![[Obrazek: 77660660.jpg]](http://img856.imageshack.us/img856/2404/77660660.jpg)
Wydana w 2001 roku gra CAPCOM’u „Devil May Cry” była dla graczy szokiem. Znakomita grafika, duża grywalność, wysoki poziom trudności, mroczny, gotycki klimat, znakomity design przeciwników i przede wszystkim charyzmatyczny bohater sprawiły, że tytuł ten z miejsca stał się hitem. Do dzisiaj zresztą wielu uważa tą produkcję za jedną z najlepszych jakie kiedykolwiek powstały na PS2 i ja osobiście do tej grupy należę.
Nic zatem dziwnego, że sequel DMC był swego czasu bardzo wyczekiwany. Miłośnicy walki z hordami demonów doczekali się powrotu Dantego w roku 2003. Sam również z dużym entuzjazmem podchodziłem do kontynuacji przygód jednego z moich ulubionych bohaterów gier wideo, mimo, że byłem w pełni świadomy nienajlepszej opinii jaką posiada ta gra. Szczerze mówiąc, to zasiadałem do konsoli z nadzieją, że wszystkie opinie mówiące o tym, że DMC2 jest pospolitym gniotem, to jedynie internetowy bełkot malkontentów, którzy z grą nie mieli zbyt wiele wspólnego.
Czy zdecydowana większość internautów i prasy branżowej może się mylić? Czy może jednak DMC2 rzeczywiście jest grą nie najwyższych lotów? Zapraszam do recenzji, w której postaram się odpowiedzieć na te pytania.
![[Obrazek: 57039774.png]](http://img402.imageshack.us/img402/3512/57039774.png)
Na wstępie zaznaczam, że moja recenzja w dużym stopniu jest . . . nieobiektywna. Przyznaję bez bicia, że DMC2 oceniam praktycznie pod każdym względem przez pryzmat znakomitej „jedynki”, a nie jako odrębny tytuł. Dodam jeszcze, że skupiłem się wyłącznie na opisie scenariusza Dantego, który to dwukrotnie zaliczyłem na poziomie „normal”.
Fabuła w grze jest, delikatnie rzecz ujmując, nieścisła... Dante w pewnym muzeum spotyka czerwonowłosą wojowniczkę imieniem Lucia. Kobitka zaprasza blondasa na wyspę, gdzie wspólnie spotykają leciwą matkę dziewczyny. Staruszka prosi Dantego, aby ten powstrzymał okrutnego, bogatego biznesmena, który zamierza sprowadzić na ziemię potężnego demona i przejąć władzę nad światem. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie wypowiedź babci, która stwierdziła, że walczyła niegdyś u boku ojca Dantego - legendarnego Spardy. W grze nie ma wzmianki o tym, że babinka jest demonem, starzeje się, zatem można przyjąć, że jest ona po prostu człowiekiem. A skoro tak jest, to jakim cudem mogła walczyć u boku Spardy, który przepadł kilka wieków wcześniej? Ehhh...
Grafika w opisywanej produkcji jest znośna, przyzwoita. Jak na możliwości PS2 i biorąc pod uwagę datę wydania gry nie mam się do czego przyczepić. Postacie są ładnie wykonane, scenki przerywnikowe cieszą oko i ogółem pod tym względem gra może się podobać.
Sam Dante wydoroślał, jest teraz poważniejszy, ale to ciągle ten sam bohater. Biała czupryna, czerwony płaszcz na grzbiecie, ogromny miecz na plecach i dwa gnaty w dłoni. Miło było ponownie ujrzeć tego kilera na ekranie telewizora.
Wyrazisty soutrack towarzyszy zabawie już od samego początku. Ostre gitarowe brzmienia jasno wskazują na to, że gracz bynajmniej nie ma do czynienia z grą dla grzecznych dziewczynek. Głosy poszczególnych postaci są odpowiednio dobrane. Mam tu na myśli w zasadzie głosy Dantego, Lucii, jej matki i jednego z głównych antagonistów w grze – niejakiego Ariusa.
Podczas eksploracji kolejnych plansz (łącznie jest ich 18) towarzyszy nam charakterystyczny dźwięk kroków Dantego i momentami spokojna nutka mająca za zadanie budowanie klimatu. Tak jak w przypadku części pierwszej audio „przyspiesza”, kiedy pojawiają się oponenci .
![[Obrazek: 43486635.png]](http://img26.imageshack.us/img26/6283/43486635.png)
I na tym zakończę kurtuazyjne opisywanie tejże gry… DMC2 jest praktycznie pod każdym względem słabsze od pierwowzoru. Powiem więcej: to co było wspaniałe w jedynce, w dwójce po prostu znikło. W zamian gracz nie dostał praktycznie nic nowego. Bynajmniej nic dobrego. Co z tego, że grafika jest poprawna skoro umiejscowienie fabuły w futurystycznych lokacjach wywołuje uśmiech politowania? Dziwnie się czułem ganiając po dachach wieżowców z mieczem.
Przeciwnicy są totalnie bez wyrazu, są niemrawi i bardzo łatwo ich pokonać. Często miałem wrażenie, że walczę z fioletową chmurką. W grze zastosowano system „zaznaczania” najbliższego przeciwnika lub miejsca, w które warto atakować. Mniejsi rywale w momencie takiego zaznaczenia stawali się praktycznie nierozpoznawalni. Niestety duże poczwary, z bossami włącznie, również nie wywarły na mnie żadnego wrażenia. Musze jednak przyznać, że podobał mi się jeden szef – rogaty gigant, z którym walczyłem na szczycie jakiegoś budynku. Swoją drogą bardzo kojarzył mi się on z ogromnym minotaurem znanym z pierwszej części „God of War”. Ponadto na plusik zaliczam finałową bitwę. Tutaj mogłem się poczuć jak ryba w wodzie. Final battle sprawiło mi względną trudność i sam potwór, jako praktycznie jedyny w całej grze, miał „dejwilmejkrajowy” charakter.
Gameplay uległ kosmetycznym zmianom i o dziwo tutaj dostrzegam dwa pozytywy. Po pierwsze unik został przypisany pod jeden przycisk i takie rozwiązanie jest bardzo dobre. Sporo narzekałem na ten element podczas ogrywania „jedynki” gdzie trzeba było wykonać kombinację. Tyle, że Dante robiący unik wydaje pedalski okrzyk i wygląda jak szmaciana kukiełka.
Po drugie broń palną można błyskawicznie zmieniać bez zaglądania do inwentarza. Przyjemnie korzystało mi się z tej opcji na polu walki. Miło jest bowiem w kilka sekund władować w delikwenta 3 kg ołowiu z Ebony & Ivory, następnie poprawić mu z shotgun’a by wykończyć całą sekwencję wyrzutną rakiet na trzecim levelu.
![[Obrazek: 69050631.jpg]](http://img27.imageshack.us/img27/8730/69050631.jpg)
Największą bolączką DMC2, w moim odczuciu absolutnie niewybaczalną, są projekty lokacji, w których przyjdzie nam się poruszać. Klimat pierwowzoru został brutalnie zdeptany. Ciasne korytarze, lochy i pokoiki, w których trzeba było walczyć w pocie czoła dosłownie o każdy centymetr zamieniono na otwarte przestrzenie pod chmurką. Na tym zabiegu strasznie ucierpiał gameplay, ponieważ podczas pojedynków wystarczy trzymać dystans i strzelać z pistoletów, a bezproblemowo ukończymy w ten sposób całą grę. Delikatnie rzecz ujmując - wyszło biednie.
Co prawda graczowi oddano do dyspozycji takie umiejętności jak odbijanie się od ścian, efektowne strzelanie w powietrzu, kiedy to Dante spada do góry nogami, podpalenie oponentów w trybie devil trigger czy latanie, jednak łatwość gry sprawiła, że nie byłem zmuszony do korzystania z tych technik.
Twórcom nie wybaczę również zmiany charakteru Dantego. Nie ma już tego pyszałka i aroganta znanego z pierwszej części, który rzucał grypsami na lewo i prawo. W zamian dostajemy spokojnego, zamyślonego i wręcz tajemniczego bohatera. Ja tej zmiany nie kupuję… Chcę kozaka, a nie grzecznego przewodniczącego koła gospodyń wiejskich! Na całe szczęście tleniony mściciel nie stracił swoich walorów na polu walki i nadal potrafi masakrować zastępy demonów.
Duże zastrzeżenia mam również do upgrade’u broni. Gra pod tym względem jest rozbudowana. Możemy „pakować” zdobyte orby w co tylko nam się podoba. Ja na przykład wymaxowałem podstawowy miecz, pistolety, shotgun’a i wyrzutnię rakiet. Kompletnie nie czułem powera wzmocnionej broni. Ba, nie czułem jakiejkolwiek poprawy. Zadawanie ciosów oponentom jest strasznie monotonne i nie sprawia satysfakcji. Ot taka naprzemienna klepanina kwadratu odpowiedzialnego za atak bronią palną i trójkąta (broń biała).
Ah, tęskniło się za wykozaczonym pchnięciem Alastorem, potężną siłą Ifrit czy sekwencją „szatkowania”…
Wspomnę tutaj jeszcze o szukaniu dodatkowego oręża. Gra jest tak skonstruowana, że extra weapons musimy sobie znaleźć sami. W trakcie rozgrywki siłą rzeczy na coś się gracz natknie i coś znajdzie. Wiem jednak, że w grze dostępny jest miecz „Vendetta”, czy karabin maszynowy, których to zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem nie udało mi się zdobyć.
![[Obrazek: 83394804.png]](http://img685.imageshack.us/img685/745/83394804.png)
A teraz szanowny, wytrwały czytelniku wisienka ze szczytu tortu… Sponsorem DMC2 była firma „Diesel”, która nie wypuściła okazji z ręki i świat gry wykorzystała po prostu do reklamy. Po pierwszym przejściu naszym oczom ukazuje się soczyste logo tej firmy i dostajemy możliwość ubrania Dantego min. w jeansy. Jak można tak bezsensownie sprzedać jedną z najlepszych marek na rynku gier wideo, którą z pewnością w tamtym okresie była marka „Devil May Cry”?
Słówko podsumowania: „Devil May Cry 2” zawiódł. Zawiódł na całej linii. CAPCOM bijąc się w piersi po lawinie krytyki, która spadła na ten tytuł zrobił nawet ankietę, w której pytał graczy „Co poszło nie tak?”. Analiza wyników ankiet pokazała, że źle poszło w zasadzie wszystko!
Osobiście nie żałuję czasu spędzonego z tą produkcją. Jako fan DMC po prostu nie mogłem tak po prostu odpuścić „dwójki”. Gra sama w sobie może i nie jest crap’em. Nazwałbym ją przeciętnym średniakiem, ale porównania do znakomitego pierwowzoru robią jednak swoje i znacząco wpływają na niską ocenę. Internauci i prasa branżowa w przypadku tego tytułu jednak się nie mylili. Z przykrością muszę im przyznać rację.
Podobno twórcy z nawiązką odkupili swoje grzechy wypuszczając znakomitą „trójkę”, ale o tym przekonam się niebawem.
P.S Zachęcam do dyskusji o grze. Od siebie dodam jeszcze w najbliższym czasie dodatkowy komentarz i opiszę krótko scenariusz Lucii, który również ukończyłem (chociaż pierwotnie nie miałem tego w planach).