Hmmm, należałoby na wstępie zadać pytanie: Kiedy uważasz grę za ukończoną? Kiedyś spotkałem się w sieci z artykułem na ten temat. Na podstawie wyników z anonimowych ankiet dało się zaobserwować dwie filozofie przechodzenia gier:
1) Amerykańska, ku której skłaniają się również Europejczycy – Gra jest ukończona w momencie, w którym zobaczę napisy końcowe;
2) Japońska – skośnoocy zawsze byli inni i u nich sytuacja nie jest już tak klarowna. Zdecydowanie bardziej dążą oni do maksowania gier i dopiero jeżeli im się to uda, albo będą blisko tego celu uważają grę za ukończoną (zadania poboczne, znajdźki, wyższe poziomy trudności, jak najwyższy % ukończenia). Mimo iż nie posiadam skośnych oczu, to bliżej mi do tego modelu.
Stronki podrzucone przez Kratosa zawierają zapewne statystyki z modelu Amerykańskiego.
1) Amerykańska, ku której skłaniają się również Europejczycy – Gra jest ukończona w momencie, w którym zobaczę napisy końcowe;
2) Japońska – skośnoocy zawsze byli inni i u nich sytuacja nie jest już tak klarowna. Zdecydowanie bardziej dążą oni do maksowania gier i dopiero jeżeli im się to uda, albo będą blisko tego celu uważają grę za ukończoną (zadania poboczne, znajdźki, wyższe poziomy trudności, jak najwyższy % ukończenia). Mimo iż nie posiadam skośnych oczu, to bliżej mi do tego modelu.

Stronki podrzucone przez Kratosa zawierają zapewne statystyki z modelu Amerykańskiego.