Zaczynając swoją przygodę z „Silent Hill 2” miałem w głowie wykształcony obraz gry wyjątkowej i przerażającej. Główny wpływ na taką właśnie wizję tego tytułu, miał szereg przeczytanych przeze mnie opinii innych graczy. Na forach internetowych na próżno szukać negatywnych postów na temat SH2. Ostatnimi czasy za sprawą kilku swojaków gra była popularna również na naszym podwórku. Przygody Jamesa Sunderlanda na przestrzeni lat obrosły niemalże kultem, a szereg graczy uważa drugą wizytę w Cichym Wzgórzu za najlepszą odsłonę serii. Moje wyobrażenia okazały się jednak skrajnie błędne.
Gra pod względem grafiki, mechaniki, sterowania, a nawet interfejsu w menu pauzy jest klonem SH1. Spodziewałem się w tych elementach większego postępu.
Produkcja nie jest przerażająca, ani nawet straszna. Tylko czasami za sprawą genialnej oprawy audio graczowi przebiegnie dreszcz po grzbiecie. Takie sytuacje są w tej części wyjątkowo dozowane i mają wręcz charakter nagrody za postępy w grze. Podobało mi się to, że nawet oczyszczone z oponentów korytarze czy pokoje potrafią podnosić ciśnienie. Tak było chociażby w lokacji z otwieranym zegarem gdzie ciężkie, narastające brzmienia sprawiły, że czym prędzej uciekałem z pustego pokoju. Na uwagę zasługują również melancholijne, przygnębiające, ale jednocześnie piękne melodie, które raz za razem pojawiają się podczas gry. Idealnie wtapiają się one w wydarzenia na ekranie i wspaniale budują specyficzny klimat SH2.
Jestem zawiedziony jakością wykonania przeciwników. Manekiny są wręcz śmieszne. Pielęgniarki wypadają troszkę lepiej, ale jakichś szczególnych wrażeń graczowi nie dostarczają. Blado jest również z bossami, o ile w ogóle można niektóre grubsze potyczki określić jako „boss fight”. Kilkukrotnie zdarza się nam walczyć z obiektami w zasadzie nieczytelnymi (zawieszone pod sufitem klatki, chodzące … łóżko (?), czy nawet finałowa potyczka).
Zagadki zbyt często opierały się o odnajdywaniu kluczy i szyfrów. Aby otworzyć jedną skrzynkę w pewnym momencie trzeba było złamać dwa szyfry i dodatkowo znaleźć dwa klucze! To lekkie przegięcie.
Zabrakło mi trochę pamiętnych smaczków związanych z lokacjami. W SH1 szczególnie urzekły mnie chociażby wizyty w latarni, w wesołym miasteczku czy kanałach. W tamtej grze raz za razem zdarzało mi się drżeć o swoje przetrwanie. Śmierć nie była mi obca. Przy uważnej grze stosunkowo trudno zginąć w SH2 (wrażenia z poziomu normal). Ogółem rzecz ujmując, oceniając grę jako Survival Horror, to „Silent Hill” w zasadzie w każdym elemencie miażdży swoją kontynuację.
Jedyny element, który sprawia, że gracz czuje się zaszczuty i bezbronny w tym mrocznym świecie to postać piramidogłowego. Gość jest praktycznie nietykalny, każde spotkanie z nim kończyło się w moim przypadku nerwówką. Kat z zakrwawionym, szpiczastym „kapturem”, z ogromną kosą w dłoniach ewidentnie działa na wyobraźnię i jasno pokazuje, kto tu rządzi. Genialna kreacja.
Prawdopodobnie fani już zdążyli się po moich powyższych wypocinach zdenerwować.

Teraz coś ku pokrzepieniu waszych serc.
Moim zdaniem SH2 jest grą drastycznie odmienną od pierwowzoru i kładzie nacisk na zupełnie odmienne elementy. Tytuł ten to przede wszystkim mroczna opowieść o miłości, o chorym wręcz obłędzie, o psychicznych ranach poszczególnych postaci. Fabuła i kreacje bohaterów dają ogromne pole do interpretacji. Kulminacyjnym momentem w grze było dla mnie obejrzenie kasety VHS w hotelu. Mroczna prawda, która wówczas wyszła na jaw po prostu rzuciła mną o glebę. To było chyba największe WTF!?, które przeżyłem w grach. Moja mina musiała być wówczas bezcenna – szkoda, że nikt nie miał okazji jej podziwiać. Zrozumiałem wtedy, że SH2 to fabularny majstersztyk.
Po przejściu szpila wiele spraw mnie nurtowało. Chyba nigdy po ukończeniu gry nie byłem tak zaangażowany w jak najdokładniejsze poznanie losów bohaterów… Zacząłem czytać na stronach poświęconych SH i moja ocena diametralnie się zmieniła. Kreacje postaci to wyjątkowo ambitny projekt twórców. Tutaj praktycznie każdy z nich ma swoją okrutną historię, krew na rękach, swoje własne cierpienie, swoje indywidualne Silent Hill. Te historie po prostu trzeba poznać! To obowiązek dla każdego kto miał styczność z tą grą. Jednoznacznie ciężko nawet określić czy postacie są pozytywne, czy negatywne. Szczególnie poruszyła mnie historia Angeli. To postać skrajnie tragiczna. „Chodzące łóżko” (jakież to genialne, a początkowo ten potwór mnie zażenował) o którym wspomniałem, okazał się być jej własnym demonem. Tą grę trzeba dokładnie poznać, aby ją docenić. Cieszę się, że miałem okazję aby tego doświadczyć.
SH2 podnosi postrzeganie gier wideo na wyższy level. Tu wcale nie chodzi o straszenie. Gra zmusza do zastanowienia, do zrozumienia symboliki, ukazuje wyjątkowo smutne, przygnębiające historie i rozwój ludzkiego obłędu po traumatycznych przeżyciach.
"Silent Hill 2” dopisuję do mojej prywatnej listy gier z PS2 (obok „Metal Gear Solid 3” oraz „ICO”), w których tak naprawdę nie chodzi o granie. Te produkcje głównie się przeżywa.
P.S Pogubiłem się ostatnimi czasy w tematach traktujących o tej grze dlatego wklejam tutaj. Jeżeli admin uzna, że lepiej ten post będzie pasował do tematu, to proszę o przeniesienie. Nie będę ŻĄDAŁ wyjaśnień.