Recenzja Uncharted 2: Among Thieves
Kiedy w 2007 roku Nathan Drake zadebiutował na PS3 chyba nikt nie spodziewał się aż tak dobrego startu. Dzisiaj, po całej trylogii, części na PS Vitę i w kontekście nadchodzącej części czwartej na PS4, można śmiało powiedzieć, że efekt końcowy przerósł najśmielsze oczekiwania nawet samego Sony. Drake to może nie maskotka PS3, bo jest na to za duży, ale z pewnością symbol jednoznacznie kojarzony z konsolą. Myślisz „PS3” – widzisz Uncharted. Pierwsza część nie wprowadziła rewolucji, ale mimo wszystko spotkała się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem przez graczy, którzy dali upust swoim emocjom ściągając z półek ponad 2.5 mln pudełek z grą. Z dwójką jest w zasadzie podobnie. Dodano kilka nowych elementów, dopieszczono większość starych i tyle wystarczyło, żeby zajęła wysoką lokatę wśród najwyżej ocenianych tytułów na trzecią plejstację. A tam gdzie wysokie oczekiwania łatwo o spore rozczarowanie. Wszystko jednak po kolei.
Wraz z efektownymi najazdami kamery błądzimy wzrokiem po czymś, co wygląda na kolejowy wagon. Ręka sięga do boku, który niemiłosiernie krwawi. Krótki rzut okiem i już wiemy kim jest ten szczęśliwiec. Nathan najwyraźniej nie jest w pełni formy, a to jeszcze nie koniec niespodzianek. Wagon, w którym obecnie dogorywa majestatycznie… wisi nad ogromną przepaścią. Co zrobić? Niewiele się zastanawiając wspinam się po niepewnym gruncie, aż do szczytu góry, kiedy to nieobarczony już żadnym bagażem wagon leci hen w dół. Szczyt góry tylko z pozoru wydawał się dobrym miejscem na odpoczynek. Śnieżna zawierucha raczej nie przyspieszy gojenia ran, a wokoło tylko tlące się pozostałości ze znajomego pociągu. I to ma być ten raj? W co się znowu ten Drake wpakował?
W tym momencie przenosimy się z akcją do wcześniejszych, dużo bardziej przyjemnych zdarzeń. Harry Flynn, kumpel Drake’a składa mu propozycję nie do odrzucenia. Uzależniony od zbieractwa drogocennych skarbów zgadza się wziąć udział w wyprawie mającej na celu odnalezienie zaginionego majątku Marco Polo. Dla nikogo nie będzie zapewne zaskoczeniem fakt, że szybko wszystko się pokiełbasi, a na drodze Nathan(k)a i jego towarzyszy wyrasta przeszkoda za przeszkodą. Po tym epickim epilogu, a w zasadzie już w jego trakcie, również miała miejsce pewna wyprawa. Wyprawa mająca na celu znalezienie mojej szczęki, którą przed chwilą upuściłem. Skok graficzny, jakiego dokonała ekipa „Niegrzecznych psów” przez te 2 lata zasługuje na najwyższe laury uznania. Uncharted 2 wygląda po prostu obłędnie. Ta dosłowna zmiana klimatu na ośnieżone górskie tereny to wręcz wymarzony początek przygody. W żadnej innej grze nie widziałem jeszcze tak kapitalnie odwzorowanego śniegu, do którego nawiasem mówiąc mam słabość. Nie zabraknie oczywiście dżungli, potem także splądrowanych miejskich uliczek czy jaskiń, a każda z tych miejscówek została w czarodziejski sposób zaimplementowana do gry. Teren, na jakim w danej chwili operujemy nie jest jakoś specjalnie rozbudowany. To zazwyczaj jedna odnoga, którą podążamy, z małymi odnóżkami, ale może właśnie dzięki temu obraz prezentuje się tak fenomenalnie. I mówi to osoba, która co do zasady woli w grę grać niż się na nią gapić. Wtórują temu świetnie wkomponowane w tło dźwięki, nie inaczej. Kiedy ptaszkom zabraknie pary w swoim wesołym ćwierkaniu to wyręczy je monumentalna muzyka.
Zasady gry się nie zmieniły, bo i zmienić się nie musiały. Skaczemy, strzelamy, czasem (ale tylko czasem) główkujemy. Tym razem wszystko rozbija się jednak o idealne proporcje, jakie zostały zachowanie pomiędzy tymi składowymi. Panom i paniom z Naughty Dog udało się ustrzelić w złoty środek, dzięki czemu od ekranu odchodziłem tylko wtedy, kiedy musiałem, to jest kiedy trzeba było zmienić pieluchę hłe hłe. Główną bolączką jedynki był fakt, iż bliżej jej było do strzelanki aniżeli gry przygodowej, jakiej większość oczekiwała. W Uncharted 2 udało się znaleźć doskonały balans, dzięki któremu gra nie nuży powtarzalnością rozgrywki. Zagadki, i to mogę powiedzieć od razu, kolejny raz nie są najmocniejszą stroną tej serii. Jest ich jak na lekarstwo, a te, które występują nie dają naszej mózgownicy odpowiedniego kopa. Pan Nathan w dalszym ciągu na całe szczęście wie jak się powinno skakać. Jego z pozoru ociężałe ruchy nie mają prawo dojść celu, a mimo to niemal zawsze w ostatniej chwili utrafia on wymarzoną krawędź. Przechodzenie pomiędzy kolejnymi uwypukleniami odbywa się w sposób bardzo płynny. Zazwyczaj kicamy jak po sznurku, a na jedno z większych wyzwań natkniemy się podczas „spacerku” po bajecznej krainie lodu gdzieś u podnóża Himalai.
Nie mniej frajdy sprawia sztuka strzelania do zbirów. Chowanie się za osłonami nareszcie przestało być wrzodem na tyłku i można bez podnoszenia sobie ciśnienia prowadzić ostrzał zza murka czy przełączać się pomiędzy kolejnymi przeszkodami. Choć Drake dalej może nosić ze sobą tylko po jednej sztuce któregoś z dwóch rodzajów broni to nie ma czego żałować, bo sam arsenał uległ znacznej ekspansji. Pistolety, uzi, shotguny, snajperka, granatniki, RPG, minigun czy nawet kusza. Naprawdę ciężko się czasem zdecydować na podmiankę, ale z racji ograniczonej liczby amunicji jesteśmy do tego zmuszeni. Z pomocą przy precyzyjniejszemu celowaniu przychodzi przybliżenie, co pozwala sadzić jeszcze bardziej soczyste headshoty. Do naszej dyspozycji oddano jeden typ granatów, ale ich przydatność stoi pod wielkim znakiem zapytania. Rzucony nawet tuż obok przeciwnika zazwyczaj zrobi więcej hałasu niż krzywdy. Przeciwnicy zresztą potrafią błyskawicznie się zreflektować posyłając idealnie (a jakże) pod nasze nogi swoją morderczą bombkę.
Poza tym uskuteczniają szereg innych działań, których wspólnym mianownikiem jest maksymalnie zalezienie nam za skórę. Jeżeli oddamy w stronę takiego hultaja zbyt dużo niecelnych strzałów to ten skitra się i nieprędko wyściubi jakąkolwiek część ciała, którą można by mu przestrzelić. A jak już łaskawie to zrobi, to z pewnością nie w miejscu, w którym byśmy się tego spodziewali. Znane są im także techniki oflankowywania i podejmują częste próby wykurzenia nas z pewnej pozycji. Drake za to wyćwiczył się do tego stopnia, że potrafi skutecznie ostrzeliwać wroga zwisając jedną ręką z krawędzi. Co może dużo wspólnego z realizmem nie ma, ale jest szalenie efektowne. A jak nie masz łochoty łodstrzelić łba czyjegoś to polecamy mu go skręcić. W bliskiej odległości od rywala wystarczy wcisnąć
, żeby delikwenta zrzucić w nicość bądź zająć się nim po cichu. Na mniejsze grupki możemy się porwać z gołymi rękoma. Prymitywnego łomotu dokonamy poprzez naduszanie
do momentu spowolnienia, co jest sygnałem do uniku
i dobicia padalca. Niech ginie.
Spoiwem, które łączy te wszystkie elementy i sprawia, że gra nie pozwala się od siebie oderwać jest jej ultra widowiskowy charakter. Od początku do samiuśkiego końca raczeni jesteśmy wartką akcją i zauważalnym na każdym kroku rozmachem. Ukoronowaniem całości są zrealizowane w iście hollywoodzkim stylu filmiki. Przejścia między filmikiem a właściwą rozgrywką są znowuż na tyle subtelne, że łatwo się pomylić. Wydaje mi się, że humor w stosunku do poprzedniej części nieco zelżał i Nate już tak często nie karmi nas swoimi dowcipasami, a cały ciężar prowadzenia dialogów przeniesiony został między niego i 2 ślicznotki do wyboru.
W grze z tak wielką machiną marketingową nie mogło zabraknąć naszego ojczystego języka. Jest i on i to we wszystkich możliwych konfiguracjach. Ja poszedłem na żywioł i postawiłem od samego początku na dubbing. Co prawda kilka fragmentów razi sztucznością, choć głównie za sprawą zbyt dosłownego tłumaczenia, ale polskie głosy dają radę. Naturalnie największe brawa należą się dzielnicowemu z „Rodziny zastępczej”. Jarosław Boberek w swoim fachu nie ma sobie równych i kolejny raz to udowodnił tworząc przekonującą postać młodego podróżnika.
Uncharted 2 to przykład kontynuacji idealnej. Prawdziwy blockbuster w najlepszym tego słowa znaczeniu gwarantujący jazdę bez trzymanki przez bite 10-12 godzin. Czysta, niczym nieskrępowana rozgrywka z uroczymi widoczkami w tle.
Moja ocena: 9.25/10
P.S. Trybu multi nie sprawdzałem, bo taką mam zasadę ;)
Kiedy w 2007 roku Nathan Drake zadebiutował na PS3 chyba nikt nie spodziewał się aż tak dobrego startu. Dzisiaj, po całej trylogii, części na PS Vitę i w kontekście nadchodzącej części czwartej na PS4, można śmiało powiedzieć, że efekt końcowy przerósł najśmielsze oczekiwania nawet samego Sony. Drake to może nie maskotka PS3, bo jest na to za duży, ale z pewnością symbol jednoznacznie kojarzony z konsolą. Myślisz „PS3” – widzisz Uncharted. Pierwsza część nie wprowadziła rewolucji, ale mimo wszystko spotkała się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem przez graczy, którzy dali upust swoim emocjom ściągając z półek ponad 2.5 mln pudełek z grą. Z dwójką jest w zasadzie podobnie. Dodano kilka nowych elementów, dopieszczono większość starych i tyle wystarczyło, żeby zajęła wysoką lokatę wśród najwyżej ocenianych tytułów na trzecią plejstację. A tam gdzie wysokie oczekiwania łatwo o spore rozczarowanie. Wszystko jednak po kolei.
![[Obrazek: uncharted-2-among-thieves-20090819055532...0_640w.jpg]](http://assets1.ignimgs.com/2009/08/19/uncharted-2-among-thieves-20090819055532290-2964770_640w.jpg)
Wraz z efektownymi najazdami kamery błądzimy wzrokiem po czymś, co wygląda na kolejowy wagon. Ręka sięga do boku, który niemiłosiernie krwawi. Krótki rzut okiem i już wiemy kim jest ten szczęśliwiec. Nathan najwyraźniej nie jest w pełni formy, a to jeszcze nie koniec niespodzianek. Wagon, w którym obecnie dogorywa majestatycznie… wisi nad ogromną przepaścią. Co zrobić? Niewiele się zastanawiając wspinam się po niepewnym gruncie, aż do szczytu góry, kiedy to nieobarczony już żadnym bagażem wagon leci hen w dół. Szczyt góry tylko z pozoru wydawał się dobrym miejscem na odpoczynek. Śnieżna zawierucha raczej nie przyspieszy gojenia ran, a wokoło tylko tlące się pozostałości ze znajomego pociągu. I to ma być ten raj? W co się znowu ten Drake wpakował?
W tym momencie przenosimy się z akcją do wcześniejszych, dużo bardziej przyjemnych zdarzeń. Harry Flynn, kumpel Drake’a składa mu propozycję nie do odrzucenia. Uzależniony od zbieractwa drogocennych skarbów zgadza się wziąć udział w wyprawie mającej na celu odnalezienie zaginionego majątku Marco Polo. Dla nikogo nie będzie zapewne zaskoczeniem fakt, że szybko wszystko się pokiełbasi, a na drodze Nathan(k)a i jego towarzyszy wyrasta przeszkoda za przeszkodą. Po tym epickim epilogu, a w zasadzie już w jego trakcie, również miała miejsce pewna wyprawa. Wyprawa mająca na celu znalezienie mojej szczęki, którą przed chwilą upuściłem. Skok graficzny, jakiego dokonała ekipa „Niegrzecznych psów” przez te 2 lata zasługuje na najwyższe laury uznania. Uncharted 2 wygląda po prostu obłędnie. Ta dosłowna zmiana klimatu na ośnieżone górskie tereny to wręcz wymarzony początek przygody. W żadnej innej grze nie widziałem jeszcze tak kapitalnie odwzorowanego śniegu, do którego nawiasem mówiąc mam słabość. Nie zabraknie oczywiście dżungli, potem także splądrowanych miejskich uliczek czy jaskiń, a każda z tych miejscówek została w czarodziejski sposób zaimplementowana do gry. Teren, na jakim w danej chwili operujemy nie jest jakoś specjalnie rozbudowany. To zazwyczaj jedna odnoga, którą podążamy, z małymi odnóżkami, ale może właśnie dzięki temu obraz prezentuje się tak fenomenalnie. I mówi to osoba, która co do zasady woli w grę grać niż się na nią gapić. Wtórują temu świetnie wkomponowane w tło dźwięki, nie inaczej. Kiedy ptaszkom zabraknie pary w swoim wesołym ćwierkaniu to wyręczy je monumentalna muzyka.
![[Obrazek: uncharted-2-among-thieves-20090819055547...8_640w.jpg]](http://assets2.ignimgs.com/2009/08/19/uncharted-2-among-thieves-20090819055547727-2964778_640w.jpg)
Zasady gry się nie zmieniły, bo i zmienić się nie musiały. Skaczemy, strzelamy, czasem (ale tylko czasem) główkujemy. Tym razem wszystko rozbija się jednak o idealne proporcje, jakie zostały zachowanie pomiędzy tymi składowymi. Panom i paniom z Naughty Dog udało się ustrzelić w złoty środek, dzięki czemu od ekranu odchodziłem tylko wtedy, kiedy musiałem, to jest kiedy trzeba było zmienić pieluchę hłe hłe. Główną bolączką jedynki był fakt, iż bliżej jej było do strzelanki aniżeli gry przygodowej, jakiej większość oczekiwała. W Uncharted 2 udało się znaleźć doskonały balans, dzięki któremu gra nie nuży powtarzalnością rozgrywki. Zagadki, i to mogę powiedzieć od razu, kolejny raz nie są najmocniejszą stroną tej serii. Jest ich jak na lekarstwo, a te, które występują nie dają naszej mózgownicy odpowiedniego kopa. Pan Nathan w dalszym ciągu na całe szczęście wie jak się powinno skakać. Jego z pozoru ociężałe ruchy nie mają prawo dojść celu, a mimo to niemal zawsze w ostatniej chwili utrafia on wymarzoną krawędź. Przechodzenie pomiędzy kolejnymi uwypukleniami odbywa się w sposób bardzo płynny. Zazwyczaj kicamy jak po sznurku, a na jedno z większych wyzwań natkniemy się podczas „spacerku” po bajecznej krainie lodu gdzieś u podnóża Himalai.
Nie mniej frajdy sprawia sztuka strzelania do zbirów. Chowanie się za osłonami nareszcie przestało być wrzodem na tyłku i można bez podnoszenia sobie ciśnienia prowadzić ostrzał zza murka czy przełączać się pomiędzy kolejnymi przeszkodami. Choć Drake dalej może nosić ze sobą tylko po jednej sztuce któregoś z dwóch rodzajów broni to nie ma czego żałować, bo sam arsenał uległ znacznej ekspansji. Pistolety, uzi, shotguny, snajperka, granatniki, RPG, minigun czy nawet kusza. Naprawdę ciężko się czasem zdecydować na podmiankę, ale z racji ograniczonej liczby amunicji jesteśmy do tego zmuszeni. Z pomocą przy precyzyjniejszemu celowaniu przychodzi przybliżenie, co pozwala sadzić jeszcze bardziej soczyste headshoty. Do naszej dyspozycji oddano jeden typ granatów, ale ich przydatność stoi pod wielkim znakiem zapytania. Rzucony nawet tuż obok przeciwnika zazwyczaj zrobi więcej hałasu niż krzywdy. Przeciwnicy zresztą potrafią błyskawicznie się zreflektować posyłając idealnie (a jakże) pod nasze nogi swoją morderczą bombkę.
![[Obrazek: uncharted-2-among-thieves-20100212094318...7_640w.jpg]](http://assets2.ignimgs.com/2010/02/12/uncharted-2-among-thieves-20100212094318675-3130317_640w.jpg)
Poza tym uskuteczniają szereg innych działań, których wspólnym mianownikiem jest maksymalnie zalezienie nam za skórę. Jeżeli oddamy w stronę takiego hultaja zbyt dużo niecelnych strzałów to ten skitra się i nieprędko wyściubi jakąkolwiek część ciała, którą można by mu przestrzelić. A jak już łaskawie to zrobi, to z pewnością nie w miejscu, w którym byśmy się tego spodziewali. Znane są im także techniki oflankowywania i podejmują częste próby wykurzenia nas z pewnej pozycji. Drake za to wyćwiczył się do tego stopnia, że potrafi skutecznie ostrzeliwać wroga zwisając jedną ręką z krawędzi. Co może dużo wspólnego z realizmem nie ma, ale jest szalenie efektowne. A jak nie masz łochoty łodstrzelić łba czyjegoś to polecamy mu go skręcić. W bliskiej odległości od rywala wystarczy wcisnąć



Spoiwem, które łączy te wszystkie elementy i sprawia, że gra nie pozwala się od siebie oderwać jest jej ultra widowiskowy charakter. Od początku do samiuśkiego końca raczeni jesteśmy wartką akcją i zauważalnym na każdym kroku rozmachem. Ukoronowaniem całości są zrealizowane w iście hollywoodzkim stylu filmiki. Przejścia między filmikiem a właściwą rozgrywką są znowuż na tyle subtelne, że łatwo się pomylić. Wydaje mi się, że humor w stosunku do poprzedniej części nieco zelżał i Nate już tak często nie karmi nas swoimi dowcipasami, a cały ciężar prowadzenia dialogów przeniesiony został między niego i 2 ślicznotki do wyboru.
![[Obrazek: uncharted-2-among-thieves-20090203014827...9_640w.jpg]](http://assets2.ignimgs.com/2009/02/03/uncharted-2-among-thieves-20090203014827973-2737049_640w.jpg)
W grze z tak wielką machiną marketingową nie mogło zabraknąć naszego ojczystego języka. Jest i on i to we wszystkich możliwych konfiguracjach. Ja poszedłem na żywioł i postawiłem od samego początku na dubbing. Co prawda kilka fragmentów razi sztucznością, choć głównie za sprawą zbyt dosłownego tłumaczenia, ale polskie głosy dają radę. Naturalnie największe brawa należą się dzielnicowemu z „Rodziny zastępczej”. Jarosław Boberek w swoim fachu nie ma sobie równych i kolejny raz to udowodnił tworząc przekonującą postać młodego podróżnika.
Uncharted 2 to przykład kontynuacji idealnej. Prawdziwy blockbuster w najlepszym tego słowa znaczeniu gwarantujący jazdę bez trzymanki przez bite 10-12 godzin. Czysta, niczym nieskrępowana rozgrywka z uroczymi widoczkami w tle.
Moja ocena: 9.25/10
P.S. Trybu multi nie sprawdzałem, bo taką mam zasadę ;)