Recenzja Prince of Persia: The Sands of Time
#1
Recenzja Prince of Persia: The Sands of Time

Niemal dekadę temu na PS2 zadebiutowała odświeżona przez Ubisoft seria, którą najlepiej określić jako króla zręcznościowych gier przygodowych. Czym i czy Książę zasłużył sobie na tytuł króla?

Odpalając Prince of Persia: The Sands of Time pierwsze, co rzuca się w oczy to absolutnie niestarzejąca się cudnej urody grafika i genialna animacja Księcia. Po tych 10 godzinach spędzonych z grą wciąż jestem pełen podziwu do tego, czego Ubisoft dokonał w swoim flagowym tytule. Książę porusza się jak rasowy akrobata, a jego ruchy nie sposób określić inaczej jak obłędne. Biega, skacze czy odbija się od ścian z wrodzoną lekkością, a jego reakcje na wciskane przez nas przyciski nigdy nie są przypadkowe. Wszystko dograne jest do ostatniego szczegółu. Jeżeli spadniesz to pretensje możesz mieć tylko do siebie i swoich koślawych paluchów.

Gameplay jest dosyć oszczędny, wręcz minimalistyczny, czego absolutnie nie można powiedzieć o całej grze. W Sands of Time nie mamy bogactwa umiejętności Księcia i multum opcji wciśniętych na doczepkę. Nie zrozumcie mnie źle, bo ja nawet bardziej cenię gry, które nie zasypują nas stertą różnorakich opcji za sprawą których nie wiadomo, gdzie włożyć ręce. Tutaj wszystko jest jasne – jeden przycisk odpowiedzialny za atak, jeden za skakanie itd. Wszystko uproszczone i intuicyjnie zbalansowane. W efekcie tego musimy sporo kombinować i korzystać głównie z siły naszego umysłu. I taki jest właśnie Prince of Persia – znakomite ćwiczenie dla naszej mózgownicy. Wchodzisz do monumentalnej sali, a efektowny najazd kamery z dołu do góry ukazuje nam z czym będziemy się za chwilę mierzyć. Nie raz i nie dwa potrząśnięcie głową w geście zwątpienia dla swoich umiejętności. Zazwyczaj okazuje się, że nie taki diabeł straszny i po wspięciu się na sam szczyt spojrzysz w dół, po czym w duchu powiesz sobie: „Dokonałem niemożliwego”. Każda sytuacja ma jedno rozwiązanie, które trzeba po prostu samemu wydedukować. W większości idziemy jak po sznurku, od drążka do drążka biorąc udział w misternie przygotowanej mozaice. Jeżeli mamy zagwozdkę co dalej to wspomóc nas może wizja, czyli teleekspresowe przedstawienie tego, co nas czeka w ciągu kilkunastu najbliższych minut, którą spotkamy w miejscu każdego zapisu gry. Nie pokazuje ona całej drogi, którą musimy przebyć, aż tak łatwo nie ma, ale a nuż widelec natrafimy w tym przeglądzie na moment, gdzie nie wiemy co dalej z sobą począć. W grze napotkamy na ze 3-4 większe wyzwania, gdzie należy nieco dłużej pogłówkować. Będziemy musieli w prawidłowej kolejności ustawić lustra czy przestawić bloki skalne. Oprócz tego zazwyczaj przesuwamy się po półkach skalnych, bujamy się na drążkach czy linach, unikamy charakterystycznych kolców z podłoża oraz chodzimy po belkach.

Konstrukcje, po których się wspinamy to jak już wspominałem niemal dzieło sztuki. Wielopiętrowe kondygnacje sprawiają, że jeden fałszywy ruch i spadamy kilkanaście metrów w dół. I tu pojawia się on – magiczny sztylet, który posiada arcyciekawą i przydatną możliwość cofania czasu. Jeżeli nie skoczysz tam, gdzie powinieneś możesz po prostu cofnąć nieudaną próbę i zrobić kolejne podejście. Oczywiście ma to swoje prawa i limity, ale myślę, że nikt nie powinien narzekać na ilość cofnięć, które mamy do wykorzystania. W trakcie gry liczba ta rośnie jak na drożdżach i dochodzi w kulminacyjnym momencie nawet do 10. Chyba nie trzeba tłumaczyć jak opcja cofania czasu jest rewolucyjną możliwością i jak wpływa na zachowanie gracza. Dość powiedzieć, że podczas rozgrywki niemal w ogóle nie towarzyszyło mi uczucie frustracji związanej z nieudanym manewrem. Jak na dłoni widoczne jest porównanie z końcowymi fragmentami, kiedy (co chyba nie będzie spoilerem) na moment zostaje odebrana nam ta cenna umiejętność. I każdy, kto doszedł do tego miejsca wie jak wielką robi to różnicę mieć w zanadrzu taką możliwość.

[Obrazek: prince-of-persia-the-sands-of-time-56143.374274.jpg]

Krótko po rozpoczęciu gry dołącza do nas piękna niewiasta o imieniu Farah. Lady in red nie jest jednak piątym kołem u wozu, a sporym udogodnieniem, że tak to ujmę. Cały czas miałem wrażenie, że białogłowa mi pomaga i o zgrozo często to właśnie ona toruje nam dalszą drogę. Z pewnością warte wspomnienia są także jej relacje z Księciem. Niemal namacalna jest chemia występująca między tą dwójką, a ich teksty potrafią wywołać uśmiech na twarzyczce rozmarzonego gracza. Z racji tego, że Farah nie jest tak uzdolniona akrobatycznie jak Książę, nie raz zapyta: „Hej, a co ze mną?”. – „Znajdź sobie jakąś dziurę czy cuś”. Para wzajemnie się uzupełnia i choć w momentach walki musimy mieć na uwadze także zdrowie naszej panienki to dzierżąc w dłoniach łuk potrafi się ona sama świetnie obronić, a jej wołanie o pomoc jest raczej próbą zwrócenia na siebie uwagi aniżeli właściwym zawołaniem w trudnej chwili. Typowa kobieta. Jedyne zastrzeżenie, jakie mam w stosunku do tej przeuroczej istoty to fakt, że Książę może ją zranić. Oczywiście mam tutaj na myśli fizyczne rany, bo ciosy Księcia skierowane w Farah niestety uszczuplają jej pasek życia. W czasie pojedynków na szable przypadkowo zdarzyło mi się ją dziabnąć, jeżeli wiecie co mam na myśli ;)

[Obrazek: _-Prince-of-Persia-The-Sands-of-Time-PS2-_.jpg]

Jak w takim razie wypadła sama walka? Wbrew pozorom jest jej całkiem sporo. Przeciwnicy pojawiają się w 3-4 osobowych grupkach i w dodatku mają tę umiejętność znikania i pojawiania się w innym miejscu. Są sułtani z szabelkami, którzy nie dają się tak łatwo podejść, są kuso odziane cycate laseczki, a nawet żuki na sterydach. Nie wystarczy ich tylko zwalić na glebę, ale trzeba również wyssać z nich energię, która automatycznie zasili nasz magiczny sztylet. Walki są rzecz jasna intuicyjne i efektowne możliwie jak najbardziej się da, jak zresztą cała gra. Jeżeli któryś z piaskowych zombie dłużej opiera się wdziękowi naszego ostrza to odbicie od ściany, a potem błyskawiczny atak zazwyczaj załatwią gnoja. Książę tańczy z nimi i poczynia efektowne piruety jak gdyby robił to całe życie. Walki mogą nastręczyć czasami trochę problemów, ale w każdej lokacji znajduje się zawsze przynajmniej jedno źródło uzdrowicielskiej wody, która regeneruje nasze siły. Naturalnie trzeba to zrobić w mgnieniu oka, bo oponenci nie będą cierpliwie czekali, aż uzupełnimy płyny i staniemy się mocniejsi. Oprócz standardowego ataku możemy także użyć sztyletu w sposób, który zamraża na kilka sekund zranioną dusze lub spowalnia jej ruchy. Bossów w grze brak poza jednym wyjątkiem na końcu, ale to nie powinno stanowić problemu.

Plansze, choć nazywanie ich planszami brzmi jak obelga dla tego tytułu, to głównie komnaty i mury niezbyt stabilnego zamku. Po drodze spotkamy dużą ilość przedmiotów, które można zniszczyć, ale niczemu to nie służy oprócz zaspokojenia ochoty wyżycia się na Bogu ducha winnemu stole. Każdy powinien za to przynajmniej raz spróbować upadku z wysokości na drewnianą ławę – kapitalne uczucie (też nie wiem o co chodzi). Zamek to z kolei opasła twierdza, która z powodzeniem mogłaby stanąć w konkury z analogiczną budowlą z Ico. Świetnie oświetlone (słońce przebijające się przez okna!) i bogate w szczegóły sale sprawiają, że można się zakochać (w zamku?!).

[Obrazek: tumblr_lac2yhhQtV1qzewu8.jpg]

Z racji swojego charakteru rozgrywki siłą rzeczy kamera odgrywa w grze kluczową rolę. Nie wyobrażam sobie, gdyby miała mi robić małpie figle. I nie robi, a Ubisoft doskonale wiedział co zrobić, żeby połechtać gracza i w tym elemencie. W każdej chwili możemy obejrzeć lokacje z widoku pierwszej osoby lub oddalić kamerę, żeby złapać całokształt tego, z czym mamy do czynienia. Inne produkcje powinny brać z tego przykład. Przyłożono się nawet do takiego elementu jak dźwignie/przyciski. Dzięki klarownej klasyfikacji wiemy dokładnie, że naduszając określony przycisk mamy kilka sekund na dotarcie w wyznaczone miejsce lub że nie musimy się śpieszyć, bo wrota nam się nagle przed oczami nie zamkną. Wszystko jest tak wycyrklowane, że nie powinno być problemu z wyrobieniem się w czasie. Z kolei zwlekanie czy jeden błąd spowodują, że o tę sekundę się spóźnimy. Miejsc zapisu stanu gry jest aż nadto, a po zgonie gra czasami cofa nas i tak bliżej aniżeli do ostatniego save’a.

Baśniowy klimat średniowiecznej przygody potęgowany jest przez fenomenalny soundtrack. Oprócz śpiewanych utworów brawa należą się także za wszelkiego rodzaju odgłosy. Przykładowo, kiedy kroczymy i już w oddali słyszymy dźwięki zatrzaskiwanej pułapki, którą spotkamy dopiero za kilka minut. Świetna sprawa. Narratorem w grze jest sam Książę, który jest dosyć ciekawą personą. Zdarza się, że mówi do siebie, za co sam się gani, rzuca ironiczne uwagi i jest dosyć wyluzowany jak na sytuację, w której się znalazł. Z cyklu pierdoła, o którą muszę się przyczepić wymienię animację Księcia, który po każdej zwycięskiej potyczce ostentacyjnie chowa szablę za siebie. Z deczka to irytujące i niepotrzebne.

[Obrazek: 205778-9.jpg]

Zaskoczyło was pewnie trochę, że ani słowem nie zająknąłem się o fabule gry i nie zrobiłem tego przypadkowo. Nie jest ona szczytem możliwości scenopisarstwa i uważam ją za małą ryskę na szkle czy raczej witrażu, jakim są Piaski czasu. Zresztą oprócz początkowego filmiku nie poznajemy zbytnio dużo nowych faktów. Bat na dupę należy się także za brak możliwości włączenia napisów.

Cóż, Prince of Persia: The Sands of Time to klasyka gatunku, której grzech nie tylko nie znać, ale i nie spróbować, bo oprócz tego, że ładnie wygląda to i fajnie się w nią gra. Widowiskowość, precyzja i dopieszczenie w każdym elemencie to jej nieocenione cechy.

Moja ocena: 9/10

Zapraszam kolejny raz do dzielenia się spostrzeżeniami dotyczącymi wszystkiego, co można choć trochę podciągnąć pod temat.
You wanna play games? Okay, I'll play with you. You wanna play rough? Okay! Say hello to my little friend!

[Obrazek: montana_pl89.png]
Odpowiedz
#2
Ależ Kratos pozytywną formę złapałeś. Propsy za forumowe zacięcie. Tekst znakomity, a opisywana gra jeszcze lepsza. „Piaski czasu” to tytuł bardzo bliski memu sercu, który swego czasu urzekł mnie na całej linii. Największym atutem niniejszej produkcji jest w moim odczuciu baśniowy klimat stworzony głównie za sprawą specyficznej oprawy graficznej. Kolorystyka, architektura lokacji i przede wszystkim gra światłem potrafią w tej grze zachwycać. Nie odnalazłem tego w kontynuacji – „Duszy Wojownika”.

W "Piaskach czasu" koślawy jest nieco system walki (ten aspekt został dla odmiany dopracowany w „Warrior Within”). Konfrontacja z oponentem po pewnym czasie staje się skrajnie schematyczna. Moim ulubionym ciosem było wbieganie po przeciwniku i ciachanie go po plerach podczas opadania. To najlepsze, najszybsze i najefektywniejsze „combo”.

Wspomniałeś, że poza końcową potyczką z Wezyrem gra nie oferuje walk z bossami. [spoiler]Myślę, że za grubszą rybę należy uznać jednak ojca Księcia, którego to trzeba pokonać w mniej więcej 1/3 gry. Fajnym hardcorowym momentem było również starcie w jakiejś windzie gdzie atakowały całe hordy przeciwników. Z pomocą przychodziła wówczas ponaddźwiękowa szybkość księcia, która tkwiła oczywiście w mocy sztyletu. [/spoiler]
„Piaski czasu” to gra rzeczywiście bardzo dobra, którą również mogę polecić z czystym sumieniem. O jej zaletach wypowiadałem się już w innych tematach dotyczących serii PoP.
Twoje ostatnie prace czyta się jednym tchem. Wypracowałeś doprawdy świetny, niezwykle przystępny dla odbiorcy styl wypowiedzi. Ale nie omieszkam wyprowadzić jednego, małego pstryczka w nos:
Cytat: Po drodze spotkamy dużą ilość przedmiotów, które można zniszczyć, ale niczemu to nie służy oprócz zaspokojenia ochoty wyżycia się na Bogu ducha winnemu stole.
Prawdopodobnie twoja forma może zostać uznana za poprawną, ale lepiej brzmiałoby gdybyś użył słowa „winnym”. Tongue
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#3
W sumie odnośnie tego ostatniego - wybaczcie jeśli się mylę, grałem we wszystkie części, mogło mi się z którąś pomylić, ale czy czasem z przedmiotów też nie wylatywały piaski?
[Obrazek: ekrms3.gif]
Odpowiedz
#4
Kraszu napisał(a):Moim ulubionym ciosem było wbieganie po przeciwniku i ciachanie go po plerach podczas opadania.

Nie zawsze się to udawało. Ci sułtani z potężnymi mieczami nie dawali się już tak podejść jak choćby laseczki. Ja na walkę nie narzekam. Co prawda nie była nazbyt rozbudowana, ale niezwykle rajcowało mnie wywijanie Księciem kolejnych akrobacji.

[spoiler]
Kraszu napisał(a):Myślę, że za grubszą rybę należy uznać jednak ojca Księcia, którego to trzeba pokonać w mniej więcej 1/3 gry. Fajnym hardcorowym momentem było również starcie w jakiejś windzie gdzie atakowały całe hordy przeciwników. Z pomocą przychodziła wówczas ponaddźwiękowa szybkość księcia, która tkwiła oczywiście w mocy sztyletu.

Rzeczywiście o nim zapomniałem, ale dla mnie był on siakiś takiś mało bossowaty. Tak na dobrą sprawę można go było nawet nie zauważyć, jeden z wielu w tłumie. Co do windy to rzeczywiście był to jeden z najbardziej wymagających momentów w grze. Ograniczone miejsce dawało o sobie znać i w zasadzie tam po raz pierwszy dopuściłem kilka razy do zgonu Farah.[/spoiler]

Dzięki kolejny raz za bardzo ciepłe słowa, staram się jak mogę ;) Co do tego wątpliwego zdania to rzeczywiście jakoś tak pokrętnie brzmi i przyznam, że próbowałem zamieniać końcówkę, ale w wyrazie "stół", a tu tymczasem gdzie indziej tkwił ambaras. Na pewno zajrzę (już w zasadzie zaglądałem) i skomentuję co nieco w tychże innych tematach o Księciu.

Samyeu napisał(a):czy czasem z przedmiotów też nie wylatywały piaski?

Moim zdaniem nie, nie zauważyłem czegoś takiego. Przedmioty po prostu rozsypywały się w drobny mak i tyle, nic z tego nie miałeś.
You wanna play games? Okay, I'll play with you. You wanna play rough? Okay! Say hello to my little friend!

[Obrazek: montana_pl89.png]
Odpowiedz
#5
Gra jak najbardziej zjawiskowa i posiadająca swoisty klimat oraz niezapomnianą oprawę graficzną. Dzięki recenzji powróciły do mnie niezapomniane, miłe momenty, kiedy sobie w nią grałem. Aż znowu wzięła mnie na nią ochota... Smile
Recenzję czytało mi się z przyjemnością powracając myślami do przeżytych rok temu momentów w grze. Sądzę, że ten kto nie grał może się zainteresować tą częścią.
Z dwóch ogranych części (SoT, WW) to właśnie ta, wydaje mi się najfajniejsza, a to dzięki graficznej oprawie, która nie jest aż tak mroczna. Jedynie co mi przeszkadzało w tej grze, to system walki, który poprawili w WW, ale tam to akurat przedobrzyli sprawę... Smile
[Obrazek: 9458.png][Obrazek: piotros_org.png]
3DS FC: 2724-0392-0522
Odpowiedz
#6
(28-07-2013, 22:05)Kratos napisał(a): Rzeczywiście o nim zapomniałem, ale dla mnie był on siakiś takiś mało bossowaty. Tak na dobrą sprawę można go było nawet nie zauważyć, jeden z wielu w tłumie.
A ja tego skurczybyka pamiętam, bo podchodziłem do niego kilka razy. Coś mi nie szła ta walka na początku. Pamiętam, że jego pomagierzy skutecznie mnie osłabiali. Wówczas próbowałem na patencie napić się wody z pobliskiej sadzawki, ale niestety trwało to zbyt długo i kosiarze mnie dopadali.
A co do wody: miejsca, w których Książę odwiedza sekretne fontanny są wręcz magiczne.

Gdzieś to chyba pisałem na forum, ale nie pamiętam gdzie. Wersja „Piasków czasu” wydana na PS2 pozwala na odblokowanie dwóch bonusów:
- oryginalnej, starej gry „Prince of Persia” (trzeba zburzyć jedną ścianę mieczem, który na to pozwala);
- pierwszy level starego PoP utrzymany w konwencji „Piasków Czasu” (odblokowuje się to za pomocą kodu z poziomu ekranu startowego gry – kiedy Książę stoi na balkonie).
Po ograniu Piasków bawiłem się tymi bonusami i autentycznie to działa. Ciekawy bajer.


Samyeu napisał(a):czy czasem z przedmiotów też nie wylatywały piaski?
Ta opcja pojawia się z pewnością w Duszy Wojownika. Jest zresztą bardzo przydatna, ponieważ walka w tej części jest bardziej wymagająca. Regularnie wypatrywałem tutaj dzbanów, garnków czy tam innych wiader. Tongue

(29-07-2013, 10:11)piotros napisał(a): Aż znowu wzięła mnie na nią ochota... Smile
A mnie teraz wzięła ochota na zamknięcie trylogii. Jak skończę Sly’a zaczynam „Dwa Trony”. Big Grin
To się nazywa chcica młodego amatora słodkich gruszek i konesera gier WIDEŁO.

Skoro Piaski Czasu zrobiły się takie popularne u nas to podlinkuję temat ---> KLIK
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#7
(29-07-2013, 10:11)piotros napisał(a): Jedynie co mi przeszkadzało w tej grze, to system walki, który poprawili w WW, ale tam to akurat przedobrzyli sprawę... Smile

Trudno graczom dogodzić Wink W każdym razie z oczywistych względów po ograniu Sands of Time zainteresowałem się innymi grami z serii i w pozostałych ponoć jest mniej skakania, a to z kolei mi się średnio podoba. No ale niczego nie wykluczam.

Co do magicznych miejsc to wypada jeszcze wspomnieć o tym sprzed kąpieli Farah, gdzie musimy we właściwej kolejności pokonać kilka przejść. A propos fontann z wodą na placu boju to trzeba było to robić naprawdę szybko, bo wróg momentalnie pojawiał się za tobą. Ja zazwyczaj korzystałem z tego jak byłem już na wykończeniu, żeby chociaż ten jeden łyk wziąć bez marnowania piasków czasu. Czasami udawało się nawet łyknąć trochę więcej. A pić trza było, bo jak dziady wzięły cię i otoczyli zamykając w swoim kręgu to nie było zmiłuj.



Wysłane za pomocą Tapatalk
You wanna play games? Okay, I'll play with you. You wanna play rough? Okay! Say hello to my little friend!

[Obrazek: montana_pl89.png]
Odpowiedz
#8
Cóż, w grę nie grałem, ale swoim opisem bardzo zaciekawiłeś mnie pozycją. Domyślam się, że cała seria gier o Księciu to pełne przygód klasyki, aczkolwiek martwię się o warstwę fabularną, na którą ostatnio bardzo zwracam uwagę przy ogrywanych pozycjach. Za brak napisów podpiszę się pod Twoimi 20 batami dla gry obiema rękoma Smile Recenzję przeczytałem z uśmiechem na ustach, podobają mi się liczne humorystyczne sformułowania jakich używasz w swoich tekstach. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się nadrobić jakieś przygody Księcia, aczkolwiek chyba najprędzej ogarnę to na PSP, tam też są dwie albo trzy części do skończenia.
[Obrazek: YU6rXCy.png]

Posiadane konsole

PlayStation One SCPH-102 z Modchipem
PlayStation SCPH-9002 z Modchipem
PlayStation 2 SCPH-75004 z ModBo Chip
PlayStation Portable E1000 (CFW 6.60 PRO C)
PlayStation 3 CECH-2003B (REBUG 4.81 CEX COBRA 7.5)

Aktualnie ogrywane:
Loop Hero
Hotshot Racing
Odpowiedz
#9
Na PSP kojarzę tylko jakąś przeróbkę Dwóch Tronów, czyli ostatniej części, o której w sumie nic nie wiem. Są jeszcze Zapomniane Piaski, o wiele mniej udana gra od poprzednich części...
[Obrazek: ekrms3.gif]
Odpowiedz
#10
(02-08-2013, 11:14)Yohokaru napisał(a): [..]Mam nadzieję, że w końcu uda mi się nadrobić jakieś przygody Księcia, aczkolwiek chyba najprędzej ogarnę to na PSP, tam też są dwie albo trzy części do skończenia.

(02-08-2013, 12:23)Samyeu napisał(a): Na PSP kojarzę tylko jakąś przeróbkę Dwóch Tronów, czyli ostatniej części, o której w sumie nic nie wiem. Są jeszcze Zapomniane Piaski, o wiele mniej udana gra od poprzednich części...

Na PSP wyszły 3 części.
Zapomnianych Piasków nie polecam, o czym pisałem w stosownym wątku.
Revelations, to praktycznie Warrior Within, z niewielkimi zmianami, ale za to z bardzo denerwującymi błędami graficznymi. Chyba też to opisywałem w odpowiednim wątku.
Rival Swords domyślam się, że to prawie to samo co The Two Thrones, ale jeszcze w nią nie grałem. Najpierw chcę przejść The Two Thrones na PS2... Smile
[Obrazek: 9458.png][Obrazek: piotros_org.png]
3DS FC: 2724-0392-0522
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  [PS2][Recenzja] King Kong Furious 11 10759 03-04-2020, 08:35
Ostatni post: Kraszu
  recenzja- Beverly Hills Cop miauryc 4 7257 26-08-2016, 21:52
Ostatni post: Sandinista
  [Recenzja] Forbidden Siren Sandinista 10 13386 15-06-2016, 14:34
Ostatni post: Makaveli
  (Krótka recenzja) Ojciec Chrzestny Szymon 10 12509 22-01-2016, 23:14
Ostatni post: Makaveli
  [Recenzja] Glass Rose Sandinista 7 8474 18-06-2015, 08:02
Ostatni post: Kraszu
  recenzja- FlatOut miauryc 1 4542 05-06-2015, 19:07
Ostatni post: Kratos
  Project Zero - Recenzja MrBrut 4 6490 30-04-2015, 00:22
Ostatni post: juno
  Recenzja Ico Kratos 9 9874 04-01-2015, 09:27
Ostatni post: 1903

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości