymś lekkim, bo nie wyrobię już w tych korytarzach… I tak w mojej konsoli zakręciła się Panna Croft i Legenda…

Stwierdziłem, że nie będę się rozdrabniał i ograłem ten tytuł w ciągu jednej nocy Tongue Do pracy akurat nazajutrz nie szedłem, więc co mi tam… Nie mniej jednak nie świadczy to o tym tytule chyba zbyt dobrze, bo całość zajęła mi… 5 godzin. Chyba nie nadpisałem sejwa, więc mogę dać fotkę Wink Nazajutrz zrobiłem sobie eksperyment, bo włączyłem grę od nowa i walnąłem mały speedrun. Pamiętając wszystkie zagadki, każdy etap można oblecieć w 10-20 minut. Gra momentalnie traci cały urok, kiedy ogląda się Larę biegnącą przez starożytne świątynie z prędkością Strusia Pędziwiatra.

No OK, może coś o samej grze. Dla mnie osobiście jest znośnie, ale Legenda to nic specjalnego. Po świetnym, kapitalnym wręcz Anniversary sięgnięcie po starszą siostrę jest sporym ciosem. Lokacje nie zapierają dechu w piersi, zagadki są z reguły proste i wystarczy kilka minut, by wykminić każdą z nich. Grając w ten tytuł czułem nieprzyjemne uczucie – niby to wersja na PlayStation 2, ale next-genowy charakter gry dawał mi się we znaki od początku do końca. Niski poziom trudności, checkpointy w odstępie dwóch minut pomiędzy jednym a drugim, filmowe wstawki z elementami QTE, kiepskie, dodane na siłę walki oraz sekwencje z pojazdami, no i ten popularny filtr graficzny, który rozświetla całe otoczenie i daje uczucie ‘czystości’ i sztuczności wszystkiego. Może nie jest on tu przesadzony jak w niektórych wczesnych produkcjach z X360, ale penetrując dżunglę, czuć go w powietrzu…

Co za tyczy się walki – ta mi totalnie nie przypasowała. Nawalanie w R1 na zlockowanym przeciwniku nie daje żadnej satysfakcji, do tego wrogowie są jakoś dziwnie odporni. Żadne z nich urozmaicenie, po prostu po ucieczce z walącego się miejsca trzeba jeszcze zabić 20 chłoptasiów zanim gra oznajmi nam koniec poziomu. Nie sprawiają oni też większego kłopotu, na poziomie normal raz udało im się mnie unicestwić. Tak jak wspomniał Kraszu, fajnie że na każdego bossa trzeba znaleźć sposób. Mnie najbardziej podobała się walka z Serpent’em w Anglii.

Rozrzucanie Lary po całym świecie nie wyszło grze na dobre, grając w Tomb Raider chciałbym cały czas zwiedzać klimatyczne, starożytne świątynie, a nie biegać po dachach wieżowców czy pędzić na motorze goniąc pociąg i zabijając przy tym 50 przeciwników. Wspominaliśmy już o tym z Paulem wcześniej, nie wszystkie miejscówki są satysfakcjonujące. Twórcy chcieli zachować różnorodność, ale przy tym zabiegu gdzieś zwiało klimat…

Mimo narzekań, Legenda nie jest złą grą. Ma ona to jednak do siebie, że z pewnością nie będę chciał do niej wrócić. Jeśli ogra się ją raz czy dwa, przygodę można uznać za zakończoną. Tak jak mógłbym wrócić do Anniversary i jeszcze raz wysilić trochę szare komórki, pooglądać wspaniałe miejsca i cieszyć się zręcznościowymi elementami, tak Legend nie jest w stanie tego wszystkiego zaoferować. Nawet elementy wspinaczkowe zostały potraktowane po macoszemu, ponieważ nie zaliczymy tutaj żadnego spektakularnego wejścia, nad którym trzeba było by się głowić a cała sekwencja trwała by 20 minut. Ta przygoda jest trochę zbyt łatwa i zbyt płytka…

Kraszu, kiedy jedziemy ten Underworld? ;]

P.S. Żeby ten Alien mi tak pyknął, było by świetnie ^^
Odpowiedz
#7
No zdałoby się zaatakować to Underworld. Dosłownie kilka dni temu nawet wypaliłem sobie tego szpila, ale że nie chciał się uruchomić to kopia poszła w kosz. Się później okazało, że to konsola niedomaga, a ze wspomnianą kopią prawdopodobnie wszystko było w porządku.

Mam wrażenie, że o Podziemiu jakby ciszej względem Legendy i Roczniocówki. Mnie to jednak nie zraża, bo nigdy nie zawiodłem się jeszcze na grze od Crystal Dynamics. Oczywiście chciałoby się zagrać w najbardziej wypasioną wersję tej gry na PS3, ale jak się nie ma co się lubi, to się zalicza popłuczyny na czarnuli. Sięgnę po ten tytuł. Podejrzewam, że tak jak w przypadku Legends, to będzie taki lekki samograj na dosłownie kilka dni. Zobaczymy...
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#8
Czarnula Ci pada? Ja cały czas mam wrażenie, że ta konsola jest (tfu tfu) nie do zajechania. Mój używany egzemplarz mam cztery lata i nie widzę po nim jakichkolwiek śladów zużycia (tfu tfu). Kapitalny sprzęt.

To prawda, o Underworld nie słychać dosłownie nic. Pamiętam mały hype po premierze Legends, plakaty w sklepach przy Rocznicy, ale ta ostatnia część przeszła po cichu niezauważona. Akurat mam teraz dwa szpile na talerzu, ale postaram się zamknąć jeden z nich i dołączyć do Ciebie gdy zaczniesz grać.

Aż się boję wysłać tego posta, bo pewnie jutro konsola wypluje chmarę dymu i wyłączy się na zawsze Tongue
Odpowiedz
#9
Dym to tylko z Dreamcasta leci!



O PS2 możesz być spokojny Tongue

Ja nigdy jakoś nie przepadałem za nowymi częściami przygód Lary. Te stare były świetne - spartańskie, toporne, zagadki były naprawdę na zadowalającym poziomie. Oczywiście te nowe ograłem za czasów giercowania na PC, ale nie było już tego polotu, co kiedyś.

Zagrajcie sobie w Chronicles, to jest prawdziwa Lara!
[Obrazek: senna1.png][Obrazek: Makaveli0160.png] [Obrazek: senna%202.png]
Odpowiedz
#10
Q, miałem identyczne zdanie o swojej czarnuli Slim z serii 7xxx. Sprzęt kupiony kilka lat temu, używany, a praktycznie nigdy mnie nie zawiódł. Kopie śmigały jak złoto. Czasami tylko szwankował czujnik zamknięcia klapki i musiałem ją dociskać aby płyta zaczęła się kręcić. Problem pojawił się dosłownie z dnia na dzień. Podczas mocowania płyty normalnie poczułem, że cały talerzyk mi się "wcisnął" i opadł. Od tego momentu jest masakra. Tak jakby konsola kompletnie się rozregulowała. Jakby laser stracił właściwy kąt odczytywania danych. Czasami jest zupełnie normalnie, a czasami trudno mi uruchomić kopię. Na całe szczęście akurat mój kolega miał w szafie mało używaną Slimkę 9xxx. Przyniósł mi ją, rozkręciłem, poczyściłem, nasmarowałem prowadniczki i ten egzemplarz naprawdę dobrze rokuje. Od razu zapytałem ile za nią chce, ale machnął ręką. Sprzęt jest zatem u mnie i prawdopodobnie tak już zostanie. Póki co mam na czym Ratcheta 3 ograć. Złego słowa na tą konstrukcję jednak nie powiem. Możliwe, że to moja wina.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Indiana Jones and the Emperor's Tomb piotros 8 5366 22-02-2019, 08:54
Ostatni post: Kraszu
  Tomb Raider: Anniversary PaultheGreat 45 18838 19-11-2013, 19:21
Ostatni post: Kraszu
  Tomb Raider - seria Draco 8 4152 19-10-2012, 12:21
Ostatni post: PaultheGreat

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości