15-01-2014, 20:25
Recenzja Syberia (PS2)
Nie będę ukrywał, że moja historia z grami stricte przygodowymi nie ma zbyt długich korzeni. Nie dlatego, że ich nie lubię, ale głównie dlatego, że pececiarzem nie jestem, a i sam gatunek nie jest już tym bardziej dzisiaj zbytnio eksploatowany. W związku z tym nie wiedziałem czego się po Syberii spodziewać, która obiła mi się jedynie o uszy jako godny przedstawiciel przygodówek.
Nieczęsto mamy okazję zacząć giercowanie od pogrzebu. Z oczu młodej kobiety pod parasolem oglądamy rytmiczny marsz żałobników w stronę krypty. Nie są to jednak zwykli żałobnicy, a nakręcane roboty (automatony jak to się zwykło mówić w tej okolicy). Okazuje się, że Kate Walker nie mogła sobie znaleźć bardziej nieodpowiedniego momentu na wizytę w tym zapomnianym francuskim miasteczku w Alpach. Zmarła Anna Voralberg, z którą to chodząca Kate miała podpisać ostateczną umowę sprzedaży jej fabryki. Koniec gry, taniec zwycięstwa. Stety niestety na wierzch wypływa plotka o bracie Anny, który to w zaistniałej sytuacji stałby się prawowitym dziedzicem jej majątku. Innymi słowy bez jego podpisu misja zakończy się fiaskiem. Hans nie tylko od lat nie był widziany w okolicy, ale i zdążył nawet zostać pochowany! Plotka, nie plotka, informację trzeba zweryfikować i dogłębnie zbadać. I z takim właśnie ambitnym zamiarem jako Kate ruszymy w poszukiwanie jakichkolwiek śladów Hansa.
Syberia to tytuł Point’n Click w najczystszej formie. Nigdy nie zginiemy, nasza bohaterka nie nabywa żadnych nowych umiejętności, w każdym momencie możemy zapisać stan gry, a jedyne, co będzie nam potrzebne to siła własnego umysłu. Bo to właśnie na zmyślnych zagadkach opiera się cała rozgrywka. Co ważne wszystko jest logicznie i sensownie poukładane, więc nie trzeba przykładowo wygrać w pokera z człowiekiem lasu, żeby otworzyła nam się piwnica w budynku na drugim końcu świata. Choć w akcie desperacji nie raz przyszło mi użyć opanowanej do perfekcji metody prób i błędów. A że każda kolejna próba absolutnie nic nas nie kosztuje to można kombinować do woli. Niektóre łamigłówki potrafią przycisnąć, oj potrafią. I nie ma wtedy zmiłuj, bo nikt (na czele z maszynistą – służbistą roku) nam nie podsunie gotowego rozwiązania, a co najwyżej jakieś strzępki podpowiedzi. Zazwyczaj będziemy szukać brakującego ogniwa, które blokuje nasz dalszy postęp (klucze czy przełączniki do dźwigni), a do bardziej złożonych zagadek należy wytworzenie nóg dla naszego mechanicznego przyjaciela czy przyrządzenie koktajlu dla wymagającej diwy operowej. Każdy napotkany przedmiot nie leży sobie ot tak przypadkiem i możecie być pewni, że w końcu znajdzie swoje zastosowanie. Najlepszą receptą na zablokowanie się w jakiś momencie jest oczywiście przerwa. Latanie po kilka razy w te same miejscówki i odbywanie tych samych rozmów może nieco ostudzić nasz zapał do Syberii, a tego chyba nie chcemy. Zwłaszcza, że sterowanie naszą sympatyczną prawniczką do najprzyjemniejszych nie należy.
To, co jest dobra dla PC, niekoniecznie takie będzie dla konsol. Żeby wejść w interakcję z jakimkolwiek przedmiotem, czyli najczęściej go sobie wziąć, na ekranie musi nam się pokazać specjalna ikonka, a potem dopiero możemy użyć przycisku akcji. Problem polega na tym, że na PS2 prezentuje się to poniżej przeciętnej. Wyświetlenie ikony zależne jest nie tylko od pozycji naszej bohaterki, ale i kamery. Do samego końca nie udało mi się poskromić tego elementu i zdarzyło się, że robiłem po kilka przymiarek tylko po to, żeby podnieść ten cholerny przedmiot! Tak chyba być nie powinno i ktoś ewidentnie pokpił sprawę wersji konsolowej. Nie jestem zagorzałym pececiarzem, jak już wspomniałem na PC nie grałem praktycznie w ogóle, więc mogę się tylko domyślać jaką mysz potrafi zrobić różnicę w tym tytule. Po prostu klikasz w miejsce, do którego masz chęć i tam idziesz. W Syberii na PS2 bohaterka potrafi 15 minut przymierzać się do jakiegokolwiek wymarszu. Przykładowo, zejście po schodach to istny rytuał, w trakcie którego chodząca Kate najpierw robi krok do przodu, potem w bok, na koniec do tyłu i dopiero zaczyna schodzenie, co inicjuje przyciemniony ekran, a po nim dalej jej kozaczki pedantycznie odmierzają każdy stopień. Niecierpliwi gracze mogą dostać szału, ale to nie do nich jest gra kierowana, a i ja dałem radę jako tako do tego przywyknąć z jednego prostego powodu – chciałem wiedzieć jak ta niesamowita historia się dalej potoczy.
To ślimacze wręcz tempo myślę, że jest niejako wpisane w ten gatunek. Pędzenie na złamanie karku nic nam nie da, bo i zresztą pędzić się tu nie da. Tu trzeba chłonąć każdą cząstkę enigmatycznej historii, jaka jest nam serwowana. I będziemy to robić rozmawiając z garstką ludzi, którzy przetną naszą drogę. Do dyspozycji oddano nam z góry wyszczególniony spis kilku tematów i z każdym możemy o nich pogaworzyć tworząc sobie w głowie coraz bardziej spójny obraz Hansa. W zależności od naszych postępów mówione kwestie będą się oczywiście zmieniać, a krąg tematów ulegnie ekspansji. Oprócz tego jakieś broszury, listy, notatki czy nawet pamiętnik do poczytania! Uwierzcie mi, że połknąłem go na raz zupełnie zatracając się w czasowej rachubie. I na tym polega właśnie wyjątkowość Syberii – pozwala w pełni odłączyć się od świata doczesnego i zagłębić w fascynującym śledztwie Kate.
To samo można zresztą powiedzieć o naszej prawniczce przypominającej z wyglądu nie kogo innego jak samą Larę Croft. Niemal każdy telefon bez względu na to czy od narzeczonego czy szefa zbywa krótkim „muszę lecieć”, gdyż przygoda, jaką właśnie odbywa potężnym pociągiem jest prawdopodobnie jedną z najlepszych chwil, jakie ją w życiu spotkały. Tu już dawno nie chodzi o pracę, którą ma wykonać.
Klimat w Syberii (ale nie syberyjski klimat) poczułem jeszcze zanim rozpakowałem walizki. Piękne, opuszczone miasteczko z niemalże namacalną steampunkową atmosferą wessało mnie do siebie błyskawicznie i mimo, że to tylko dwuwymiarowe tła to trudno im odmówić finezji. W sumie wyruszymy w podróż koleją w 4 różne miejscówki z całą gamą barwnych postaci jak choćby zapijaczony niedoszły kosmonauta czy mający obsesję na punkcie już wiekowej dzisiaj śpiewaczki dyrektor. Co do zasady oprócz naturalnych odgłosów stukania butów o podłoże czy ćwierkania ptaszków nie słyszymy nic, co pozwala w pełni wyciszyć się przed tym tytułem. Muzyczka włącza się zazwyczaj w kluczowych momentach, a kto choć raz usłyszy charakterystyczny motyw z Syberii nie będzie w stanie pomylić go z żadnym innym.
Jak wspomniałem gra składa się w zasadzie z dwuwymiarowych, nieruchomym plansz i to jest dobre, ale przemieszczanie się między nimi już niestety takowe nie jest. Gra pozwala nam przejść do następnego kawałka lokacji wyłącznie w określonym, często dziwnym miejscu. Nie wystarczy dojść do końca ekranu, bo możemy trafić na niewidzialną ścianę, która oddziela akurat 2 połowy leśnej dróżki. Musimy nierzadko kombinować w jaki sposób przejść dalej, co często może skutkować nawet nieświadomością istnienia jakiejś miejscówki. Nie są to łamigłówki na miarę tych właściwych z gry, ale chyba nikt nie przyjmuje do wiadomości faktu, że można zagmatwać tak banalną czynność. W Syberii nie tylko jest sporo backtrackingu, ta gra to w zasadzie jest backtracking. Mimo wszystko dla mnie był to bardzo przyjemny element, a satysfakcja z właśnie obmyślonego rozwiązania i sunięcie przez kolejne plansze jest nie do opisania.
Pomimo dosyć rażących wad w postaci chociażby topornego sterowania czy tych nieszczęsnych przejść, czas spędzony z Syberią zaliczam do jak najbardziej przyjemnych. Dawno żadna gra nie zafundowała mojemu umysłowi tak ciężkiej przeprawy, a świadomość, że każda udana decyzja zbliża mnie do rozwiązania zagadki zniknięcia Hansa tylko potęgowała nieprzemijającą chęć dalszego parcia do przodu. Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś odrzucił grę już na wstępie, bo PS2-ójkowa wersja do najbardziej udanych nie należy, ale na pewno warto w takiej czy innej wersji tę grę poznać. Nie wyobrażam sobie jednak po obejrzeniu napisów w Syberii nie zabrać się za drugą część, a to chyba wystarczająca rekomendacja.
Moja ocena: 8+/10
Nie będę ukrywał, że moja historia z grami stricte przygodowymi nie ma zbyt długich korzeni. Nie dlatego, że ich nie lubię, ale głównie dlatego, że pececiarzem nie jestem, a i sam gatunek nie jest już tym bardziej dzisiaj zbytnio eksploatowany. W związku z tym nie wiedziałem czego się po Syberii spodziewać, która obiła mi się jedynie o uszy jako godny przedstawiciel przygodówek.
Nieczęsto mamy okazję zacząć giercowanie od pogrzebu. Z oczu młodej kobiety pod parasolem oglądamy rytmiczny marsz żałobników w stronę krypty. Nie są to jednak zwykli żałobnicy, a nakręcane roboty (automatony jak to się zwykło mówić w tej okolicy). Okazuje się, że Kate Walker nie mogła sobie znaleźć bardziej nieodpowiedniego momentu na wizytę w tym zapomnianym francuskim miasteczku w Alpach. Zmarła Anna Voralberg, z którą to chodząca Kate miała podpisać ostateczną umowę sprzedaży jej fabryki. Koniec gry, taniec zwycięstwa. Stety niestety na wierzch wypływa plotka o bracie Anny, który to w zaistniałej sytuacji stałby się prawowitym dziedzicem jej majątku. Innymi słowy bez jego podpisu misja zakończy się fiaskiem. Hans nie tylko od lat nie był widziany w okolicy, ale i zdążył nawet zostać pochowany! Plotka, nie plotka, informację trzeba zweryfikować i dogłębnie zbadać. I z takim właśnie ambitnym zamiarem jako Kate ruszymy w poszukiwanie jakichkolwiek śladów Hansa.
Syberia to tytuł Point’n Click w najczystszej formie. Nigdy nie zginiemy, nasza bohaterka nie nabywa żadnych nowych umiejętności, w każdym momencie możemy zapisać stan gry, a jedyne, co będzie nam potrzebne to siła własnego umysłu. Bo to właśnie na zmyślnych zagadkach opiera się cała rozgrywka. Co ważne wszystko jest logicznie i sensownie poukładane, więc nie trzeba przykładowo wygrać w pokera z człowiekiem lasu, żeby otworzyła nam się piwnica w budynku na drugim końcu świata. Choć w akcie desperacji nie raz przyszło mi użyć opanowanej do perfekcji metody prób i błędów. A że każda kolejna próba absolutnie nic nas nie kosztuje to można kombinować do woli. Niektóre łamigłówki potrafią przycisnąć, oj potrafią. I nie ma wtedy zmiłuj, bo nikt (na czele z maszynistą – służbistą roku) nam nie podsunie gotowego rozwiązania, a co najwyżej jakieś strzępki podpowiedzi. Zazwyczaj będziemy szukać brakującego ogniwa, które blokuje nasz dalszy postęp (klucze czy przełączniki do dźwigni), a do bardziej złożonych zagadek należy wytworzenie nóg dla naszego mechanicznego przyjaciela czy przyrządzenie koktajlu dla wymagającej diwy operowej. Każdy napotkany przedmiot nie leży sobie ot tak przypadkiem i możecie być pewni, że w końcu znajdzie swoje zastosowanie. Najlepszą receptą na zablokowanie się w jakiś momencie jest oczywiście przerwa. Latanie po kilka razy w te same miejscówki i odbywanie tych samych rozmów może nieco ostudzić nasz zapał do Syberii, a tego chyba nie chcemy. Zwłaszcza, że sterowanie naszą sympatyczną prawniczką do najprzyjemniejszych nie należy.
![[Obrazek: syberia_1.jpg]](http://www.extrajocuri.ro/wp-content/gallery/syberia/syberia_1.jpg)
To, co jest dobra dla PC, niekoniecznie takie będzie dla konsol. Żeby wejść w interakcję z jakimkolwiek przedmiotem, czyli najczęściej go sobie wziąć, na ekranie musi nam się pokazać specjalna ikonka, a potem dopiero możemy użyć przycisku akcji. Problem polega na tym, że na PS2 prezentuje się to poniżej przeciętnej. Wyświetlenie ikony zależne jest nie tylko od pozycji naszej bohaterki, ale i kamery. Do samego końca nie udało mi się poskromić tego elementu i zdarzyło się, że robiłem po kilka przymiarek tylko po to, żeby podnieść ten cholerny przedmiot! Tak chyba być nie powinno i ktoś ewidentnie pokpił sprawę wersji konsolowej. Nie jestem zagorzałym pececiarzem, jak już wspomniałem na PC nie grałem praktycznie w ogóle, więc mogę się tylko domyślać jaką mysz potrafi zrobić różnicę w tym tytule. Po prostu klikasz w miejsce, do którego masz chęć i tam idziesz. W Syberii na PS2 bohaterka potrafi 15 minut przymierzać się do jakiegokolwiek wymarszu. Przykładowo, zejście po schodach to istny rytuał, w trakcie którego chodząca Kate najpierw robi krok do przodu, potem w bok, na koniec do tyłu i dopiero zaczyna schodzenie, co inicjuje przyciemniony ekran, a po nim dalej jej kozaczki pedantycznie odmierzają każdy stopień. Niecierpliwi gracze mogą dostać szału, ale to nie do nich jest gra kierowana, a i ja dałem radę jako tako do tego przywyknąć z jednego prostego powodu – chciałem wiedzieć jak ta niesamowita historia się dalej potoczy.
To ślimacze wręcz tempo myślę, że jest niejako wpisane w ten gatunek. Pędzenie na złamanie karku nic nam nie da, bo i zresztą pędzić się tu nie da. Tu trzeba chłonąć każdą cząstkę enigmatycznej historii, jaka jest nam serwowana. I będziemy to robić rozmawiając z garstką ludzi, którzy przetną naszą drogę. Do dyspozycji oddano nam z góry wyszczególniony spis kilku tematów i z każdym możemy o nich pogaworzyć tworząc sobie w głowie coraz bardziej spójny obraz Hansa. W zależności od naszych postępów mówione kwestie będą się oczywiście zmieniać, a krąg tematów ulegnie ekspansji. Oprócz tego jakieś broszury, listy, notatki czy nawet pamiętnik do poczytania! Uwierzcie mi, że połknąłem go na raz zupełnie zatracając się w czasowej rachubie. I na tym polega właśnie wyjątkowość Syberii – pozwala w pełni odłączyć się od świata doczesnego i zagłębić w fascynującym śledztwie Kate.
To samo można zresztą powiedzieć o naszej prawniczce przypominającej z wyglądu nie kogo innego jak samą Larę Croft. Niemal każdy telefon bez względu na to czy od narzeczonego czy szefa zbywa krótkim „muszę lecieć”, gdyż przygoda, jaką właśnie odbywa potężnym pociągiem jest prawdopodobnie jedną z najlepszych chwil, jakie ją w życiu spotkały. Tu już dawno nie chodzi o pracę, którą ma wykonać.
![[Obrazek: syberia-image590209.jpg]](http://gaming.fm/video-games/Image/covers/syberia/syberia-image590209.jpg)
Klimat w Syberii (ale nie syberyjski klimat) poczułem jeszcze zanim rozpakowałem walizki. Piękne, opuszczone miasteczko z niemalże namacalną steampunkową atmosferą wessało mnie do siebie błyskawicznie i mimo, że to tylko dwuwymiarowe tła to trudno im odmówić finezji. W sumie wyruszymy w podróż koleją w 4 różne miejscówki z całą gamą barwnych postaci jak choćby zapijaczony niedoszły kosmonauta czy mający obsesję na punkcie już wiekowej dzisiaj śpiewaczki dyrektor. Co do zasady oprócz naturalnych odgłosów stukania butów o podłoże czy ćwierkania ptaszków nie słyszymy nic, co pozwala w pełni wyciszyć się przed tym tytułem. Muzyczka włącza się zazwyczaj w kluczowych momentach, a kto choć raz usłyszy charakterystyczny motyw z Syberii nie będzie w stanie pomylić go z żadnym innym.
Jak wspomniałem gra składa się w zasadzie z dwuwymiarowych, nieruchomym plansz i to jest dobre, ale przemieszczanie się między nimi już niestety takowe nie jest. Gra pozwala nam przejść do następnego kawałka lokacji wyłącznie w określonym, często dziwnym miejscu. Nie wystarczy dojść do końca ekranu, bo możemy trafić na niewidzialną ścianę, która oddziela akurat 2 połowy leśnej dróżki. Musimy nierzadko kombinować w jaki sposób przejść dalej, co często może skutkować nawet nieświadomością istnienia jakiejś miejscówki. Nie są to łamigłówki na miarę tych właściwych z gry, ale chyba nikt nie przyjmuje do wiadomości faktu, że można zagmatwać tak banalną czynność. W Syberii nie tylko jest sporo backtrackingu, ta gra to w zasadzie jest backtracking. Mimo wszystko dla mnie był to bardzo przyjemny element, a satysfakcja z właśnie obmyślonego rozwiązania i sunięcie przez kolejne plansze jest nie do opisania.
![[Obrazek: syberia3.jpg]](http://www.pibweb.com/review/images/syberia3.jpg)
Pomimo dosyć rażących wad w postaci chociażby topornego sterowania czy tych nieszczęsnych przejść, czas spędzony z Syberią zaliczam do jak najbardziej przyjemnych. Dawno żadna gra nie zafundowała mojemu umysłowi tak ciężkiej przeprawy, a świadomość, że każda udana decyzja zbliża mnie do rozwiązania zagadki zniknięcia Hansa tylko potęgowała nieprzemijającą chęć dalszego parcia do przodu. Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś odrzucił grę już na wstępie, bo PS2-ójkowa wersja do najbardziej udanych nie należy, ale na pewno warto w takiej czy innej wersji tę grę poznać. Nie wyobrażam sobie jednak po obejrzeniu napisów w Syberii nie zabrać się za drugą część, a to chyba wystarczająca rekomendacja.
Moja ocena: 8+/10