[recenzja] Donkey Kong Country [SNES]
#1
Witajcie drogie dzieci. Wuja Kraszu opowie wam dziś bajkę. Dawno, dawno temu w świecie gier wideo nie było czegoś takiego jak "Call of Duty", "Battlefield", czy wydawana rok rocznie "Fifa". Dziś może trudno to sobie wyobrazić, ale gatunki, które dziś rządzą elektroniczną rozrywką jeszcze kilkanaście lat temu, albo w ogóle nie istniały, albo dopiero raczkowały. Z kolei w erze ośmiu bitów (NES) i później szesnastu (SNES) wielkie Nintendo rozdawało karty na rynku głównie za sprawą genialnych ... platformówek. Gatunek, który dziś jest zdeptany i zepchnięty na trzeci plan niegdyś bawił miliony graczy na całym świecie i przez kilka grubych lat był w zasadzie synonimem gry wideo. Na całe szczęście na współczesnych konsolach co jakiś czas wychodzi jakaś perełka, która stara się przywrócić nadzieję na przynajmniej częściową reinkarnację tego niezwykle zasłużonego dla całej branży gatunku. Mam tu na myśli chociażby "Trine 1/2", czy oba najnowsze "Raymany".
"Donkey Kong Country" to gra popełniona przez studio Rare, wydana w 1994 roku na Super Nintendo Entertainment System (SNES). Pomyślałem, że wspomnę o tym tytule, bo akurat my - Polacy niewiele wiemy o czasach, kiedy ta konsola królowała na świecie. Kto nie miał bogatego wujka w Ameryce, Japonii, czy krajach Europy zachodniej zapewne na drugiej stacjonarnej konsoli Nintendo nie grał. Nad tym faktem szczególnie ubolewam, bo wielu jest takich, którzy ten system uważają za złotą erę platformerów 2D, czyli gatunku, który zawsze uwielbiałem. W tych czasach ciężko jest wracać. Niemniej jednak dla DKC zrobiłem wyjątek.

[Obrazek: 1_zps139e1e16.png]

Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to tytuł wyróżniający się oprawą graficzną. Na tle innych gier na ten system przygody Konga wyglądają oszałamiająco. To jest przepaść jakościowa. Porównać to mogę do sytuacji z "God of War 1/2". Gra wyraźnie ładniejsza od konkurencji ze swojego podwórka, gra która teoretycznie nie miała prawa działać na swojej platformie, gra która zawstydzała szereg produkcji na nowsze maszyny. Podobną historię można przypisać "Donkey Kong Country" - swego czasu była to gra wyprzedzająca generację.
Wystarczy spojrzeć na screeny, aby się o tym przekonać. Żywa paleta kolorów i tła, które kryły w sobie subtelną głębię po dziś dzień cieszą oko. Poważnie, tytuł ten podobał mi się graficznie. Zresztą siłą najlepszych gier 2D jest to, że one pomału się starzeją. Dziś nie dam rady zagrać w starego "Tomb Raider'a", czyli jednego z pierwszych, poważniejszych przedstawicieli 3D. W "Donkey Kong Country" szarpałem przez kilka długich wieczorów i praktycznie z miejsca rozgrywka mi się spodobała.
Wcielamy się tutaj w Donkey Konga, który razem ze swoim siostrzeńcem, Diddy Kongiem, chce odbić zapas bananów skradzionych przez króla Roola i jego armię Kremlingów. Co ciekawe obie postacie są grywalne i praktycznie w każdym momencie rozgrywki można się swobodnie przełączać między dwoma małpami. Jest to istotny element gameplayu bowiem bohaterowie różnią się od siebie umiejętnościami. Duży Kong jest jest silny, w związku z czym, mało który przeciwnik może się z nim równać. Jednocześnie jednak jest trochę ociężały. Diddy z kolei ze względu na wątłą posturę cechuje się zwinnością, szybkością i co najważniejsze - potrafi dalej i wyżej skakać. Ta ostatnia umiejętność sprawiła, że ja kiedy tylko mogłem, to przełączałem się na małą małpę. Gra ma charakter wysoce zręcznościowy, gdzie sekwencje skoków są na porządku dziennym. Diddy'm grało się po prostu lepiej.
[Obrazek: 2_zps89996a5e.png]
Główną siłą tej produkcji są zróżnicowane etapy naszpikowane wrogami i pułapkami. Gracz musi po prostu przejść z punktu A do B i przetrwać. Poruszamy się z lewa do prawa. Klasyczna platformówka. Teoretycznie plansze są dosyć krótkie, ale wcale nie oznacza to, że można je szybko przejść. Muszę się przyznać, że grę zaliczyłem na PS2 gdzie emulacja pozwalała mi zapisywać stan gry w dowolnym momencie. Wydaje mi się, że gdybym grał na oryginalnym SNES'ie poziom trudności drastycznie by wzrósł w moich oczach. Niektóre sekwencje powtarzałem po kilkanaście razy, aby w końcu je zaliczyć, a startowałem z wygodnego dla siebie pułapu. Co by było gdybym musiał się napocić, żeby w ogóle móc spróbować wykonać kolejną próbę w cięższym momencie? Tak zapewne było za czasów SNES'a. Chylę czoła przed tymi, którzy ukończyli tę produkcję we właściwy sposób.

Gra oferuje mnóstwo plansz do zaliczenia. Wikipedia podpowiada, że jest ich 40. Czasami zdarza się, że w kolejnych światach widać podobieństwa do etapów zaliczonych wcześniej, ale absolutnie nie można narzekać na brak różnorodności. Raz za razem cieszyłem się z tego, co widziałem na ekranie. Skaczące małpy śmigają sobie w słońcu, w deszczu, w śniegu, w soczystej roślinności, w morskich głębinach, na tle starożytnych budowli i czego tam jeszcze dusza zapragnie. W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że na tym samym etapie zmieniła mi się pogoda! Byłem w szoku. Przecież to jest twór na 16-sto bitowca. Dodatkowo jak na chwilę się zatrzymamy, to mały Kong zaczyna się bawić swoją czapeczką (podrzuca ją). Duża małpa też coś tam świruje. To takie smaczki, które cieszą i fajnie wyrażają emocje postaci. Oprócz standardowego skakania po platformach i na głowy przeciwników można tutaj spotkać szereg ciekawych patentów, które skutecznie urozmaicają gameplay. Sekwencje ze strzelającymi beczkami, jazda wagonikiem, czy platformą, którą dodatkowo trzeba na bieżąco zaopatrywać w paliwo, skoki po linach. Jest tego trochę. Normalnie zazdroszczę ludziom, którzy mieli do czynienia z tym hitem kilkanaście lat temu. Ta gra jest po prostu śliczna i przezajebiście różnorodna.

Szkic rozgrywki jest identyczny jak w "Crash Bandicoot 1" na PS1. Mamy przed sobą mapkę wyspy ze ścieżkami do kolejnych etapów. Po ich zaliczeniu czeka nas potyczka z bossem. Szefole nie stanowią większego wyzwania. Za każdym razem chodzi o te żeby kilka/kilkanaście razy skoczyć im na głowę i tym samym pozbawić życia. Walki te, to po prostu taki akcent kończący kilka plansz.

[Obrazek: 3_zps43357053.png]

Fajnie skomponowana jest również muzyka i tutaj również mam skojarzenia z pierwszym Crash'em. Często słychać tylko dźwięki potęgujące charakter danego etapu. Na przykład dźwiękowa aura posępności i tajemniczości towarzyszy nam w kopalniach, a melancholijne, spokojne melodie w morskich głębinach.

DKC to także masa bonusów i ukrytych lokacji, których w większości zapewne nawet nie odwiedziłem. Musiałbym drugi raz przetrząsać grę pod tym kontem i próbować wskakiwać i podejrzane miejscówki. Po ubiciu ostatniego szefa gra pokazała mi ... 52% ukończenia. To wręcz upokarzające, ale jednocześnie obrazujące ilość sekretów do zdobycia.
Czasami na swojej drodze można spotkać jakiegoś zwierza, krórego należy dosiąść (hmmm, ponowne skojarzenie z Crashem?). I tak nosorożec może rozbić podejrzaną ścianę, żaba jak to żaba - dziarsko skacze, a struś ma długie nogi co pozwala na "ominięcie" przeciwników.

W produkcję tą zagrałem przez przypadek. Uwielbiam po prostu ten gatunek, a DKC wśród miłośników platformerów jest pozycją wręcz obowiązkową, która obrosła kultem. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Gra oferuje pokłady grywalności i potrafi cieszyć nawet 20 lat po premierze. Skutki mojego przypadkowego romansu z tą gierką mogą być opłakane dla wolnej przestrzeni domowej. Kong stał się bowiem jedną z flagowych postaci Nintendo, co może skusić mnie do realnych inwestycji w konsole tej firmy. Na SNES'a oprócz opisywanej "jedynki" powstały jeszcze dwie kontynuacje, które ponoć rozwijały i udoskonalały rozwiązania zastosowane w pierwowzorze. Takim oto sposobem dopełniła się trylogia, którą oczywiście zaliczę. Skaczący goryl kazał na siebie długo czekać, ale jak już powrócił za sprawą "Donkey Kong Country Returns" na Wii (2010) to fani byli zachwyceni. Całkiem niedawno małpiszon ponowie powrócił z przytupem ("Donkey Kong Country: Tropical Freeze" - Wii U) standardowo zbierając wysokie noty.
Gierkę jak najbardziej polecam. Można ją bez większych problemu ograć na PS2/PSP. Ta gra sprawiła, że zacząłem szukać podobnej, zapomnianej klasyki i już mam na oku kilka interesujących pozycji. Niebawem szaraczek powróci do łask za sprawą ... pewnej intrygującej produkcji, która nie ma nawet swojego temtu na naszym forum. Tongue To już jednak materiał na kolejną bajkę.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#2
O boże boże boże jak ja dawno nie słyszałem o DK. Uh swoisty klasyk i w sumie gra którą każdy gracz retro powinien chociaż pobieżnie poznać. Gra do dzisiaj wyznaczająca pewne trendy w platformówkach, a w swoich czasach była prawdziwym hitem. Niestety serię porzucono po przejściu w trzeci wymiar. Jednak powróciła w wielkim stylu, zresztą tak jak i Rayman w swoich nowych i genialnych odsłonach.
Bardzo miło było poczytać o grach którymi zachwycałem się lata lata temu Smile

Odpowiedz
#3
Powiem tak - razi troszkę, że skojarzenia masz z Crash'em Wink . To DKC było pierwsze Wink .

DKC2 jest zdecydowanie najlepszą częścią z trylogii. Trójka jest trochę przekombinowana. Ze swojej strony polecam jeszcze wersje na GB - z kumplem jak dorwaliśmy karta to nie mogliśmy się oderwać (jedna z niewielu gier którą przeszedłem na 100% i to parę dobrych razy). SNES dla mnie jest ikoną lat dziewięćdziesiątych. Po ukazaniu się emulatorów, gdy ten świat ukazał się mi to nie mogłem uwierzyć ile to wspaniałych gier ominęło mnie. SNESa z chęcią bym kiedyś przygarną z jakąś pokaźną pulą gierek Wink . Ale na szczęście są emulatorki na prawie wszystko co teraz istnieje (DS, PSP, Android, PS2, PC itd itd). Z chęcią poczytam Twoje kolejne recenzje gier ze stajni Nintendo !
Odpowiedz
#4
(03-11-2014, 13:30)ashin napisał(a): Uh swoisty klasyk i w sumie gra którą każdy gracz retro powinien chociaż pobieżnie poznać.
Mimo, że grę ukończyłem, to i tak uważam, że poznałem ją jedynie pobieżnie. Oryginalny SNES wymuszał zapewne na graczu wielokrotne powtarzanie etapów, co przekładało się na lepsze poznanie światów i odkrywanie sekretów.


(03-11-2014, 13:34)Vicious napisał(a): Powiem tak - razi troszkę, że skojarzenia masz z Crash'em Wink . To DKC było pierwsze Wink .
Zgadza się. Swoimi nawiązaniami sugerowałem, że być może ktoś tu od kogoś ściągał...? Ale miałem na myśli oczywiście to, że Naughty Dog powieliło schematy stworzone przez twórców DKC (a nie na odwrót). Nie ma to jednak znaczenia. Obie gry są rewelacyjne. Przygody Konga to 2D w najlepszym wydaniu. Crash z kolei, to już inna perspektywa. Inna para kaloszy.

Są jednak u nas na forum retro świry.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#5
Kraszu - spoko spoko. Dlatego puściłem oczko;-). Wiem o tym. Ja jestem mega świrem retro (nadal gram w gry z ataryny)
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Recenzja No More Heroes Kratos 4 7827 18-11-2014, 16:57
Ostatni post: Kratos
  Retro Recenzja - Panic Restaurant - NES Yohokaru 3 6328 21-01-2014, 11:39
Ostatni post: Kraszu
  [NES][Recenzja] Goal 3 ashin 4 7916 06-01-2014, 19:51
Ostatni post: 1903
  [Neo Geo][Recenzja] Seria Metal Slug ashin 1 5252 22-08-2013, 08:00
Ostatni post: piotros
  [NES][Recenzja] Ice! Ice! Hockey Challenge ashin 0 5130 21-08-2013, 21:27
Ostatni post: ashin
  Retro Recenzja - Kick Master na NES Yohokaru 2 5890 21-08-2013, 19:24
Ostatni post: Kratos
  [recenzja]Tales of phantasia[SNES] ashin 0 4845 13-03-2012, 11:20
Ostatni post: ashin

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości