Za dzieciaka (czasy NES i Atari) to "konsola" była rozchwytywana i trzeba było robić rezerwacje na kilka godzin do przodu. Grałem ja, mój brat i siostra. Na początku sister była ode mnie lepsza w legendarne Super Mario Bros, a to dlatego, że ja nie potrafiłem przejść tego bossa (zielonego smoka zwanego przez nas "Gorgiem"). Później już nie było na mnie mocnych
Prawdopodobnie dlatego, że jestem zawzięty i uparty. Kiedy rodzeństwo nie radziło sobie w grze, to po prostu odpuszczali. Ja z kolei ciorałem twardo, aż ruskie pseudo NES'y się paliły. Ze strony rodziców, to nie były dla nas dobre czasy. Matka tylko gadała więc "no problem", ale ojciec jak zobaczył, że za długo gramy, to potrafił chwycić za zasilacz i koniec dobrego. On to przeciwnik wirtualnej rozgrywki na całego. Nie to, że jakiś tyran, ale dla niego to bzdury więc nie warto na to tracić czasu i zdrowia.
Na całe szczęście za nastolatka już nie mieszkałem z rodzicami tylko z wujem, a że miałem pokój na wyłączność i stałem się posiadaczem szarej maszynki SONY, to gry powróciły do mojego życia i stały się pasją. Później doszło PS2. Generalnie nie jestem typem gościa, który potrafi grać całą noc, chociaż czasami zdarzały się maratoniki do 1 czy 2 w nocy. Tak to jest jak gierka wciągnie. Wujo wówczas na drugi dzień oczywiście się ze mnie śmiał i oczywiście wszystko meldował rodzicom. Nie przejmowałem się tym zbytnio... To były złote czasy jeśli chodzi o granie i wówczas sporo czasu na to poświęcałem.
Teraz bowiem mieszkam z moją panną. Praca, codzienność i przede wszystkim mniej wolnego czasu. Niemniej jednak kiedy tylko mi się nudzi, to odpalam PS2 i do przodu. Dziewczyna w sumie się cieszy, bo wówczas ma czas na swoje pierdoły, które tam ogarnia w necie. Można powiedzieć, że jesteśmy siebie warci. Ona śmieje się ze mnie, że stary chłop, a gra w "głupie gierki", a ja z niej, że "stara baba, a pierdoły w necie ogląda". Z nią jest jednak dobra faza, bo czasem ją przepytuje z gier, które przy niej zaliczyłem. Opisuje tytuł, a ona ma podawać pełną nazwę. Niestety ma tylko skojarzenia, ale generalnie wychodzi zabawnie bo:
- God of War to Bóg Wojny więc można uznać;
- Prince of Persia to King of Persia;
- to jest dobre... DMC to "Dante must Die" hihi
- a najlepsza petarda... MoH:Frontline to "strzelanie do nazistów" haha
- ale muszę jej oddać, że pamięta ICO
Reasumując moi bliscy nie rozumieją, co to jest gra video. Dla nich to coś przyziemnego, dla mnie wirtualna przygoda dająca mnóstwo fun'u. Dobra gra, to dzieło, które potrafi zachwycić, wzruszyć, sprawić, że będę miał ciary na całym ciele itd. Niestety NIE-gracz nigdy tego nie zrozumie.