17-07-2013, 21:05
Mówili: zagraj w Bajoszoka, przeżyjesz świetną przygodę. Rzić. Nic nie mówili. Sam se wziołem... Bo nie było nic na tę chwilę, co by mnie ciekawiło. Tak naprawdę szukałem Ratcheta.
Do Bioshock jakoś mnie nie ciągnęło, choć sporo słyszałem pochwalnych słów na jego temat, to jednak uważałem ją za zbyt przereklamowaną i wychwalaną. Rzeczywistość zweryfikowała moje zdanie na temat tej gry. FPS - gatunek, którego nie jestem jakimś uber fanem (tu chyba Kraszu powinien wjechać :)), do którego jakoś nigdy mnie nie ciągnęło. Ale... Bioshock wessało mnie na maxa, czego powodem było dość oryginalne podejście do tematu. Zanurzyłem się w tym świecie dosłownie i w przenośni. Przeżyłem katastrofę powietrzną nad Atlantykiem, dopłynąłem do latarni morskiej, by za chwilę batyskafem zjechać kilkanaście pięter w głąb oceanu i chwycić za broń. Ktoś mnie prowadził przez nieznane mi tunele. Nie wiem kto. Do czasu. Mówili: urodziłeś się, by dokonać rzeczy wielkich. I wiecie co? Mieli rację.
Rapture. Podwodne miasto stworzone przez bogacza, pragnącego niemal idealnego w każdej kwestii, wolnego świata, bez tematów tabu, bez ingerencji religii czy rządu. Coś jednak nie pykło, bo jakże w takiej utopii mogło coś pyknąć? Pech chciał, że bohater trafia już do zrujnowanego, pełnego niebezpieczeństw miasteczka. Pierwsze wrażenie uderzyło z dużą siłą. Ciemne, mroczne tunele, nieraz zakrwawione, pełne bezładu, porozrzucanych, zniszczonych przedmiotów, gdzieś w tym mroku słychać jakieś jęki, szelest, dziwne dźwięki działają na człowieka. Czuć niepokój. Ktoś czegoś szuka. ADAMA. Substancji, która pozwala wyzwolić w człowieku nadnaturalne moce, grzebiąc jednocześnie w jego kodzie genetycznym. A że smakołyk jest uzależniający niczym królowa śniegu czy inny łakoć, to zmiany w DNA sieją większe spustoszenie w organizmie, co zaś przekłada się na wygląd i zachowanie zamieszkałej ludności. Design oponentów nie wydał mi się jakoś szczególnie odpychający, widać tam jakieś lekkie mutacje, narośle itp. Są raczej lekko groteskowi. Bardziej przypadł mi do gustu ich „styl bycia”, nerwowo chodzą, przeszukują ciała gibiąc się przy tym choćby mieli chorobę sierocą czy śpiewając przyśpiewki o tym jak bardzo kocha ich Jezus. Nie jest to wesolutki widok, wręcz pokręcony, a jeśli jeszcze przy tym zgaśnie nagle światło, to nerwówka jest większa. Są obłąkani. A w samym środku ja, obcy, którego nie darzą sympatią. Wszystko to z otoczeniem nadaje genialnego, horrorkowatego klimatu. Na osobną uwagę zasługują dwie inne postacie będące ikonami gry. Siostrzyczki oraz Tatuśkowie ubrani w skafander nurka głebinowego. Te pierwsze mimo niewinnego wyglądu mają w sobie coś niepokojącego, tym bardziej że popylają ze szprycą i wysysają z ciał Adama. Ci drudzy to zaś najmocniejsi przeciwnicy (nawet subbossowie nie zdołali mnie pokonać tyle razy ile pan Bąbelek), z którymi trzeba się trochę nakombinować, aby ich pokonać. Przynajmniej z początku, kiedy nie mamy wszystkich broni. Czuć impet ich ataku oraz ciężar postaci.
Jeśli chodzi o bronie, mimo iż jest ich z sześć rodzajów (m.in rewolwer, strzelba, bazooka), to niemal każda jest przydatna w ciągu całej rozgrywki. Nie są to żadne upychacze, sam co chwilę zmieniałem oręż, by jak najszybciej zmniejszyć pasek konkretnego oponenta. Nawet klucz francuski jest odpowiednio silny i przydatny w dalszej rozgrywce. Jak by tego było mało, to każda pukawa posiada trzy typy amunicji, które sprawdzają się w konkretnej sytuacji. Aż chce się strzelać do każdego. Świetnym patentem było natomiast wprowadzenie alternatywnego oręża w postaci plazmidów. Ponieważ bohater, aby dać sobie radę w tym świecie, także potrzebuje Adama, to ten też nabywa specjalne moce i może z nich dziarsko korzystać. Tych jest także kilka, jednak nie wszystkie są już jak dla mnie, aż tak przydatne. Najbardziej mocarne to imo ładunek elektryczny, zamrożenie, podpalenie i telekineza, które dają sporo możliwości. Z tych korzystałem praktycznie non-stop, reszta jak choćby mini trąbka powietrzna już były zbyteczne. Szkoda. Podczas całej wędrówki możemy jeszcze pozbierać specjalne toniki, które ulepszają parametry bohatera w paru kwestiach, co także jest bardzo użyteczne i ułatwiło mi rozgrywkę.
Ucieszył mnie fakt, że lokacje są dość rozległe i jest ich sporo przez co gra jest długa. Nie tylko się nastrzelałem, ale pohakowałem sporo kamer, działek, sejfów, co było miłą odskocznią. Dodatkowo po miejscówkach porozrzucanych jest ponad 120 audio dzienników do znalezienia, które przedstawiają historię Rapture. No i tutaj trochę popsioczę, gdyż zabrakło mi co jakiś czas wstawek. Prócz sekwencji wprowadzającej i kończącej grę nie uświadczyłem żadnej innej i jeśli chcemy dowiedzieć się więcej na temat fabuły trzeba je odsłuchiwać. Dużo ich, zaś nie wszystkie opowiadają istotne fakty. Nieraz także monolog włączył się podczas jakiejś akcji przez co nie zwracałem na to uwagi. Fabuła jest świetnie nakreślona, z kilkoma zwrotami, które z czasem zacząłem przewidywać, jednak czuję, że nie poznałem wszystkiego dokładnie. A jakoś nie mam ochoty odsłuchiwać tylu taśm jeszcze raz. Doczepię się jeszcze do obłożenia klawiszy odpowiedzialnych za strzał i wybór broni. Jestem przyzwyczajony do spustu pod R1, tutaj twórcy odwrócili rolę i strzela się na R2/L2, zaś bronie i plazmidy wybiera się na R1/L1. Mocno mnie to skołowało i przez naprawdę długi okres myliłem się i zamiast się bronić to zmieniłem broń lub odwrotnie. Nie będę się mocno silił na jakieś ostatnie słowa, jeno mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Bioshock to intensywna, długa zabawa, z ciekawie zrealizowanym, oryginalnym światem, której trzeba chociaż spróbować.
Do Bioshock jakoś mnie nie ciągnęło, choć sporo słyszałem pochwalnych słów na jego temat, to jednak uważałem ją za zbyt przereklamowaną i wychwalaną. Rzeczywistość zweryfikowała moje zdanie na temat tej gry. FPS - gatunek, którego nie jestem jakimś uber fanem (tu chyba Kraszu powinien wjechać :)), do którego jakoś nigdy mnie nie ciągnęło. Ale... Bioshock wessało mnie na maxa, czego powodem było dość oryginalne podejście do tematu. Zanurzyłem się w tym świecie dosłownie i w przenośni. Przeżyłem katastrofę powietrzną nad Atlantykiem, dopłynąłem do latarni morskiej, by za chwilę batyskafem zjechać kilkanaście pięter w głąb oceanu i chwycić za broń. Ktoś mnie prowadził przez nieznane mi tunele. Nie wiem kto. Do czasu. Mówili: urodziłeś się, by dokonać rzeczy wielkich. I wiecie co? Mieli rację.
Rapture. Podwodne miasto stworzone przez bogacza, pragnącego niemal idealnego w każdej kwestii, wolnego świata, bez tematów tabu, bez ingerencji religii czy rządu. Coś jednak nie pykło, bo jakże w takiej utopii mogło coś pyknąć? Pech chciał, że bohater trafia już do zrujnowanego, pełnego niebezpieczeństw miasteczka. Pierwsze wrażenie uderzyło z dużą siłą. Ciemne, mroczne tunele, nieraz zakrwawione, pełne bezładu, porozrzucanych, zniszczonych przedmiotów, gdzieś w tym mroku słychać jakieś jęki, szelest, dziwne dźwięki działają na człowieka. Czuć niepokój. Ktoś czegoś szuka. ADAMA. Substancji, która pozwala wyzwolić w człowieku nadnaturalne moce, grzebiąc jednocześnie w jego kodzie genetycznym. A że smakołyk jest uzależniający niczym królowa śniegu czy inny łakoć, to zmiany w DNA sieją większe spustoszenie w organizmie, co zaś przekłada się na wygląd i zachowanie zamieszkałej ludności. Design oponentów nie wydał mi się jakoś szczególnie odpychający, widać tam jakieś lekkie mutacje, narośle itp. Są raczej lekko groteskowi. Bardziej przypadł mi do gustu ich „styl bycia”, nerwowo chodzą, przeszukują ciała gibiąc się przy tym choćby mieli chorobę sierocą czy śpiewając przyśpiewki o tym jak bardzo kocha ich Jezus. Nie jest to wesolutki widok, wręcz pokręcony, a jeśli jeszcze przy tym zgaśnie nagle światło, to nerwówka jest większa. Są obłąkani. A w samym środku ja, obcy, którego nie darzą sympatią. Wszystko to z otoczeniem nadaje genialnego, horrorkowatego klimatu. Na osobną uwagę zasługują dwie inne postacie będące ikonami gry. Siostrzyczki oraz Tatuśkowie ubrani w skafander nurka głebinowego. Te pierwsze mimo niewinnego wyglądu mają w sobie coś niepokojącego, tym bardziej że popylają ze szprycą i wysysają z ciał Adama. Ci drudzy to zaś najmocniejsi przeciwnicy (nawet subbossowie nie zdołali mnie pokonać tyle razy ile pan Bąbelek), z którymi trzeba się trochę nakombinować, aby ich pokonać. Przynajmniej z początku, kiedy nie mamy wszystkich broni. Czuć impet ich ataku oraz ciężar postaci.
Jeśli chodzi o bronie, mimo iż jest ich z sześć rodzajów (m.in rewolwer, strzelba, bazooka), to niemal każda jest przydatna w ciągu całej rozgrywki. Nie są to żadne upychacze, sam co chwilę zmieniałem oręż, by jak najszybciej zmniejszyć pasek konkretnego oponenta. Nawet klucz francuski jest odpowiednio silny i przydatny w dalszej rozgrywce. Jak by tego było mało, to każda pukawa posiada trzy typy amunicji, które sprawdzają się w konkretnej sytuacji. Aż chce się strzelać do każdego. Świetnym patentem było natomiast wprowadzenie alternatywnego oręża w postaci plazmidów. Ponieważ bohater, aby dać sobie radę w tym świecie, także potrzebuje Adama, to ten też nabywa specjalne moce i może z nich dziarsko korzystać. Tych jest także kilka, jednak nie wszystkie są już jak dla mnie, aż tak przydatne. Najbardziej mocarne to imo ładunek elektryczny, zamrożenie, podpalenie i telekineza, które dają sporo możliwości. Z tych korzystałem praktycznie non-stop, reszta jak choćby mini trąbka powietrzna już były zbyteczne. Szkoda. Podczas całej wędrówki możemy jeszcze pozbierać specjalne toniki, które ulepszają parametry bohatera w paru kwestiach, co także jest bardzo użyteczne i ułatwiło mi rozgrywkę.
Ucieszył mnie fakt, że lokacje są dość rozległe i jest ich sporo przez co gra jest długa. Nie tylko się nastrzelałem, ale pohakowałem sporo kamer, działek, sejfów, co było miłą odskocznią. Dodatkowo po miejscówkach porozrzucanych jest ponad 120 audio dzienników do znalezienia, które przedstawiają historię Rapture. No i tutaj trochę popsioczę, gdyż zabrakło mi co jakiś czas wstawek. Prócz sekwencji wprowadzającej i kończącej grę nie uświadczyłem żadnej innej i jeśli chcemy dowiedzieć się więcej na temat fabuły trzeba je odsłuchiwać. Dużo ich, zaś nie wszystkie opowiadają istotne fakty. Nieraz także monolog włączył się podczas jakiejś akcji przez co nie zwracałem na to uwagi. Fabuła jest świetnie nakreślona, z kilkoma zwrotami, które z czasem zacząłem przewidywać, jednak czuję, że nie poznałem wszystkiego dokładnie. A jakoś nie mam ochoty odsłuchiwać tylu taśm jeszcze raz. Doczepię się jeszcze do obłożenia klawiszy odpowiedzialnych za strzał i wybór broni. Jestem przyzwyczajony do spustu pod R1, tutaj twórcy odwrócili rolę i strzela się na R2/L2, zaś bronie i plazmidy wybiera się na R1/L1. Mocno mnie to skołowało i przez naprawdę długi okres myliłem się i zamiast się bronić to zmieniłem broń lub odwrotnie. Nie będę się mocno silił na jakieś ostatnie słowa, jeno mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Bioshock to intensywna, długa zabawa, z ciekawie zrealizowanym, oryginalnym światem, której trzeba chociaż spróbować.