15-11-2013, 17:40
Kilka dni temu ukończyłem główny tryb gry. Do ostatniego rozdziału, zaginionej wyspy, podchodziłem z uprzedzeniem, bowiem pamiętałem lekko nieprzychylne opinie na jej temat, które zapadły mi w pamięci, kiedy jakiś czas temu studiowałem ten temat.
Szczerze powiedziawszy nie odczułem tutaj spadku jakości. Jedynie początkowy fragment, rozgrywany w kopalni, można uznać za niepasujący do tego, czym twórcy raczyli gracza wcześniej. Całościowo jednak „Lost Island” w moim odczuciu wypada bardzo dobrze. Świetliste, tajemnicze lokacje ze strumykami lawy mogą wręcz urzekać. Przyznaję jednak, że wspinaczka po wieży była frustrująca ze względu na konieczność powtarzania walki z ptaszyskami w przypadku śmierci Lary.
Finałowa walka była zbyt łatwa, bo rozegrałem ją na swoją korzyść już za pierwszym razem. Nie mogę tego jednak w żaden sposób uznać za sukces. Po prostu ilość uzbieranych wcześniej apteczek była w moim przypadku na tyle duża, że nawet walcząc nieudolnie, boss nie był w stanie mnie uśmiercić.
Produkcja ta, to zdecydowanie górna półka gier wydanych na PS2 i dowód na to, że na znane marki nie warto się zamykać ze względu na niczym nieuzasadnione uprzedzenia. Do tej pory z serią „Tomb Raider” znałem się tylko z widzenia. „Anniversary” sprawiło jednak, że z miejsca zapragnąłem więcej i na 100% w niedalekiej przyszłości ogram „Legends”. A Lara…? Lara to moja miłość od pierwszego wejrzenia.
Obecnie mam na liczniku 94% ukończenia gry. Do odnalezienia został mi jeszcze jeden relikt i jeden artefakt. Szukanie tych skarbów znacznie wydłuża czas rozgrywki i wcale nie jest to zadanie łatwe. Trzeba przeczesywać plansze bardzo dokładnie. Wówczas artefakty są jak najbardziej możliwe do samodzielnego odnalezienia. Relikty też są w zasięgu przeciętnego gracza, ale o te trzeba się pomimo wszystko bardziej postarać. Przyznaję bez bicia, że w kilku przypadkach nie miałem na tyle cierpliwości, aby żmudnie szukać właściwej ścieżki, albo rozwiązania prowadzącego do pozyskania skarbu i wówczas zaglądałem w niezgłębione czeluści YouTube.
Fajną sprawą jest to, że wraz ze zwiększającą się ilością reliktów/artefaktów pojawiają się do dyspozycji nowe stroje, które można dowolnie zmieniać. W pewnym momencie odblokowałem nawet strój „classic”. Po jego wybraniu ślipia me ujrzały Larę znaną z części pierwszej wydanej na PS1. Możliwość kierowania niezbyt urodziwą, kanciastą panną, która zamiast kształtnych piersi ma prymitywne bryły, jest pomimo wszystko bezcenna.
Po zdobyciu dwóch ostatnich skarbów zamierzam wystartować z trybem „Croft Manor”. Podejrzewam, że po jego ukończeniu i tak nie dobiję do 100% bowiem w trybie fabularnym olałem zaliczanie misji na czas. W przypadku gry, która w głównej mierze opiera się na zagadkach, wyzwanie tego typu jest wciśnięte trochę na siłę. Nie zamierzam tego zaliczać, ale zwiedzania posiadłości Croftów sobie nie odmówię.
Szczerze powiedziawszy nie odczułem tutaj spadku jakości. Jedynie początkowy fragment, rozgrywany w kopalni, można uznać za niepasujący do tego, czym twórcy raczyli gracza wcześniej. Całościowo jednak „Lost Island” w moim odczuciu wypada bardzo dobrze. Świetliste, tajemnicze lokacje ze strumykami lawy mogą wręcz urzekać. Przyznaję jednak, że wspinaczka po wieży była frustrująca ze względu na konieczność powtarzania walki z ptaszyskami w przypadku śmierci Lary.
Finałowa walka była zbyt łatwa, bo rozegrałem ją na swoją korzyść już za pierwszym razem. Nie mogę tego jednak w żaden sposób uznać za sukces. Po prostu ilość uzbieranych wcześniej apteczek była w moim przypadku na tyle duża, że nawet walcząc nieudolnie, boss nie był w stanie mnie uśmiercić.
Produkcja ta, to zdecydowanie górna półka gier wydanych na PS2 i dowód na to, że na znane marki nie warto się zamykać ze względu na niczym nieuzasadnione uprzedzenia. Do tej pory z serią „Tomb Raider” znałem się tylko z widzenia. „Anniversary” sprawiło jednak, że z miejsca zapragnąłem więcej i na 100% w niedalekiej przyszłości ogram „Legends”. A Lara…? Lara to moja miłość od pierwszego wejrzenia.
Obecnie mam na liczniku 94% ukończenia gry. Do odnalezienia został mi jeszcze jeden relikt i jeden artefakt. Szukanie tych skarbów znacznie wydłuża czas rozgrywki i wcale nie jest to zadanie łatwe. Trzeba przeczesywać plansze bardzo dokładnie. Wówczas artefakty są jak najbardziej możliwe do samodzielnego odnalezienia. Relikty też są w zasięgu przeciętnego gracza, ale o te trzeba się pomimo wszystko bardziej postarać. Przyznaję bez bicia, że w kilku przypadkach nie miałem na tyle cierpliwości, aby żmudnie szukać właściwej ścieżki, albo rozwiązania prowadzącego do pozyskania skarbu i wówczas zaglądałem w niezgłębione czeluści YouTube.
Fajną sprawą jest to, że wraz ze zwiększającą się ilością reliktów/artefaktów pojawiają się do dyspozycji nowe stroje, które można dowolnie zmieniać. W pewnym momencie odblokowałem nawet strój „classic”. Po jego wybraniu ślipia me ujrzały Larę znaną z części pierwszej wydanej na PS1. Możliwość kierowania niezbyt urodziwą, kanciastą panną, która zamiast kształtnych piersi ma prymitywne bryły, jest pomimo wszystko bezcenna.
Po zdobyciu dwóch ostatnich skarbów zamierzam wystartować z trybem „Croft Manor”. Podejrzewam, że po jego ukończeniu i tak nie dobiję do 100% bowiem w trybie fabularnym olałem zaliczanie misji na czas. W przypadku gry, która w głównej mierze opiera się na zagadkach, wyzwanie tego typu jest wciśnięte trochę na siłę. Nie zamierzam tego zaliczać, ale zwiedzania posiadłości Croftów sobie nie odmówię.
