Hitman 2: Silent Assassin
#1
[Obrazek: Beznbsptytu1420u_zps345a0c42.jpg]

Blisko rok po zakupie w końcu zabrałem się za „Hitman 2: Silent Assassin”. Jednocześnie była to moja pierwsza styczność z serią. Zwykłem co prawda poznawać znane tasiemce od części pierwszej, ale akurat Agent 47 zadebiutował na najgorszej z możliwych platform do grania, czyli komputerach osobistych. I tak, prawdopodobnie nie będzie mi dane poznać sławetnego pierwowzoru…

Niezrażony jednak powyższymi faktami postanowiłem dać łysemu szansę. Pamiętam, że moją uwagę rozbudził swego czasu Mr.Q rozwodząc się nad zaletami „Krwawej Forsy”. Za mną bodajże 5 misji zatem spieszę z wyjaśnieniami.

Głównym bohaterem jest oczywiście znany i lubiany zawodowy morderca o kryptonimie 47. Ale, ale – okazuje się bowiem, że nasz milusiński postanowił skończyć ze swoim zbrodniczym procederem. W tym celu zaszył się na tyłach kościoła na Sycylii, gdzie uprawia pomidory i ogólnie dba o zieleń. Tam też poznaje wyjątkowo tolerancyjnego księdza Vittorio, który jako jedyny dostrzega w nim … dobroć. Czy człowiek, który wysłał na tamten świat całe zastępy ludzi może być dobry? To temat na osobną dyskusję, ale faktem jest, że bezwzględny, zimny zabójca zaprzyjaźnił się z duchownym o gołębim sercu.
Kiedy Vittorio zostaje uprowadzony przez mafię, Hitman postanawia wrócić z emerytury. Za uwolnienie księdza porywacze żądają słonego okupu, a Agencja zawsze dobrze płaciła za likwidowanie niewygodnych. O perfekcyjnego zabójcę wcale nie jest tak łatwo, a że łysy jest najlepszy, to na brak zajęcia nie może narzekać. Tym razem jednak jego motywy są zupełnie inne. Teraz nie chodzi o pieniądze, to raczej sprawa osobista.

I w tym momencie gracz wciela się w głównego bohatera. Zdążyłem się zorientować, że do wykonania jest 21 rozbudowanych misji i już mogę stwierdzić, że gra oferuje bardzo satysfakcjonującego singla pod względem czasu przeznaczonego na zabawę. Teoretycznie dotychczasowe misje, które zaliczyłem da się ukończyć w dosłownie kilka minut, ale za pierwszym razem zajmuje to kilkadziesiąt, albo nawet kilka godzin.

Zauważyłem, że gameplay opiera się na pewnym schemacie. Zazwyczaj celem misji jest zlikwidowanie jakiegoś ważniaka. Żeby tego dokonać najpierw trzeba rozeznać się w dostępnym ekwipunku i gadżetach, albo je zdobyć. Później następuje wędrówka do celu, następnie sprzątamy delikwenta i trzeba jeszcze po cichaczu wycofać się do określonego miejsca.

Stwierdzam, że w świecie Hitmana jestem żałosnym żółtodziobem i dopiero uczę się w to grać. Produkcja zaszufladkowana jest jako skradanka, ale jest to konkretnie naciągane. Hitman oczywiście preferuje skradanie i pozostawanie w ukryciu, ale gameplay to również mieszanina taktyki, strategii, logiki, strzelaniny i eksploracji terenu. Z czymś takim spotkałem się do tej pory jedynie przy okazji mojej ukochanej gry na PS1 – „Sheep, Dog N’Wolf”. Realia i tematyka skrajnie odmienne, ale filozofia rozgrywki podobna.
Pokrótce mogę powiedzieć, że gra w Hitmana jest wyjątkowa i uzależnia. Co prawda konkretnie w przypadku części drugiej szczerze trzeba przyznać, że grafika się zestarzała i w tych czasach jest to widoczne. Jeżeli zatem oczekujesz fajerwerków i miliona poligonów, to w tym momencie przestań czytać. Osobiście mam żyłkę retrogamera i na tego typu szpile po prostu patrzę przychylnym okiem. Wiadomym jest natomiast, że nie samą grafiką człowiek żyje. Tutaj chodzi o coś zupełnie innego. Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że solidny soundtrack to podstawa w budowaniu klimatu i że dźwiękiem można niszczyć braki w grafice. Oprawa audio to w tym przypadku majstersztyk. Już w menu w głośników dochodzą intrygujące chóralne śpiewy. Podczas eksploracji jest cudnie. Aż chce się maszerować. Momentami podczas eksploracji mam skojarzenia z … Silent Hill (piotros, widzę jak Ci się właśnie oczy zaświeciły Tongue). Poważnie, klimacik i dreszczyk niczym w miasteczku. Piękna sprawa.

Solą gry jest natomiast obmyślanie taktyki i nieustanne kombinowanie. Bardzo istotną opcją gameplau jest ta odpowiedzialna za przebieranie się. Jak bowiem przebić się przez lochy pełne uzbrojonych wrogów? Ano najlepiej śmignąć jednego z nich przez łeb kijem golfowym, tudzież bejsbolowym, skitrać jego ciało za rogiem i zabrać mu fatałaszki. Później spokojnym krokiem maszerować twardo przed siebie. A nuż się uda…? Jak wspominałem dopiero tego typu patentów się uczę. Mam jakąś dziwną blokadę przed zbliżaniem się do strażników, którą zapewne zawdzięczam sesjom z MGS/Splinter Cell. W Hitmana gra się po prostu inaczej. Trzeba jednak zaznaczyć, że sporo sytuacji można rozwiązać brutalną siłą. Kałach i do przodu. I w tym momencie warto wspomnieć o animacjach śmierci przeciwników. Czuć moc ołowiu! Strażników po trafieniu odrzuca aż miło, posoka szerokim strumieniem spływa po ścianach. Z agentem po prostu nie ma żartów.

Gra jest o tyle ciekawa, że pozwala na kreatywność. Misje można ukończyć na kilka sposobów. Po ukończonym zadaniu zerkam do solucji i zazwyczaj mój sposób nie pokrywa się z tym, co oferuje gotowiec. To ogromny plus „Cichego Zabójcy”.

Właśnie odkryłem kolejna serię, z którą zapewne będę się systematycznie zapoznawał. Póki co ode mnie tyle. Zapewne jeszcze coś dodam po kolejnych sesjach. Dyskusję na temat „Hitman 2: Silent Assassin” uważam za otwartą.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#2
No, to ja lubię. Znakomita seria, znakomity tytuł. Osobiście jestem purystą i każdą odsłonę zdążyłem już zaliczyć z rangą "cichy zabójca", która wymaga zlikwidowania tylko celu, zera alarmów, nie wolno również oddać ani jednego strzału. Tak więc moim najlepszym przyjacielem z którym się nie rozstawałem była garota. Frajda z przejścia misji w ten sposób ogromna. Pamiętam, że misję Anathema byłem w stanie zaliczyć z taką rangą w czasie trzech minut. Grałem w ten tytuł tak namiętnie, że na pamięć znałem wszelkie ścieżki strażników i ukryte przejścia. W samym klasztorze jest kilka ukrytych przejść - ciekawe, czy je znajdziesz, Kraszu.

Wbrew pozorom fabuła to ważny element gry. W tej części jest świetna i w miarę postępów poznajemy dalsze losy naszego przyjaciela. Nie brakuje znakomitych zwrotów akcji.

Jeżeli można powiedzieć, że jestem człowiekiem Gran Turismo, można z bez wyrzutów sumienia stwierdzić, że jestem człowiekiem Hitmana. Masterowanie poziomów i pokonywanie ich z coraz to większą gracją to zupełnie inny poziom rozgrywki.
[Obrazek: senna1.png][Obrazek: Makaveli0160.png] [Obrazek: senna%202.png]
Odpowiedz
#3
Aż miło się to czyta Big Grin
Cieszy fakt, że złapałeś bakcyla i doceniłeś niewątpliwe uroki serii. Nie wiem jak w SA, ale w Krwawej Forsie sposobów na przejście każdej misji jest naprawdę mnóstwo i nie wszystkie każdemu do głowy przed jej ukończeniem wpadną. Narobiłeś mi smaku na ten tytuł, toteż postaram się przyjrzeć mu się bliżej we wrześniu.
Odpowiedz
#4
Uwielbiam ten sposób, w jaki Kraszu opisuje ogrywane przez siebie szpile. Bardzo przyjemnie czyta się Twoje sprawozdania z rozgrywki i bez wątpienia są to jedne z najlepszych postów w dziale Game Corner. Smile

Serii zacząłem przyglądać się bliżej, gdy to Mr.Q ogrywał odsłonę o dźwięcznym podtytule "Krwawa Forsa". Nie sposób nie zauważyć, że obydwaj podkreślaliście w zasadzie te same aspekty gry jako mocne strony - swoboda działania, specyficzna atmosfera, skrupulatne planowanie etc. Fajnie się złożyło, że Krasz wziął się za tą część akurat teraz - gdy niebawem rozpocznie się sezon growy. Trochę jednak zniechęciło mnie to, że gra się w tą grę inaczej, aniżeli w inne skradanki dostępne na rynku - przede wszystkim odmiennie od "Splinter Cella". W każdym razie czekam na dalsze wieści z rozgrywki.
[Obrazek: PaultheGreatPL.png]
Odpowiedz
#5
(24-08-2014, 20:23)Makaveli napisał(a): Osobiście jestem purystą i każdą odsłonę zdążyłem już zaliczyć z rangą "cichy zabójca", która wymaga zlikwidowania tylko celu, zera alarmów, nie wolno również oddać ani jednego strzału.

Póki co, takie osiągi to nie moja liga. Na tę chwilę chcę po prostu samodzielnie przejść grę. Nie ważne jakimi sposobami. Miałem moment, że już po zaliczeniu celów wyciąłem w pień całe zastępy strażników. Troszkę mnie to gryzie, bo rozumiem, że to wbrew filozofii rozgrywki. Ale z drugiej strony sprawiło mi to satysfakcję, bo wcześniej musiałem się skradać i ze 40 minut krążyć gdzieś pokątnie. To taki syndrom "Teraz wam pokażę". AK się grzało i tylko magazynki zmieniałem. Którąś misję (wycieczka na przyjęcie) udało mi się jednak zaliczyć na rangę "professional" i przyznaję, że jest to motywujące. Prawdopodobnie zaatakuję tego szpila jeszcze raz na poziomie hard i wówczas postaram się być Cichym Zabójcą. Obecnie moje poczynania są spokojne ... do czasu. Zdarza się bowiem, że z kija przydzwonię po plerach, struną fortepianową podduszę, a i od starego, dobrego ołowiu nie stronię. W końcu cały ten rozbudowany arsenał trzeba przetestować. Tongue

(25-08-2014, 16:00)PaultheGreat napisał(a): Trochę jednak zniechęciło mnie to, że gra się w tą grę inaczej, aniżeli w inne skradanki dostępne na rynku - przede wszystkim odmiennie od "Splinter Cella". W każdym razie czekam na dalsze wieści z rozgrywki.
Mnie również to zniechęciło na początku. Nie wiem, czy nie porzuciłbym tej gry gdyby nie fakt, że zainwestowałem w oryginał. Zapłaciłem myślę sobie, wypada zatem przejść. No i zaczęło się i jest tylko lepiej. Haczyk połknięty. Pierwszej, w sumie bardzo łatwej misji, nie potrafiłem przejść przez kilkadziesiąt minut. Gra w Hitmana rządzi się swoimi prawami.

Cholernie brakuje mi w Silent Assassin skali cienia znanego ze Splnter Cell. Tutaj co prawda z powodzeniem można zestrzeliwać żarówki i inne źródła światła, ale odnoszę wrażenie, że przynosi to marny efekt i strażnicy i tak zauważają łysego.
Druga słabość, którą wychwyciłem – opcja skradania. Jest rozwiązana intuicyjnie, agent jest wówczas bezszelestny i przyczajony, ale porusza się bardzo wolno. Za wolno jak dla mnie. Nie ma w zasadzie opcji żeby skradając się zajść od tyłu spacerującego z wolna przeciwnika, jak to bez problemu potrafi robić Fisher. Z drugiej strony można to uznać za zaletę, bo trzeba takiego przeciwnika obserwować, poznać jego „ścieżkę” i miejsca, w których się zatrzymuje. Później wykonuję spokojny marsz w miejsce postoju i dopiero kilka ostatnich kroków wykonuję skradając się. To wszystko składa się na klimat tej gry (serii?).

@ MR.Q
W sumie Twoja zasługa, że kupiłem tę grę. Spotkałem się z postami fanów serii, którzy twierdzą, że Cichy Zabójca jest najlepszą odsłoną przygód agenta 47. Ciężko mi się do tego ustosunkować, bo serii po prostu nie znam. Makaveli zapewne będzie miał więcej do powiedzenia na ten temat.

Byłbym zapomniał. Podstawą gameplayu jest mapa, z której trzeba korzystać niemalże na każdym kroku. Plansze są rozbudowane, rozległe, a budynki często mają kilka kondygnacji. Mapy przygotowane przez twórców są fajnie rozrysowane i korzysta się z nich intuicyjnie.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#6
Powiedziałbym szczerze, że najlepiej bawiłem się przy Krwawej Forsie, za sprawą najciekawszych misji, bodaj najlepszej ścieżki dźwiękowej Jespera Kyda w całej serii i ogólnie, świetną historią prowadzoną w przerywnikach między misjami. Niestety wg mnie wersja na PS2 jest trochę okrojona - ja przechodziłem tę część na PC.

Kraszu, na poziomie professional nie ma zapisów i AI jest bardzo podejrzliwe. Zawsze na takim poziomie przechodziłem te gry, bo wg mnie zapisywanie rozgrywki w połowie misji przeczyło istocie tej produkcji. Wtedy uzyskanie rangi Silent Assassin wymaga jednak z góry ustawionego planu działania. Nie można zawahać się ani na chwilę, bo może okazać się, że jedyna okazja na załatwienie celu właśnie przepadła, bo poszedł gdzieś dalej. Strażnicy na tym poziomie też lubią zauważyć naszego 47 z dwustu metrów i zaczynają zabawnie biec w naszą stronę.

Kontrakty są swoistym rebootem Codename 47, więc nie musisz żałować, że część ta pojawiła się jedynie na PC. Poza tym, niezbyt przypadła mi do gustu ze względu na to, że pierwszym tytułem z serii w który miałem okazję grać był Silent Assassin.

Także, niech żyje garota, najskuteczniejsze narzędzie naszego rzemieślnika.

Hitman to zupełnie inny system skradania się. Tak jak wspomniałeś, gaszenie światła niewiele pomaga. W przypadku Sama Fishera dawało to sporo, ponieważ nie potrafił się przebrać. Zaletą naszego ogolonego klona jest właśnie możliwość przebrania się. Na naszą korzyść działają też otwarte przestrzenie, których próżno szukać w serii SC. Tutaj po prostu czekamy aż strażnik zniknie z pola widzenia i robimy swoje.

Żeby osiągnięcie rangi Silent Assassin nie wydało się komuś bezcelowe, za zdobycie jej otrzymujemy nagrody - są to zazwyczaj złote wersje niektórych pukawek z dostępnego arsenału, które pojawiają się potem w szopie. Oprócz tego, każda broń przytaszczona do punktu wyjścia również pojawi się w szopie.

Szczerze nie polecam najnowszej części, Rozgrzeszenia. Tytuł ten zupełnie zatracił istotę gry dzielnie podtrzymywaną od ostatnich dwunastu lat. Zrobiło się więcej strzelania niż cichego eliminowania zakontraktowanych celów. Tempo rozgrywki również wzrosło i dla wyjadaczy serii, którzy kochali czekanie pół dnia na pojawienie się celu w optymalnym miejscu, zrobiło się zbyt szybkie.

Tak jak napisałeś, gra się w to inaczej niż w inne skradanki. Ja można powiedzieć wychowałem się na Hitmanie i MGS, dlatego dla mnie np. Splinter Cell jest mało zjadliwy.

Anathemę na początku również katowałem długi czas. Po kilku latach ogrywania wszystkich części siudam sobie ten poziom z najwyższą oceną w ciągu trzech, czterech minut. Każdą praktycznie misję można przejść w takim czasie wiedząc, co należy robić.

Co do mapy, to na najwyższym poziomie trudności akurat mało się przydaje, bo wyświetla tylko cele. Osobiście w ogóle z niej wtedy nie korzystałem, ponieważ znałem już poziomy i wiedziałem co, gdzie i jak.

A, jeszcze pamiętam - wśród pokazywania czasów przejścia poszczególnych misji z rangą Silent Assassin modne było jeszcze nagrywanie "przejazdów". Wymyślano wówczas coraz to bardziej pogmatwane wymagania - jednym z nich było przejście całej misji bez zdejmowania standardowego garniaka. Pamiętam, jak kosiłem właśnie Anathemę bez przebierania się.
[Obrazek: senna1.png][Obrazek: Makaveli0160.png] [Obrazek: senna%202.png]
Odpowiedz
#7
Żeby w ogóle siadać do professional trzeba moim zdaniem przynajmniej raz przejść całą grę. A jeżeli myślimy o randze Silent Assassin, to dochodzi jeszcze czynnik perfekcyjnej znajomości plansz.
Generalnie jestem przeciwnikiem rangowania w grach, bo nie lubię się czuć jak kukiełka dostosowująca się do tego, co narzucają twórcy. Na przykład system rang znany z serii „Devil May Cry” do mnie nie trafia i nigdy się na tym nie skupiałem mimo, że serię wręcz uwielbiam. Inna sprawa, że jestem po prostu za słaby żeby wykręcać czeswoniaste SSS’ki.

Ale akurat w Hitmanie taki system ma sens. Kiedy dłuższy czas udaje mi się przymykać niezauważonym i pokonywać w ten sposób kolejne fragmenty planszy, to jest to po prostu rajcujące. Na tę chwilę za mało znam grę, żeby skupiać się na rangach. Być może kiedyś się w to pobawię. Póki co, zależy mi tylko i wyłącznie na zaliczaniu kolejnych misji.

Co do save’owania. Na poziomie „normal” te 7 dostępnych zapisów to świetna sprawa, bo pozwala to na stosowanie metody prób i błędów. Mozolne powtarzanie już znanych fragmentów planszy w przypadku zgonu, byłoby katastrofą dla takiego gracza jak ja. Nie te czasy. Miało to swój urok 30 lat temu, kiedy na konsolach królował oryginalny „Prince of Persia”. Teraz zapisuję sobie stan po dłuższych udanych fragmentach i się po prostu nie męczę, kiedy strażnicy mnie dopadną. Wprawiony gracz wie co ma robić, wie gdzie się udać i wie jak się zachować w określonej sytuacji. Ja nie wiem nic. Za drugim razem będę już cwańszy, ale o randze Cichego Zabójcy zapewne mogę jedynie pomarzyć. Musiałbym rozwalać drugie przejście tylko i wyłącznie pod tym kątem i szukać ścieżki/rozwiązań, które pozwolą mi tę rangę osiągnąć.
Dopiero za trzecim razem znając patenty mógłbym się pokusić o najwyższą rangę na każdej misji. Jest to oczywiście wykonalne, bo czuję, że to gra dla mnie.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#8
Owszem, na pierwszym podejściu poziom professional to abstrakcja, nawet ze względu na brak zapisów. Siądziesz, złapią cię raz, drugi i zupełnie stracisz ochotę do grania. Oprócz tego wystarczy tylko kilka strzałów, aby powalić naszego zabójcę. Na ruskich poziomach celna seria z kałasznikowa załączała u mnie animację padającego na kolana agenta 47.

Jeżeli komuś gra przypadnie do gustu na tyle, żeby rozegrać każdą misję po dwadzieścia razy, to jak najbardziej, ziewając, bez mrugnięcia okiem stuknie sobie rangę SA. Mi właśnie tego typu rangi podobają się bardzo w każdej grze. Nie powodują u mnie frustracji, bo np. w Devil May Cry nie celowałem nawet w te eski, bo wiedziałem, że nie potrafię. W innych grach, w których coś tam mam do powiedzenia, skutecznie motywują do dalszej rozgrywki.

Bardzo podoba mi się też dozowanie trudności - oprócz samego wypoziomowania trudności w całej grze, misje również stają się bardziej wymagające. Im dalej w las, tym więcej drzew, a w przypadku Hitmana - strażników. I znowu zachwyca ilość sposobów na przejście misji. To jedna z niewielu gier, w których do zabicia celu można użyć praktycznie wszystkiego. Ktoś niesie czekoladki, czy trunek w butelce - czemu nie, można to otruć i zanieść celowi w przebraniu poprzedniego właściciela.

Aż naszło mnie, żeby sobie sprawić trylogię HD na PS3. Może się rozejrzę...
[Obrazek: senna1.png][Obrazek: Makaveli0160.png] [Obrazek: senna%202.png]
Odpowiedz
#9
Dziś udało mi się ukończyć gierkę. Wrażenia jak najbardziej pozytywne. „Hitman 2” to rewelacyjny produkt na długie, jesienne wieczory. To gra, nad którą trzeba dłuższą chwilę pomyśleć.
Kiedy opanowałem reguły rządzące rozgrywką, to zaliczanie kolejnych misji szło mi zdecydowanie łatwiej. Muszę jednak przyznać, że kompletnie nie zwracałem uwagi na uzyskiwane rangi. Starałem się oczywiście jak najdłużej pozostawać niezauważonym, ale różnie to bywało… W pewnym momencie chyba jednak przesadziłem z otwartą walką, bowiem po zakończonej misji gra poinformowała mnie, że za swoje krewkie poczynania zostaje mi przyznana niechlubna ranga „psychopata”. Big Grin Nie o takich graczy twórcy walczyli. Nie tędy droga, ale cóż. Cel uświęca środki.
Chciałem się jednak przekonać, jak to jest grać w Hitmana należycie i zaliczyłem sobie dwie misje na rangę „Silent Assassin”. Przyznaję, że to inna liga i aby tego dokonać trzeba o wiele więcej główkować. Planowanie działań na kilka kroków do przodu, to w tym przypadku podstawa. Satysfakcja z tak zaliczonego zadania jest jednak ogromna.

Nie żałuję, ani złotówki, którą zainwestowałem w swój egzemplarz. „Przygody” łysego, to dla mnie coś nowego i z całą pewnością za jakiś czas sięgnę po kolejne części serii. Generalnie widzę tylko jedną wadę tej produkcji. Grafika się zestarzała, ale paradoks polega na tym, że szereg lokacji bardzo mi się podobało. Na przykład klasztor jest śliczny i panuje w nim magiczna atmosfera. Bardzo przyjemne dla oka były również końcowe etapy.

Same zadania i projekty lokacji, to potęga. Ja się po prostu delektowałem tą grą, i przy jednej posiadówce przed konsolą zaliczałem 1-2 misje. Mimo, że gameplay opiera się na pewnym schemacie, to jednak o nudzie nie ma tutaj mowy. Różnorodność i pomysłowość, raz za razem zaskakują, a samodzielne zaliczanie kolejnych wyzwań daje mnóstwo satysfakcji. Hitman 2, to taki mały, zapomniany majstersztyk, którego całego uroku nie poznałem zapewne nawet w połowie. Jest to gra dla koneserów, stoików, którzy lubią główkować i są cierpliwi. Mam wrażenie, że takich gier już się nie robi. Na szczególną uwagę zasługuje również oprawa audio. Jest to element naprawdę wyróżniający się.

Szpil ten ma przypiętą łatkę gry trudnej, ale jak najbardziej można sobie tutaj poradzić. Nie wiem, czy to tylko moja zajawka, ale mi na początku było ciężko. Dlatego powtórzę jeszcze raz, aby zahartować potencjalnych graczy zainteresowanych Hitmanem: w to się trzeba nauczyć grać, a zapewniam, że szpil odwdzięczy się z nawiązką. To kolejna już produkcja, która irytowała mnie na początku swoją topornością i w którą szarpałem wręcz na siłę. Z czasem jednak było tylko lepiej i nie dziwota, że praktycznie każda recenzja, którą znalazłem w necie, opisuje niniejszą produkcję w samych superlatywach. Bo Hitman 2: Silent Assassin, to jest po prostu rewelacyjna gra z wieloma ciekawymi patentami, którą mogę z czystym sumieniem polecić.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#10
Nigdy nie będę przepadał za Hitmanami na nie-PC, ponieważ na wersję pecetową zawsze można było liczyć na spolszczenie, a ta gra była bez niego co najmniej ciężka. Za pomocą klawiatury i myszy była też prostsza i... szybsza.
Ale gdy zagrałem w Hitmana na PS2, mój strach okazał się błędny.
Wprawdzie załatwić kogoś od tyłu garotą było dla mnie ciężkie, bo albo nie zdążyłem do ofiary dojść albo szybko wznieciła alarm, to nie mogłem pojąć jeszcze jednego. Mając strój ''swój'' nie budziłem podejrzeń, ale gdy załatwiłem strażnika/żołnierza i zawinąłem mu ubiór, szybko zwracałem uwagę innych...
Muzyka okazała się fenomenalna, co typowe dla serii Hitmana: szczególnie ta podczas ''eksploracji'' terenu. W czasie walk ze strażą muzyka uświadamia ci, że niepotrzebnie przelewasz krew, gdyż możesz całą robotę zrobić w bardziej humanitarny sposób.
Jestem teraz ciekawski BM-a na PS2, w którego wcześniej grałem na PC. Różnice w grafice między wersjami PS2 a X-em360 lub PC są podobno spore, niemal ważne do zobaczenia :-)
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Silent Hill 3 - Opinie Mr.Q 27 12460 21-11-2022, 13:40
Ostatni post: carenzop
  Potrzebuje skanów dobrej jakości - instrukcja Silent Hill Shattered i Suikoden IV matizc 0 2266 02-08-2017, 21:04
Ostatni post: matizc
  Silent hill shattered memories azarath666 0 2275 02-08-2017, 17:46
Ostatni post: azarath666
  W jakich jezykach wyszedl Silent Hill SM ZeberkoPL 0 2636 26-10-2016, 22:54
Ostatni post: ZeberkoPL
  Silent Hill 0rigins piotros 19 9387 01-12-2014, 16:58
Ostatni post: ZeberkoPL
  silent hill: shattered memories Rysk 35 17410 27-11-2014, 03:11
Ostatni post: Mr.Q
  Monster House - Silent Hill i Alan Wake w wersji dla najmłodszych graczy. Mr.Q 2 2876 30-09-2014, 00:14
Ostatni post: Mr.Q
  Silent Hill 2 Director's Cut piotros 20 11166 29-05-2013, 23:47
Ostatni post: piotros

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości