DMC3, Dante Must Die - moja walka.
#1
Temacik dla masochistów, którzy postanowili się zmierzyć z tym odjechanym poziomem trudności łamiącym silną wolę większości graczy. Osobiście tego trybu nie przeszedłem i nie wiem czy kiedykolwiek przejdę. Opiszę jednak dotychczasowe wrażenia, może przyda się to komuś, albo będzie motywacją dla spragnionych hardcorowych doznań. Smile Jeżeli w ogóle podchodzisz do tego trybu, to oznacza to, że przeszedłeś grę już co najmniej dwa razy i tym samym znasz dostępne bronie i większość technik. Dla czytających z kolei – ten temat to bomba spoilerowa.


Kilka słów o mnie: Od początku swojej przygody z DMC3 gram Dante na wersji „Special Edition” z włączoną opcją „gold”. Opcja ta pozwala na nieskończone odradzanie się po śmierci w niezbyt odległym checkpoincie (tak jest chociażby w „God of War”). Jest to znaczny ukłon w stronę graczy bowiem pierwotna wersja gry (Dante's Awakening) nie posiadała tej opcji i aby móc kontynuować rozgrywkę trzeba było znaleźć/kupić żółtego orba – identycznie było w DMC1.

Szczerze polecam wybrać na początku rozgrywki opcję „gold”, gdyż stare rozwiązanie jest ewidentnie przestarzałe. To takie rzucanie kłód pod nogi graczowi, co skutecznie może zniechęcać. Przeszedłem grę na poziomie easy, normal i hard bez użycia itemu. W tym czasie maksymalnie rozwinąłem pasek życia Dantego, dopakowałem na full wszystkie bronie. Zaniedbałem styl Royalguard, który mam obecnie na drugim levelu. Pozostałe trzy style również wymaksowane. Nie jestem stylistą. Moim celem jest przejście gry. Zazwyczaj za wykonane misje otrzymuję ocenę B. Stosowanie prostych technik również daje dużą satysfakcję. Liczy się timing i umiejętność szybkiego uniku/ponowienia ataku.

DMD by Kraszu:

Misja1
Nie było tak źle i zaliczyłem ją za pierwszym podejściem. Można tutaj stosować różny zestaw broni i dowolny styl walki. Liczy się szybkość wyprowadzania ataku. Nie można pozwolić oponentom na rozkręcenie się w atakach. Misja zaliczona bez użycia itemu.

Misja 2
Tutaj poczułem co to znaczy DMD… Rywale są wielokrotnie bardziej wytrzymali. Aby ich uśmiercić trzeba ich tłuc niemiłosiernie. Dodatkowo z czasem przechodzą oni w tryb diabła i są jeszcze bardziej odporni. Sami są szybsi i atakują zacieklej niż na niższych poziomach trudności, zadając przy tym ogromne obrażenia. Dante przy maksymalnie rozwiniętym pasku życia jest w stanie przyjąć na klatę jedynie około 3-5 zwykłych ciosów. Z czasem wyrobiłem odpowiednią szybkość reakcji. Walczyłem stylem Trickster. Broń – Rebellion,Beowulf / gnaty, Kalina Ann. Wyrzutnia rakiet była tutaj kluczem do sukcesu. Jej potężny strzał pozwalał na rozproszenie wroga i jego ogłuszenie. Resztę dokańczałem bronią białą.

Z czasem regularnie dochodziłem do pierwszego bossa – latającej śmierci. Tutaj pojawił się problem. Nie potrafiłem unikać jej ataków po teleportacji i błyskawicznie ginąłem.
Z pomocą przyszedł Beowulf (rękawice). Po teleportacji uciekałem dashem po skoku i atakowałem śmierć z powietrza wciskając . Jest to unikalna i super przydatna technika przypisana tylko do Beowulfa. Pozwala na automatyczne namierzenie przeciwnika i błyskawiczne go trafienie. W przypadku walki ze śmiercią ważna jest różnorodna wysokość skoków. Przyznaję, że tutaj było nerwowo i do końca drżałem o swój tyłek. Misja zaliczona bez użycia itemu.

Misja 3
Początkową sekcję można ominąć i wejść od razu do baru. Tutaj musimy zaliczyć niezłą jatkę, ale da się to przejść bez większych problemów. Szybka walka mieczem/rękawicami i strzały z wyrzutni wystarczają.

Boss Cerberus – teoretycznie jest potwornie trudny do pokonania. Praktycznie da się go przejść bez żadnego damage’u. Gra zawiera błąd, który pozwala na bezkarne ostrzeliwanie wroga z broni palnej. Wystarczy ustawić się w lewym, dolnym rogu komnaty (z dala od pieska). Najlepiej wybrać do tego celu gnaty/Spiral i oddawać z nich strzały zamiennie. Wówczas jesteśmy praktycznie bezpieczni jednak Cerber regularnie atakuje nas opadającymi soplami. Tego trzeba nauczyć się unikać uciekając w prawo. W drugiej połowie pojedynku trzeba unikać drugiego ataku, czyli zamarzającej podłogi. Wystarczy wykonać podwójny skok i opadając strzelać z gnatów. Może to i lamerski sposób, ale na DMD liczy się przetrwanie. Misja zaliczona bez użycia itemu.

Misja 4
Bardzo trudna misja z dwóch powodów. Pierwszy to komnata z łucznikami. Na niższych poziomach nie stanowią oni praktycznie żadnego wyzwania. Na DMD są maksymalnie upierdliwi i śmiercionośni. Najlepsi bezpiecznie walczą z nimi gitarą, ale ja kompletnie nie czuję tej broni. Walczyłem bardziej klasycznie – rękawicami i wyrzutnią. Wybrałem przy tym styl Royalguard, który jednak mam podniesiony jedynie do drugiego poziomu. Podskok z blokiem pozwalał jednak na ratowanie cennego życia. Jakoś poszło.

Drugi problem to fruwający boss. Tutaj wyszły moje zaniedbania z niższych poziomów trudności. Nie rozwinąłem bowiem do końca wspomnianego stylu Royalguard. Potwór raz na jakiś czas atakuje fioletowymi kulami, które zadają olbrzymie obrażenia i których praktycznie nie sposób uniknąć. Royalguard na trzecim stopniu rozwinięcia pozwala na blokowanie tego ataku. Ja musiałem opracować własną taktykę.
Umiejętnie wskakiwałem ze strategicznych miejscówek na grzbiet potwora. Tutaj kilka ciosów rękawicami. Kiedy ten zaczynał się elektryzować i obrać, aby mnie zrzucić wykonywałem podwójny skok i co pozwalało mi na ponowne wylądowanie na jego grzbiecie i ponowne ataki rękawicami. W wolnych chwilach oddawałem strzały z gnatów/Spiral. Potrzebowałem również sporo szczęścia aby przetrwać, bo te przeklęte fioletowe kule zazwyczaj mnie dopadały. Zauważyłem jednak, że da się je odbijać mieczem/rękawicami. Bardzo trudno w odpowiednim momencie się wstrzelić, ale jest to możliwe. Jeżeli się uda odbić kilka kulek, to bardzo mocno ranią one potwora. Połączenie tych wszystkich patentów dało mi ostateczne zwycięstwo.
Misja zaliczona bez użycia itemu.

Misja 5
Ponownie dwa duuuże problemy.
1)Boss poboczny czyli klaun Jester. Stosuje on dwie formy ataku. Pierwsza to błyskawicznie wystrzeliwane kule lecące w stronę Dantego. Tych stosunkowo łatwo uniknąć wykonując podwójny skok. Oczywiście trzeba wyczuć, w którym miejscu się ustawić i skakać błyskawicznie.
Druga forma jest zdecydowanie trudniejsza do uniknięcia. Tutaj klaun wypuszcza całe mnóstwo chaotycznie poruszających się kul, których potwornie ciężko uniknąć. Najlepsi w tym momencie potrafią utrzymywać się po prostu w powietrzu za pomocą Nevan i być poza zasięgiem kul. Ja wykonywałem podwójne skoki i opadając strzelałem z E&I. Zawsze na ten fragment walki oszczędzałem Devil Trigger’a, który znacznie obniżał moje obrażenia w przypadku kontaktu z kulą.

Na DMD problemem jest osłabienie klauna do stanu, w którym można zadać mu cały szereg ciosów (nie jest to problemem na niższych poziomach). Trzeba błyskawicznie żonglować E&I oraz Spiral (kilka strzałów z gnatów, Spiral, grany, Spiral). Po czwartym strzale ze Spiral błyskawicznie wykonywałem podwójny skok z włączonymi rękawicami i . Momentalnie byłem przy klaunie i teraz zaczynała się kanonada moich ciosów. Jester padł.

2) Boss Agni & Rudra.
Tutaj się pociłem niemiłosiernie. Stosowałem różne techniki, różne style i zawsze w końcu ginąłem. Ponownie dało się we znaki zaniedbanie Royalguarda. Nie mogłem zatem zastosować taktyki najlepszych. Opracowałem własną. Walczyłem praktycznie tylko rękawicami w stylu Trickster. Trzeba walczyć w zwarciu, być blisko oponentów, prowokować ich do ataku strzelając kilkukrotnie z gnatów. Kiedy jeden z nich zamierzał się na mnie podskakiwałem i wykonywałem dash’a w ODPOWIEDNIĄ stronę. Wówczas od razu i atak na tego gagatka, który ma więcej życia. W tej walce bardzo ważne jest, aby uśmiercać bossów równomiernie i nie dopuścić do sytuacji, w której ten który przeżyje weźmie w dłonie oba miecze. Wówczas jeden boss jest potężniejszy niż dwóch, a gracz nie ma doświadczenia w blokowaniu/unikaniu nowych ciosów przeciwnika. Największą zaletą walki w zwarciu jest to, że gdy w odpowiednim momencie podskoczysz, to bossowie trafiają siebie nawzajem, a to również zabiera im dużo życia. Trzeba poświęcić sporo czasu, aby wyczuć ataki przeciwników i samemu nie atakować na pałę. Timing, timing, opanowanie i jeszcze raz timing.

W tej walce po raz pierwszy użyłem itemu. Pod koniec życia bossów samemu miałem mniej niż połowę życia. Postanowiłem nie ryzykować i łyknąłem jedną, zieloną gwiazdkę.


Misja 6
Nie było większego problemu. Misja raczej „zagadkowa”. Trzeba zaliczyć trzy wyzwania, aby zdobyć 3 przedmioty. Do otwarcia sekretnych wrót wystarczają jednak jedynie 2 przedmioty. Pominąłem najtrudniejszą próbę (prowadzi do niej zielona droga). Póki co najłatwiej zaliczona misja. Misja zaliczona bez użycia itemu.

Misja 7
Już na początku opad szczeny. Figury szachowe są potwornie wytrzymałe, a konik momentami skacze jak szalony. Z ciekawości walczyłem z nimi dłuższą chwilę. Udawało mi się rozbić co nie co. Niemniej jednak łatwo nie jest. Na całe szczęście rozbicie wszystkich figur nie jest wymagane. Wystarczy walkę z nimi w bibliotece ograniczyć do minimum, zdobyć tutaj przedmiot, a kolejną potyczkę w wąskim korytarzu można olać.

Ten level zawiera aż trzy fragmenty konkretnej młócki na wzór tej z misji 2. Doświadczenie robi jednak swoje. Trickster, miecz, rękawice, i potężna broń palna czyli Spiral/Kalina Ann. Unik, sekwencja ataków i tak w kółko. Rzeźnia na maxa. W takich momentach paradoksalnie najłatwiej wykręcić rangę SSStylish na kombometrze i czasami mi się to udaje. Bardzo ważne jest atakowanie w pierwszej kolejności demonów z dymiącą kolumną w rękach. Są to bowiem demony - matki, którzy z kolumn wypuszczają kolejne maszkary. Zabijesz matkę, masz spokój. Nie zabijesz matki, masz duuuuży problem. Ponownie jednak męczyłem się ze śmiercią. Nie potrafię jeszcze jej wyczuć. Brakuje mi opanowania. Zbyt szybko wykonuję unik i zadziewam się na jej kosę. Ze trzy razy musiałem się do niej podchodzić (a żeby móc z nią walczyć trzeba ponownie pokonać szereg mniejszych przeciwników).

Walka z Vergilem o dziwo „łatwo” mi poszła. Do tej pory to najszybciej załatwiony boss. Walkę oparłem o podniebne dash’owanie i wykorzystanie tej przecudownej właściwości Beowulfa (podskok + ). Oczywiście spędziłem tutaj dłuższą chwilę wykonując kilka/naście podejść, ale byłem dziwnie spokojny i moje zwycięstwo było tylko kwestią czasu. „Czułem” tą walkę. Misja zaliczona bez użycia itemu.

Za mną 1/3 gry. Jutro kolejne wojaże. Big Grin

EDIT 08.04.2013

Misja 8
Misja ta nie sprawiła większych problemów, bo dojście do bossa zawiera niewiele walk z szeregowymi przeciwnikami. A jeżeli już takie się pojawiały to można je z powodzeniem rozwiązać na swoją korzyść prostymi metodami.
Boss – serce Lewiatana.
Na niższych poziomach ten szef raczej nie sprawiał mi trudności. Zawsze miałem go obcykanego. Na DMD musiałem jednak lekko zmodyfikować taktykę. Tutaj bowiem mali przeszkadzający przeciwnicy są zbyt wytrzymali żeby z nimi walczyć. Kompletnie zrezygnowałem z ich atakowania. Skupiłem się tylko i wyłącznie na organach gada. Atakowałem boczną nerkę mieczem i rękawicami. Uzbroiłem się również w potężny zestaw broni palnej (Kalina, Spiral). Kiedy tylko grupka przeciwników zbliżała się do mnie podskakiwałem i używając powietrznego dasha błyskawicznie przemieszczałem się do drugiej nerki. Tutaj ponowienie ataku. Po około 2-3 zmianach zabijałem którąś nerkę i skupiałem się na unikaniu ataków serca. Atakuje ono od początku dwoma promieniami (na niższych poziomach jednym). Kilka pionowych skoków i serduszko było podatne na moje ataki. Taktyka prosta i skuteczna, ale wymaga opanowania i cierpliwości. Walka trwała dłuższą chwilę.
Misja zaliczona bez użycia itemu.

Misja 9
Tutaj mocno obawiałem się starcia z pająkami, które sprawiały mi problemy praktycznie na każdym poziomie trudności. Postawiłem jednak skupić się w walce z nimi na broni palnej, co było strzałem w dziesiątkę. Zestaw Spiral/Kalina nadaje się do tego znakomicie. Żonglowanie tymi broniami pozwala na szybkie oddawanie strzałów. Oczywiście w międzyczasie trzeba się przemieszczać i szukać dogodnej, „bezpiecznej” miejscówki. Najlepiej ustawiać się gdzieś przy ścianie albo w kącie (druga taktyka na pająki - patrz misja 10). Ma się wówczas przegląd pola. Spiral jest również idealną bronią do zdejmowania łuczników.
Boss – wiedźma Nevan.
Podczas pierwszego przejścia był to dla mnie najtrudniejszy szef. Później szło już lepiej, a na DMD perfekcyjnie rozgryzłem cykl jej ataków. Jest to boss skrajnie przewidywalny. Wiedźma jak to baba, lubi dużo gadać. Każdy atak poprzedza charakterystycznym tekstem i po tym można przewidzieć nadchodzące zagrożenie. Poświęciłem na nią około dwóch godzin. Później żadnym atakiem nie była w stanie mi zagrozić. Przy odpowiedniej koncentracji da się ją przejść bez żadnego draśnięcia, ale walka trwa długo. Do połowy w miarę szybko zbijałem jej pasek życia. W drugiej części pojedynku o wiele trudniej ją „złapać”.
Najbardziej zawsze denerwowała mnie ostatnia faza walki, kiedy Nevan stosuje praktycznie tylko jeden atak – śmiercionośny pocałunek. Sama wówczas jest podatna na ataki, ale ja nauczony doświadczeniem wolałem się do niej nie zbliżać i uciekałem na kilka metrów. Końcówkę standardowo zaliczyłem za pomocą E&I.
Bardzo ważna sprawa o której nie wspominałem wcześniej: podczas walki warto w wolnych chwilach wciskać "Select". Jest to komenda odpowiedzialna za wyzywanie przeciwników na odległość. Wówczas Dante arogancko wyciąga łapkę do przodu i rzuca tekstami w stylu "Boicie się!", "No chodźcie". Korzyść jest jednak taka, że wyzwanie rzucone w odpowiednim momencie napełnia około dwóch kulek Devil Trigger'a. Jak cenny jest pasek magii nie muszę chyba nikogo przekonywać.
Misja zaliczona bez użycia itemu.

Misja 10
Na początku problemy mogą stworzyć latające ważki. Nie spotykamy ich tutaj po raz pierwszy dlatego nie są one zaskoczeniem. Najłatwiej zamieniać je w kamień za pomocą Spiral i rozbijać Beowulfem. Używając w tym momencie miecza łatwiej dochodzi do sytuacji, w której przez przypadek zahaczamy latającą ważkę. Po takim ciosie demoniątko się rozdwaja, co jest oczywiście niepożądane.
Pod koniec levelu po raz drugi stanąłem oko w oko z pająkami. Niestety taktyka, która szybko przyniosła mi zwycięstwo w misji 9 tutaj nie wypaliła. Musiałem wymyślić coś zupełnie innego. Walczyłem praktycznie tylko Agni & Rudra. Przełamałem swoją obawę przed pająkami i zacząłem walczyć z nimi bronią białą w zwarciu. Stałem praktycznie w miejscu i prowokowałem je do ataku. Gdy się zamierzały wykonywałem pionowy podskok i po opadnięciu atak mieczami. A&R są przy takim postępowaniu optymalną bronią, ponieważ są szybkie i mają szeroki promień zasięgu – po przepuszczeniu ataku pająka raziłem mieczami jednego/dwóch, a czasami nawet trzech oponentów na raz. Pod koniec było nerwowo, ale ostatecznie Dante był górą. Po raz pierwszy pokonałem tych skurczybyków w pełni świadomie.
Misja zaliczona bez użycia itemu.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#2
Przez twoją relację Kraszu mam jeszcze większą ochotę na ogranie całej serii DMC i zmierzenie się z opisanym przez ciebie poziomem trudności. Z tym będę musiał jednak troche poczekać, nie mam aktualnie wolnych środków na zakup poszczególnych części, a i lista oczekujących na ogranie tytułów jest dość spora. Z pewnością jednak będę przeszukiwał Allegro w poszukiwaniu okazji i w tym roku zaliczę przynajmniej jedną część gry.
Odpowiedz
#3
Trzymam zatem za Ciebie kciuki Q. Smile

Osobiście DMC1 i DMC3 uważam za szpile, które mocno mnie irytowały na początku. To jedne z trudniej przyswajalnych dla mnie gier. Musiałem poświęcić sporo czasu aby wgryźć się w gameplay. Z czasem irytacja ustępowała na rzecz miodności. Ponadto przechodząc te gry czuję, że mam do czynienia z realnym wyzwaniem, co mnie niezwykle motywuje. Obecnie uważam je za mega killery.

Edit 11.04.2013

Misja 11

Misja irytująca od samego początku. Po przebrnięciu przez korytarz z latającymi „ośmiornicami”, w kolejnej komnacie czekała mnie ponowna potyczka ze śmiercią. Najbardziej wkurzające okazało się jednak to, że najpierw musiałem się jakoś uporać z latającymi ośmiorniczkami. Nie jest to wcale takie proste, bo równie dobrze śmierć może tutaj zaatakować pierwsza i wówczas o przeżycie baaaaardzo ciężko. Najlepiej stać z wyrzutnią rakiet na balkonie i czekać na ośmiorniczki. Wystarczy jeden strzał z tej broni i gadzisko pada. Niestety trzeba mieć trochę szczęścia, aby bez szwanku ubić latające przeszkadzajki. Po ich zgonie walka ze śmiercią nie powinna sprawić większych problemów.

Boss – Beowulf
To był potwór jak się patrzy! Stoczyłem z nim prawdziwą batalię na pięści. Zwycięstwo kosztowało mnie kilkanaście/dziesiąt morderczych prób. Wybrałem styl Swoardmaster ze względu na bardzo przydatną opcję rzutu mieczem, której używałem w całej walce około 8 razy (w momentach, kiedy potwór miotał klatkami). Odbicie klatki rzuconym mieczem ściągało Beowulf’owi sporą część życia. Dodatkowo każdy udany rzut wytrącał z niego zielone kule, które później mogłem pozbierać i za darmo się podleczyć.

Genaralnie jednak walczyłem rękawicami. Podstawą było opanowanie turlanych uników. Pierwsza połowa walki nie była zbyt trudna. Potwór atakował schematycznie i z łatwością przewidywałem jego ruchy. Z czasem jednak gad zaczynał szarżować (bieg, skoki) i stosował potężne ataki. Bardzo trudno było mi tego wszystkiego uniknąć, a przecież sam musiałem w międzyczasie atakować. Starałem się maksymalnie oszczędzać „Devil Trigger’a” i odpalałem go w najgorętszych momentach.
W końcu doszedłem do przyzwoitego opanowania i zbiłem 5/6 paska życia potwora. Niestety wizja porażki w tym momencie była zbyt dołująca. Użyłem itemu. Odnowiłem swoją życiową energię do poziomu 3/4. To był dobry ruch. Beowuf dziabnął mnie jeszcze ze dwa razy, bo zacząłem grać nerwowo. On albo ja… Dante okazał się szybszy. Sekwencja ciosów w nogi i wiktoria! To była zdecydowanie najtrudniejsza walka jak do tej pory. DMD miażdży!

EDIT 28.04.2013

Misja 12
Dłuższa przerwa, ku mojemu zdziwieniu, nie sprawiła żebardzo zardzewiałem.
Mam wrażenie, że ta misja to największa rzeźnia (jak do tej pory). Początkowa podróż wagonikiem nie sprawiła problemów. Co prawda Dante za sprawą znalezionego przedmiotu nieustannie tracił energię, jednak cały czas znajdował się w trybie „Devil Trigger” i tym samym był potężniejszy. Wszelakie plugastwo padało tutaj dosyć szybko i zostawiało zielone kule życia.
Poważnym problemem była za to wąska komnata, w której atakowały całe hordy małych kosiarzy oraz piaskowców. Dodatkowo towarzyszyła im znienawidzone przeze mnie śmierć. Co tu się działo… Masakra. Walczyłem dosyć długo, ale gdy przeciwnicy i śmierć wchodzili w tryb diabła nie byłem w stanie utrzymać się przy życiu (tryb diabła sprawia, że nawet słabe mięso armatnie trzeba trafić kilkanaście/dziesiąt razy zanim padnie). Po kilku próbach skapitulowałem. Kolejna sesja przed konsolą przyniosła zmianę taktyki. Styl - trickster, broń - Rebellion, Agni & Rudra. Skupiłem się w pierwszej kolejności na atakowaniu śmierci. Nie mogłem pozwolić żeby ta weszła w tryb diabła. Waliłem ją z wyskoku A&R. Dzięki temu mogłem zadać jej kilka ciosów zanim się teleportowała. Dłuższa chwila walki i kostucha pokonana. Resztę plugastwa okrutnie dziurawiłem za pomocą potężnego duetu broni palnej (Kalina/Spiral). Oczywiście w międzyczasie wyprowadzałem ataki mieczem.

Boss – Gerion (konik z wozem).
Pierwsza faza walki z nim to trzymanie dystansu i ostrzał z broni palnej (pistolety, Spiral). Dzięki takiej taktyce byłem poza zasięgiem jego ataków.
Walka na arenie znacznie różniła się od tego co zaliczyłem na niższych poziomach trudności. DMD to kompletnie inna bajka. Postawiłem na dystans i regularny ostrzał z broni palnej. Kiedy konik zatrzymywał się wskakiwałem na wóz i tam ciachałem mieczem/rękawicami. W zasadzie tej strategii trzymałem się do końca. Największym problemem było unikanie czerwonych kul w drugiej fazie pojedynku, które skutecznie wybijały z rytmu i przywoływały śmiercionośne strzały. Z czasem wypracowałem umiejętność unikania tego ustrojstwa. Wyczułem również schemat ataków Geriona. W końcu utłukłem gada.
Misja zaliczona bez użycia itemu.

Misja 13

Dwa większe problemy:
1) Po raz pierwszy byłem zmuszony do zaliczenia bardzo trudnej walki z figurami szachowymi (wcześniejsze potyczki mogłem odpuścić, albo były one niezbyt wymagające). Batalia z posągami mocno zapada w pamięć i jest czymś charakterystycznym dla tej części uniwersum DMC. Dodatkowo czuć tutaj ducha „jedynki” – pojedynki z szachami toczymy w ciasnych korytarzach, małych komnatach gdzie możliwości uników są mocno ograniczone.
O ile figurki na niższych poziomach były czymś przyjemnym i ochoczo pękały, tak na DMD potrafią przerażać. Szybko wchodzą w diabła, są potwornie wytrzymałe, a silniejsze posągi stosują intensywne ataki (konik momentami skacze jak szalony, inna figura strzela ognistymi pociskami).
Walczyłem z nimi standardowo. Proste ciosy mieczem, rękawicami, nieustanne uniki. W międzyczasie ostrzał z wyrzytni/Spiral. Warto w pierwszej kolejności atakować ważniejsze figury. Wówczas stosunkowo szybko się ich pozbędziemy, unikniemy ich niebezpiecznych ataków, a w tryb diabła wejdą jedynie pionki. Na ich pokonanie wystarczy uzbroić się jedynie w cierpliwość.

2) Boss – Vergil
Tę walkę „czułem” od samego początku. Szybko opanowałem schemat ataków braciszka i … nie mogłem zakończyć walki na swoją korzyść. Problemem było to, że Vergil regularnie wchodził w tryb diabła i tym samym częściowo regenerował sobie życie. W końcu jednak wyrobiłem niezły timing i zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Ponownie spanikowałem. Wizja porażki w tym momencie była okropna. Użyłem pod koniec walki jednej gwiazdy odnawiającej pasek „Devil Trigger’a”. Kiedy braciszek był jedną nogą w grobie ponownie przemienił się w demona. Nie mogłem pozwolić aby zregenerował swoje życie do niebezpiecznego poziomu. Czym prędzej otworzyłem inwentarz i poraziłem go jedną dawką wody święconej. Po tym zabiegu Dante był górą.

EDIT 29.04.2013

Misja 14

Na początku czekała mnie dosyć wymagająca walka z niewygodnym rywalem – upadłymi aniołami. Opracowałem taktykę opartą na stylu Royalguard (udało mi się w międzyczasie go wymaxować). Stałem na ziemi i zadawałem ciosy A&R. Kiedy anioły zaczynały wymachiwać obrotowo swoimi mieczami stawiłem blok wciskając . Generalnie trzeba być jak najbliżej aniołów bowiem wówczas ich wymachy prują powietrze i Dante jest bezpieczny.
Anioły jednak nieustannie się przemieszczają i czasami nie nadążałem za nimi. Wówczas wybawieniem był wspomniany blok. Niestety przyjęcie ciosu na blok wiązało się z częściową utratą życia. Niemniej jednak nie były to straty duże. Czasami anioł rzucał mieczem w ziemię, a po chwili następował potężny wybuch. Przed tym atakiem musiałem obowiązkowo uciekać wyskakując wysoko w powietrze.

Podróż wagonikiem to było przegięcie. Hordy kosiarzy i śmierć do pokonania. Prawdziwa rzeźnia. Ciężko tutaj o opanowanie i świadomą walkę. Podczas tej potyczki tak naprawdę nie wiadomo co się dzieje. Walczyłem intuicyjnie Royalguard’em. Blok po wyskoku pozwalał na częściowe niwelowanie obrażeń zadawanych przez śmierć. Starałem się ukatrupić ją jako pierwszą żeby nie zdążyła wejść w diabła. Udało się. Pozostali kosiarze byli formalnością.

Na koniec szereg komnat z figurami szachowymi. Niezła jatka. Tutaj pomocny okazał się styl Trickster. Uniki to podstawa. Szczególnie w komnatach gdzie dominują mocniejsze figury. Warto tutaj wykorzystywać bieg po ścianie – wówczas Dante dłużej utrzymuje się w powietrzu i jest bezpieczny w przypadku wybuchu.
Misja zaliczona bez użycia itemu.

Misja 15
Teoretycznie łatwa misja, bo oparta na zagadkach. Obowiązkowe do zaliczenia są jedynie dwie walki:
1) Zaraz na początku trzeba pokonać dwóch upadłych aniołów. Zastosowałem taką samą taktykę co w misji 14. Royalguard, A&R i do boju. W chwilach zagrożenia stawiałem blok poprzez wciśnięcie .
2) Na samym końcu misji walka ze z nienawidzonymi przeze mnie pająkami (4 małe i 2 duże).Dłuuugo nie mogłem ich tutaj pokonać. Stosowałem swoje wcześniejsze taktyki na tych przeciwników, ale nie dawałem rady w ten sposób przetrwać. Opracowałem kolejną strategię opartą o styl Swoardmaster. Walczyłem przy pomocy A&R oraz Artemis. Po wyskoku wciskałem (strzał z Artemis), a następnie klepałem . Wówczas Dante długo utrzymywał się w powietrzu, a opadając wyprowadzał potężną „wirówkę”. Będąc na ziemi poprawiałem dwoma/trzema standardowymi ciosami. Przy odpowiednim wyczuciu jest to bardzo dobra taktyka na pająki. Niestety te są potwornie wytrzymałe, a gdy wejdą w diabła, to to już w ogóle dramat. Ciężko było mi przez cały okres walki utrzymać koncentrację. Pod koniec batalii użyłem jednej „Devil star”.

EDIT 04.05.2013

Misja 16
Misja ta w zasadzie niczym mnie nie zaskoczyła. Doświadczenie z wcześniejszych etapów zaprocentowało. Były upadłe anioły, denerwujące ważki, oraz łucznicy. Stosując swoje sprawdzone patenty na tych przeciwników, każda niebezpieczna komnata została w końcu zaliczona bez większych problemów.

Boss/subboss - Lady
W walce z kobitką męczyłem się dłuższą chwilę. Była to irytująca i trudna walka. Babka praktycznie non stop stosowała któryś ze swoich dystansowych ataków i ciężko było mi się do niej dobrać (bez skojarzeń). Stosowałem różne style, grałem nawet Quicksilver’em pozwalającym na spowalnianie czasu, ale każda z prób kończyła się fiaskiem. Postawiłem w końcu na Royalguard’a. Blok znacznie ograniczał obrażenia, o które w tej walce nie trudno. Lady bardzo dużo strzelała, a wszelkiej maści pocisków trudno było mi uniknąć. Z czasem wyczułem w pewnym stopniu schemat jej ataków, co pozwoliło mi rozstrzygnąć ten pojedynek na swoją korzyść. Załatwiłem ją rękawicami chociaż sam kończyłem walkę z 1/6 życia. Na całe szczęście Lady nie była tak drakońsko wytrzymała jak wcześniejsi bossowie.
Misja zaliczona bez użycia itemu.

EDIT 09.05.2013

Misja 17

Misja nie sprawiła większych problemów. Obowiązkowe walki, przy odrobinie cierpliwości, można tutaj rozwiązać na swoją korzyść stosując proste metody. Ważne żeby walczyć stylem trickster, ponieważ akcja „dash” jest bardzo przydatna podczas pokonywania długiego korytarza z ostrzami.

Boss – demon wrażliwy na światło.
Skrajnie przewidywalny szef. Z tego właśnie względu łatwo go pokonać nawet na DMD. Kluczem do zwycięstwa jest wyczucie po ilu uderzeniach „lustro” wystrzeli swym blaskiem, oślepiając demona i czyniąc go tym samym wrażliwym na ataki Dantego. Kilka prób wystarczyło żeby cieszyć się ze zwycięstwa. Załatwiłem go samym mieczem (Rebellion).
Misja zaliczona bez użycia itemu.

EDIT 11.05.2013

Misja 18

Mordercza misja. Jej ukończenie zajęło mi ostatecznie 3 godziny i 10 minut, a i tak uważam, że miałem niezłe tempo przy eliminowaniu kolejnych bossów. Najwięcej problemów sprawiła mi jednak początkowa walka z kompletnym zestawem szachów. Na DMD poszczególne figury są potwornie wytrzymałe i nie ma sensu po kolei ich rozbijać. Trzeba od razu twardo atakować królową za pomocą rękawic. Najlepiej z powietrza. Problem w tym, że zazwyczaj da się ją trafić tylko raz (po trafieniu momentalnie się ona teleportuje w odległy sektor szachownicy), a wszystkie pozostałe figury zaciekle jej bronią. Sporo czasu zajęło mi opanowanie umiejętności uciekania w odpowiednim momencie. Z czasem jednak miałem sporą frajdę z tej walki. Po uśmierceniu królowej wszystkie pozostałem figury same pękają.

Po tej trudnej potyczce przyszła pora na eliminację bossów. Stosowałem te same techniki co we wcześniejszej rozgrywce. Generalnie kolejne zwycięstwa przychodziły mi tutaj zdecydowanie szybciej niż podczas pierwszych walk z tymi szefami. Ukatrupiłem kolejno:
1) Cerberusa;
2) Demona wrażliwego na światło;
3) Wiedźmę Nevan;
4) Fruwającą stonogę;
5) Serce Lewiatana;
6) Agni & Rudra (tutaj pod koniec walki użyłem jednej, dużej zielonej gwiazdy życia);
7) Konika Geriona (również pod koniec walki użyłem jednej, dużej zielonej gwiazdy życia).

EDIT 20.05.2013

Misja 19

Kolejna piekielnie trudna (dla mnie) misja. Długo nie mogłem sobie poradzić z pokonaniem czterech rosłych kosiarzy w lokacji z klepsydrą. Sami przeciwnicy to zwykłe mięso armatnie. Niestety trzeba ich tutaj pokonać zanim klepsydra się obróci i to sprawiło mi ogromne problemy. Przeklęte wyzwanie czasowe! Stosowałem różne style, różne zestawy broni i nie mogłem znaleźć złotego środka. Ostatecznie zwyciężyłem klasycznym dla mnie zestawem - Rebellion/Beowulf, Spiral/Kalina Ann. Kluczem do zwycięstwa jest tutaj oddawanie strzałów z wyrzutni, albo wymachiwanie mieczem, w skupisku przeciwników. Oponenci jednak regularnie zapadają się pod ziemię i są trudni do "wyczucia". Sami atakują zaciekle. Z czasem ich rozgryzłem i niemiłosiernie dziurawiłem ołowiem oraz siekałem mieczem/rękawicami.

Boss - Arkham.
Wymagająca walka, aczkolwiek schematyczna. Pierwsza połowa pojedynku nie powinna sprawić wytrwałemu graczowi problemów. Bossa da się szybko wyczuć, a pasek devil trigger'a systematycznie można napełniać podczas starcia z "rybkami".

Problematyczna jest za to druga połowa walki. Nie można tutaj korzystać z mocy diabła i tym samym pasek życia Dantego można podreperować jedynie za sprawą itemów. Trzeba tutaj walczyć na dystans, co wymaga sporej cierpliwości. Zbicie pół paska życia Arkham'a za pomocą pistoletów trwa kilka/naście długich minut. W międzyczasie trzeba stoczyć kilka frustrujących bitew z "rybkami" i unikać fruwających pocisków, które mają ogromną siłę rażenia. Na całe szczęście Dantemu pomaga tutaj Vergil. Podczas zwycięskiej próby, w drugiej połowie pojedynku, użyłem jednej, dużej gwiazdy życia.

EDIT 22.05.2013

Misja 20

Boss – Vergil
Zły braciszek okazał się diabelnie trudny do pokonania. Jedyne pocieszenie w tym, że misja ta nie jest męcząca – od razu zaczyna się walka z Vergilem i można próbować do skutku.

Od początku postawiłem na styl Trickster. Pierwszą połowę pojedynku wyczułem relatywnie szybko. Największym problemem było poradzenie sobie z Vergilem, gdy ten wchodził w tryb diabła. Początkowo starałem się w tych momentach unikać oponenta, ale ta taktyka okazywała się błędna – boss zbyt długo przebywał w trybie devil trigger i tym samym regenerował sobie zbyt dużo życia. Postawiłem zatem na atak, co było słusznym krokiem. Niestety musiałem poświęcić sporo czasu na wyrobienie odpowiedniego timingu. Braciszek w finalnej batalii stosuje spory wachlarz ciosów.
Druga połowa pojedynku okazała się zdecydowanie trudniejsza. Tutaj, aby przetrwać, umiejętnie korzystałem z mocy diabła (podczas przebywania w trybie devil trigger Dante odnosi o wiele mniejsze obrażenia, co na DMD jest bezcenne). Walczyłem przez cały pojedynek wyłącznie rękawicami. Podczas zwycięskiej próby, pod koniec walki użyłem jednej, dużej gwiazdy życia. Myślę, że mógłbym zakończyć tę walkę bez wspomagaczy, ale świadomość, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki powodowało taki skok adrenaliny, że zaczynałem popełniać dziecinne błędy.

UDAŁO MI SIĘ!!! Big Grin Jestem z siebie dumny. Przejście DMC3 na DMD ląduje na podium w moim prywatnym rankingu najtrudniejszych wyzwań, którym podołałem na konsolach.

[Obrazek: bbbky.jpg]
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#4
Również ostatnio się wziąłem za DMD, doszedłem do 20 misji.(Oceny B/C chociaż w większości C) i też mam problem żeby "ogarnąć" Vergila w trybie diabła. Co masz na myśli mówiąc "postawiłem na atak", ja pistoletami próbuję ale i tak regeneracja leci, potem quicksilverem i to dobry sposób żeby go wyłączyć z trybu demona. Ale na quicksilverze nie mam uników i bardzo trudno nie tracić HP. Chyba kupie 30 wód święconych i tak go rozwale xD
Odpowiedz
#5
Kumam o co chodzi z używaniem Quicksilvera. Zauważyłem, że z tego stylu korzystają podczas tej walki najwięksi wymiatacze, którzy zamieszczają filmiki na YT.

Ja jednak praktycznie nigdy nie używałem tego stylu i w związku z tym kompletnie go "nie czułem".

"Postawiłem na atak" - nie bój się atakować Vergila, kiedy ten wchodzi w diabła. Jeżeli trafisz go bodaj 3 razy, to braciszek momentalnie traci moc diabła, a wówczas walka z nim jest zdecydowanie łatwiejsza. Problemem jest to, że w trybie DT Vergila da się trafić tylko raz - cios z powietrza i od razu musisz uciekać. Jeżeli błyskawicznie nie uciekniesz, to błyskawicznie oberwiesz. Całą tą sekwencję musisz wykonać 3 razy. Oczywiście należy to wykonać jak najszybciej żeby braciak zregenerował sobie jak najmniej życia. Kluczem do sukcesu jest niemalże perfekcyjne wyczucie schematu ataków złego brata (na całe szczęście da się to wyczuć).
Ja wyrobiłem sobie takiego skilla, że około 3/4 paska życia zbijałem mu praktycznie bez uszczerbku na swoim zdrowiu. Pod koniec jednak pociłem się niemiłosiernie, bo Vergil zaczynał szaleć niczym tornado. W końcu jednak udało mi się go ukatrupić.

Skoro doszedłeś do tego momentu, to szczerze chylę czoła. Wiem co to znaczy. Pokonanie Vergila, to tylko kwestia czasu. W tym momencie po prostu nie możesz się poddać. Powodzenia.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#6
UDAŁO MI SIĘ! VERGIL POKONANY! Udało mi się ukończyć tryb dante must die! Walka z nim wyglądała następująco, dopóki nie zmieniał się w demona miałem 0 obrażeń, a on stracił 1/4 życia, praktycznie każdy jego atak kontrowałem i dobrze mi szło( tyle razy przechodziłem tę walkę na easy, żeby zarobić kasę, że znałem ataki Vergila, na pamięć, jedynym nowym był atak zaczynający się słowami "Don't get so cocky") Zauważyłem również jedną rzecz, Vergil zmieniony w diabła nie obrania się tylko bez przerwy atakuje, miałem również taktykę na wspomniany nowy atak. Pistoletami w powietrzu, jak miecze znikały z niego atakowałem go bez namysłu w trybie diabła, wtedy walka szła bardzo szybko i miecze mnie nie trafiały.Najtrudniej było wytrzymać 2 ataki złego braciszka:
1. "You're going down", regenerował sobie życie, a ja nie mogłem nic zrobić bo bez przerwy skakał, na dodatek jeśli udało mi się go trafić to obrywałem.
2. Vergil znikał i pojawiały się kule zadające obrażenia. Nie dość że regenerował sobie życie, ja nie mogłem z tym nic zrobić to jeszcze te kule na DMD zadają taki damage, że jeśli dostaniesz 3 razy to Vital Star albo masz problem. Ostatecznie tu też znalazłem sposób. Kule idą za tobą, skacz aby w góre Air Hike'm bez przerwy bo kule będą raz na górze raz na dole.

No i jeszcze don't get so cocky, ale ten atak już tak wyczułem że nie był wielkim problemem.
Co do zmiany w tryb diabła, zrobiłem tak jak powiedziałeś, natomiast kiedy miałem pasek DT to od razu zmiana i tak go atakowałem.Dzięki za radę, myślałem że tego trybu nigdy nie ukończę ale się udało. Ale wrażenia.
Walka z Arkhamem po przybyciu Vergila to był koszmar. Chyba z 10-15 minut strzelałem z pistoletów żeby go zabić. Albo Geryon. Tu się meczyłem jak nie wiem co. Na niższych poziomach Leviatan to cienias, a tutaj to i serce leviatana mnie pokonywało. Vergil w 13 misji. Tutaj to normalnie dostawałem szału, ale ostatecznie jakoś mi się udało. W 7 misji miałem problem z tymi przywołującymi demonami. Jak wchodzą w tryb diabła to są tak wytrzymali, trzeba ich walić z minutę żeby ich rozwalić tam ledwo co se dałem radę. teraz pozostało mi tylko ukończyć very harda, jestem w 8 misji bo jak mi nie szło na DMD to odpoczywałem na VH, a wbijanie ocen za misje S/SS nie dla mnie, aż tak dobry nie jestem.
Odpowiedz
#7
Cytat:Co do zmiany w tryb diabła, zrobiłem tak jak powiedziałeś, natomiast kiedy miałem pasek DT to od razu zmiana i tak go atakowałem.
Ja swój pasek DT starałem się maksymalnie oszczędzać na końcową fazę walki. Dlaczego? Bardzo trudno jest zachować koncentrację w momencie, w którym Vergil zaczyna te swoje extra ataki:

Cytat:1. "You're going down", regenerował sobie życie, a ja nie mogłem nic zrobić bo bez przerwy skakał, na dodatek jeśli udało mi się go trafić to obrywałem.
2. Vergil znikał i pojawiały się kule zadające obrażenia. Nie dość że regenerował sobie życie, ja nie mogłem z tym nic zrobić to jeszcze te kule na DMD zadają taki damage, że jeśli dostaniesz 3 razy to Vital Star albo masz problem. Ostatecznie tu też znalazłem sposób. Kule idą za tobą, skacz aby w góre Air Hike'm bez przerwy bo kule będą raz na górze raz na dole.
Tryb demona był w tym momencie dla mnie zbawienny, bo po prostu pozwalał mi przeżyć. Kiedy brat się uspokoił zaczynał walczyć w identyczny sposób jak w pierwszej połowie pojedynku. Wówczas mogłem w miarę spokojnie kontynuować dzieło zniszczenia. Pod koniec walki jednak adrenalina tak mi skoczyła, że nie udało mi się zachować zimnej krwi. Popełniłem błąd i podleczyłem się dużą gwiazdą życia. Niemniej jednak satysfakcja z ostatecznego zwycięstwa była ogromna.


Cytat:Walka z Arkhamem po przybyciu Vergila to był koszmar. Chyba z 10-15 minut strzelałem z pistoletów żeby go zabić.
Bardzo obawiałem się tego starcia, bo Arkham sprawiał mi ogromne trudności na wcześniejszych poziomach. Głównym problemem jest to, że w drugiej połowie pojedynku (kiedy pomaga nam Vergil) Dante nie może korzystać z mocy demona i tym samym nie ma możliwości aby chociaż minimalnie podreperować sobie życie. Walka ta jednak ostatecznie okazała się skrajnie schematyczna. Pierwsza połowa pojedynku idzie w miarę łatwo, a druga polega tylko i wyłącznie na unikaniu fruwających „demomicznych pocisków” i strzelaniu z pistoletów. Fakt faktem, że wymaga to ogromnej dozy cierpliwości i opanowania, bo walka trwa długo.

Cytat: Albo Geryon. Tu się meczyłem jak nie wiem co.
Konik rzeczywiście jest trudny. Bardzo trudny. Najwięcej problemów sprawiało mi unikanie czerwonych kul pod koniec pojedynku. Ciężko przed nimi uciec. Jeżeli się nie uda to Dante ponosi druzgocące obrażenia.

Cytat:Na niższych poziomach Leviatan to cienias, a tutaj to i serce leviatana mnie pokonywało.
Serduszko i mnie kilka razy wysłało do piachu, ale ta walka koniec końców jest schematyczna i w sumie jedna z łatwiejszych biorąc pod uwagę to, co potrafią zafundować pozostali bossowie.


Dopowiem od siebie, że na DMD jedynie misja 1, 3 (Cerbera da się ubić wyłącznie z dystansu) i 17 mogą zostać uznane za relatywnie łatwe. Wszystkie pozostałe zmuszają gracza do sporego wysiłku i opracowywania taktyk na trudniejsze momenty.

Co do bossów. Dla mnie potwornie trudna do pokonania była Śmierć na rozdziale … drugim. Poprzedza ją naprawdę hardcorowa sieka z hurtową ilością piaskowców, dyniogłowych i wszelkiego innego, małego plugastwa. Nie jest łatwo przez to przejść. Później pojawia się Kostucha. Okazuje się, że trzeba ją ubić aż trzykrotnie (jej pasek życia zbijamy trzy razy). To jest ewidentny cios poniżej pasa ze strony twórców! No ale czy nie za to kochamy DMC3? Właśnie za to ogromne wyzwanie?

Agni & Rudra na każdym poziomie byli dla mnie trudni do pokonania. Po prostu ciężko wyczuć schemat ich ataków. Są oni jakby nieskoordynowani i przez to nieobliczalni. Jednocześnie podczas tej walki kamera regularnie potrafi wariować co dodatkowo utrudnia orientację.

Kolejny szokująco trudny do pokonania gagatek – Beowulf. Jego szarże i ogromne pole rażenia ataków sprawiały, że momentami nie wiedziałem co się dzieje na planszy. Na DMD to boss przez duże B.

Cytat: teraz pozostało mi tylko ukończyć very harda, jestem w 8 misji bo jak mi nie szło na DMD to odpoczywałem na VH, a wbijanie ocen za misje S/SS nie dla mnie, aż tak dobry nie jestem.

Skoro zaliczyłeś DMD to teraz zapewne czujesz się jakbyś grał na easy? Różnica między tymi poziomami jest moim zdaniem ogromna.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#8
hahahha zaliczyłem już VH, chyba w 2-3 godziny. Rangi B/A, chociaż mam jedno SS i jedno S. Różnica między tymi poziomami jest duża ponieważ po 1. przeciwnicy zabierają na VH o wiele mniej życia niż na DMD i nie wchodzą w tryb diabła, dlatego łatwo ich ubić. Łatwizna. Na DMD również miałem problemy ze śmiercią, szczególnie w 12 misji, gdzie Dante traci bez przerwy życie. Na dodatek jeszcze weszła w tryb diabła, na szczęście wcześniej zabrałem jej dużo życia i jakoś udało mi się przeżyć. Co do używania przedmiotów:

Misja 01: Bez Itemu
Misja 02: Bez Itemu
Misja 03: Bez Itemu
Misja 04: Bez Itemu
Misja 05: Vital Star S
Misja 06: Bez itemu
Misja 07: Devil Star
Misja 08: Gold Orb
Misja 09: Bez itemu
Misja 10: Bez itemu
Misja 11:Vital Star L
Misja 12: Vital Star L
Misja 13: Vital Star L i Devil Star
Misja 14: Bez Itemu
Misja 15: Bez Itemu
Misja 16: Bez Itemu
Misja 17: Bez Itemu
Misja 18:
W walce z szachami Devil Star
Pokonani Bossowie:
-Cerberus(Bez Itemu)
-Beowulf(Bez Itemu)
-Agni&Rudra(Vital Star S)
Misja 19: (Dwa Vital Star L)
Misja 20: (Dwa Devil Star, Gold Orb)

Oczywiście nie zawsze udawało mi się za pierwszym razem.

Teraz pozostaje mi grać Vergilem i również ukończyć DMD. Co do moich właściwości Dantego przed trybem DMD:
Pasek życia: Brakuje jednego Blue Orb
Pasek Devil Trigger: Cały
Style:
-Trickster LVL 3
-Swordmaster LVL 3
-GunSlinger LVL 1
-Royalgurad LVL 3
-QuickSilver
-Doppleganger
Najczęściej używanie: Trickster i QuickSilver
Zakupione wszystkie akcje
Odpowiedz
#9
Cytat:Teraz pozostaje mi grać Vergilem i również ukończyć DMD.

Nie podpuszczaj mnie. Tongue Kurcze, zapomniałem o tym, że moja wersja gry oferuje grę Vergilem. On ponoć jest potężniejszy i ma swój indywidualny wachlarz ciosów. Jeżeli się na to zdecydujesz, to napisz jak wypada na tle Dantego. Wygląda na to, że nasze forum odwiedził prawdziwy hardcorowiec. Witamy zatem w naszych skromnych progach.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#10
Już gram Vergilem. Na Very Hard żeby złapać trochę wprawy. Indywidualny wachlarz ciosów. Można tak powiedzieć chociaż parę ataków przypomina akcję Dantego, np. Beowulf ma tylko jeden inny atak. A dwa pozostałe są takie same. Vergil ma jeden styl, Dark Slayer. Żadna broń u złego brata Dantego nie ma Air Hike. Vergil nie korzysta z broni palnej, zamiast tego ma kryształowe miecze. Muszę przyznać że Vergilem jeśli chodzi o ataki i wbijanie rang gra mi się lepiej, już w pierwszej misji SSStylish. Ale uniki to co innego, Dark Slayer daje Vergilowi możliwość zniknięcia, ale tylko na sekundę lub mniej, dlatego jeśli w złym momencie wciśniesz O na padzie, tracimy HP. Poza tym z tym stylem jest trudno się dostać do ciężko dostępnych miejsc np. gdzieś wskoczyć. Dante Trickster, Air Hike i wejdziesz prawie wszędzie,Vergilem to co innego. Albo te kolce w secret mission 11 lub w 17 misji. Nieźle tam się męczyłem, chociaż może po prostu nie jestem jeszcze przyzwyczajony do brata Dantego. Ogólnie secret mission Vergilem jest zrobić trudniej niż Dantym. Szybkie podsumowanie:

Style: Dark Slayer
Broń: Force Edge, Yamato, Beowulf
Guns: Summend Swords i Spiral Swords

Szkoda tylko, że ludziom z Capcom nie chciało się zrobić innych misji dla Vergila i oddzielnej fabuły, całą grę przechodzimy(już przeszedłem Heavon or Hell) na tych samych poziomach co Dante. Poza tym są tylko dwa filmiki, przed misją 1.




Devil may Cry 4 zaliczone na Dante Must Die.
DmC Devil May Cry i Vergil Downfall zaliczone na DMD
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości