recenzja gry Gungrave
Gra Gungrave była na moim celowniku od dawna. Po gameplay'ach spodziewałem się dynamicznej i wartkiej akcji. Zachęcała mnie również nietuzinkowa postać głównego bohatera dzierżącego dwa pistolety i dźwigającego wielką trumnę z ukrytą bazooką w środku. Co ciekawe pierwszy raz zetknąłem się z grą, jako animacją. Krótkim anime, które zostało stworzone na potrzeby promowania gry. Co prawda produkcja nie była wybitna, ale na tyle interesująca abym ją ukończył. Pomieszanie okultyzmu, włoskiej mafii i technologii przyszłości stało się na tyle interesujące, abym polubił Brandona i chciał pomóc mu dokonać zemsty.
![[Obrazek: gungrave-2.jpg]](http://hardcoregaming101.net/gungrave/gungrave-2.jpg)
Jednak po kolei. Grafika w tej grze to dobrze znany użytkownikom Playstation 2 i fanom japońskich produkcji rendering 2.5D. Postacie więc powinny wyglądać schludnie. Jednak nie wiedzieć dlaczego pomimo świetnego wykonania głównego bohatera i ważniejszych postaci, przeciwnicy wyglądają jak wektorowe postacie, bez twarzy i z kwadratowymi rękoma. Coś takiego mogłem oglądać już na konsoli Sega Genesis w produkcji Vectorman. Mogli wykorzystać to lepiej. Co gorsze gra załapuje ścinki i traci FPS'y przy bardziej dynamicznych akcjach. Co prawda można tutaj zwalać winę na kiepski obraz, albo starzejący się sprzęt i mam nadzieje, że tak jest. Same lokacje są zróżnicowane, jednak bardzo puste. Powielają się obok siebie podobne tekstury, jednak każda plansza jest umiejscowiona gdzie indziej. To cieszy, jednak czarne tło za budynkami widywałem na PS1 i znów autorzy mogli się popisać bardziej. Wierzę jednak, że to jest zamierzony zabieg. Ponieważ postacie są naprawdę groteskowe. Mają zbyt długie dłonie, nieproporcjonalne ciało, powyginane we wszystkie strony, tak samo krzywy jest ten cały świat. I mimo że wiele zarzucam pod kątem graficzny, tej produkcji to odbierało się ją bardzo dobrze.
![[Obrazek: gungrave_0715_102_640w.jpg]](http://videojuegosratchet.mex.tl/imagesnew2/0/0/0/1/0/5/9/6/7/5/gungrave_0715_102_640w.jpg)
Sama muzyka i voice acting jest wykonany bardzo dobrze. Przyjemnie mi się słuchało muzyki lecącej w tle. Nie wiedzieć dlaczego kojarzyła mi się z Cowboy Bebop, starym i dość znanym anime. Aktorzy mają swój oryginalny japoński głos, nie zmieniono aktorów, a dodano napisy. To bardzo dobrze, ponieważ postacie są tak specyficzne, że aktorzy zagraniczni mogliby nie dać rady. Są po prostu takie produkcje, którym zachodni dubbing bardziej by przeszkodził, aniżeli pomógł.
Sama fabuła jest cały czas dawkowana i dopiero pod koniec gry dowiadujemy się większości smaczków z życia naszego bohatera. Brandon bowiem należał do syndykatu, prowadzonego przez pewnego bardzo miłego gościa, który to niestety zginął. On sam też nadwyraz żywotny nie jest. Ponieważ jest już martwy i przywrócony do życia za sprawą nowoczesnej technologii i znajomego doktora. Naszym zadaniem jest ochrona córki byłego zleceniodawcy, jak i zniszczenie Syndykatu, który to po zmianie przywódcy poszedł złą drogą. Wszystkie zawiłości między postaciami warto odkryć samemu, bo jest kilka ciekawych smaczków. Sama fabuła jednak pozostawia pewien niedosyt i mogłaby być prowadzona nieco lepiej.
Faktem, jest też to iż gra nie należy do najdłuższych. Wczoraj ją wypaliłem i przeszedłem krótką misję treningową. Ukończyłem ją zaś dziś. 6Misji to niewiele. Mogło być lepiej. Co prawda bossowie są dość wymagający i to tak naprawdę jedyne wyzwanie jakie spotkamy w grze, ponieważ same plansze są dość łatwe. Jeżeli giniemy, to najczęściej na nasze własne życzenie. Ponieważ postać jest prawie, że kuloodporna. Powalić ją mogą tylko rakiety, jak i długie serie z ciężkich karabinów maszynowych. Nasz arsenał jest strasznie ograniczony. Posiadamy dwa pistolety, wielką trumnę, która służy za wyrzutnie rakiet, bądź karabin maszynowy(ataki specjalne), oraz do okładania nią wrogów. Gra jest strasznie mało dynamiczna. Protagonista jak na trupa przystało porusza się dość wolno, nie można połączyć strzału z biegiem, jak i system namierzania i pracy kamery pozostawia wiele do życzenia. Można za to skakać i strzelać i jest to najczęściej używany manewr przez nas. Szkoda, że twórcy nie pokusili się na jakiś chociażby prymitywny system ulepszeń postaci. Ponieważ za przechodzenie kolejnych poziomów dostajemy tylko jeden atak specjalny, który możemy ustawić, a jest ich zaledwie cztery. Z czego tak naprawdę dwa, a kolejne dwa to ulepszenia poprzednich. Szkoda, mogło być o wiele lepiej. Sam Dante pokazał nam jakie cuda na patyku można zrobić posiadając jedynie dwa pistolety. Bardzo ważnym minusem rozgrywki są również częste i gęste loadingi. Krótkie sekwencje misji, w których kładziemy trupem cały pułk wroga, w mało dynamiczny sposób utrudnia jeszcze to. Jest to naprawdę dla mnie dużą zagadką bo PS2 uciągało już dużo ładniejsze i bardziej rozbudowane tytuły.
Sama gra jednak nie jest do końca złą produkcją. Przykuła mnie przed konsolę na dwie godziny bez przerwy, a to jest już niezły sukces. Jednak ja byłem zauroczony animacją i na grę czekałem sporo czasu. Nasze drogi się mijały, a apetyt rósł. Nie wiem czy byłbym ją w stanie polecić z czystym sumieniem, komuś komu zależy tylko na dobrej rozgrywce. Sam bohater jest niemy i to też nie pomaga. Jego przeszłość jest odkrywana zbyt późno, a ona sama mogła stać się kolejnymi epizodami, gdzie na przemian kierowalibyśmy martwym Brandonem i żywym. To przedłużyłoby znacznie jej żywotność. Wątpię, żeby możliwość odblokowywania figurek przeciwników było wystarczającym bonusem, aby ukończyć grę po raz kolejny.
Mimo wszystko warto ukończyć grę dla samej przyzwoitej historii i poznania dość nietuzinkowego bohatera. Oraz zasmakowania w tym groteskowym obrazie. Jeżeli lubicie Tima Burtona, to polubicie też ten pokręcony świat.
Dwa screeny bo reszta jest w koszmarnej jakości i tylko by odrzucały. Może niedługo zabiorę się za drugą część tej gry. Popatrze tylko na gameplay'e czy nauczyli się na błędach.
Gra Gungrave była na moim celowniku od dawna. Po gameplay'ach spodziewałem się dynamicznej i wartkiej akcji. Zachęcała mnie również nietuzinkowa postać głównego bohatera dzierżącego dwa pistolety i dźwigającego wielką trumnę z ukrytą bazooką w środku. Co ciekawe pierwszy raz zetknąłem się z grą, jako animacją. Krótkim anime, które zostało stworzone na potrzeby promowania gry. Co prawda produkcja nie była wybitna, ale na tyle interesująca abym ją ukończył. Pomieszanie okultyzmu, włoskiej mafii i technologii przyszłości stało się na tyle interesujące, abym polubił Brandona i chciał pomóc mu dokonać zemsty.
![[Obrazek: gungrave-2.jpg]](http://hardcoregaming101.net/gungrave/gungrave-2.jpg)
Jednak po kolei. Grafika w tej grze to dobrze znany użytkownikom Playstation 2 i fanom japońskich produkcji rendering 2.5D. Postacie więc powinny wyglądać schludnie. Jednak nie wiedzieć dlaczego pomimo świetnego wykonania głównego bohatera i ważniejszych postaci, przeciwnicy wyglądają jak wektorowe postacie, bez twarzy i z kwadratowymi rękoma. Coś takiego mogłem oglądać już na konsoli Sega Genesis w produkcji Vectorman. Mogli wykorzystać to lepiej. Co gorsze gra załapuje ścinki i traci FPS'y przy bardziej dynamicznych akcjach. Co prawda można tutaj zwalać winę na kiepski obraz, albo starzejący się sprzęt i mam nadzieje, że tak jest. Same lokacje są zróżnicowane, jednak bardzo puste. Powielają się obok siebie podobne tekstury, jednak każda plansza jest umiejscowiona gdzie indziej. To cieszy, jednak czarne tło za budynkami widywałem na PS1 i znów autorzy mogli się popisać bardziej. Wierzę jednak, że to jest zamierzony zabieg. Ponieważ postacie są naprawdę groteskowe. Mają zbyt długie dłonie, nieproporcjonalne ciało, powyginane we wszystkie strony, tak samo krzywy jest ten cały świat. I mimo że wiele zarzucam pod kątem graficzny, tej produkcji to odbierało się ją bardzo dobrze.
![[Obrazek: gungrave_0715_102_640w.jpg]](http://videojuegosratchet.mex.tl/imagesnew2/0/0/0/1/0/5/9/6/7/5/gungrave_0715_102_640w.jpg)
Sama muzyka i voice acting jest wykonany bardzo dobrze. Przyjemnie mi się słuchało muzyki lecącej w tle. Nie wiedzieć dlaczego kojarzyła mi się z Cowboy Bebop, starym i dość znanym anime. Aktorzy mają swój oryginalny japoński głos, nie zmieniono aktorów, a dodano napisy. To bardzo dobrze, ponieważ postacie są tak specyficzne, że aktorzy zagraniczni mogliby nie dać rady. Są po prostu takie produkcje, którym zachodni dubbing bardziej by przeszkodził, aniżeli pomógł.
Sama fabuła jest cały czas dawkowana i dopiero pod koniec gry dowiadujemy się większości smaczków z życia naszego bohatera. Brandon bowiem należał do syndykatu, prowadzonego przez pewnego bardzo miłego gościa, który to niestety zginął. On sam też nadwyraz żywotny nie jest. Ponieważ jest już martwy i przywrócony do życia za sprawą nowoczesnej technologii i znajomego doktora. Naszym zadaniem jest ochrona córki byłego zleceniodawcy, jak i zniszczenie Syndykatu, który to po zmianie przywódcy poszedł złą drogą. Wszystkie zawiłości między postaciami warto odkryć samemu, bo jest kilka ciekawych smaczków. Sama fabuła jednak pozostawia pewien niedosyt i mogłaby być prowadzona nieco lepiej.
Faktem, jest też to iż gra nie należy do najdłuższych. Wczoraj ją wypaliłem i przeszedłem krótką misję treningową. Ukończyłem ją zaś dziś. 6Misji to niewiele. Mogło być lepiej. Co prawda bossowie są dość wymagający i to tak naprawdę jedyne wyzwanie jakie spotkamy w grze, ponieważ same plansze są dość łatwe. Jeżeli giniemy, to najczęściej na nasze własne życzenie. Ponieważ postać jest prawie, że kuloodporna. Powalić ją mogą tylko rakiety, jak i długie serie z ciężkich karabinów maszynowych. Nasz arsenał jest strasznie ograniczony. Posiadamy dwa pistolety, wielką trumnę, która służy za wyrzutnie rakiet, bądź karabin maszynowy(ataki specjalne), oraz do okładania nią wrogów. Gra jest strasznie mało dynamiczna. Protagonista jak na trupa przystało porusza się dość wolno, nie można połączyć strzału z biegiem, jak i system namierzania i pracy kamery pozostawia wiele do życzenia. Można za to skakać i strzelać i jest to najczęściej używany manewr przez nas. Szkoda, że twórcy nie pokusili się na jakiś chociażby prymitywny system ulepszeń postaci. Ponieważ za przechodzenie kolejnych poziomów dostajemy tylko jeden atak specjalny, który możemy ustawić, a jest ich zaledwie cztery. Z czego tak naprawdę dwa, a kolejne dwa to ulepszenia poprzednich. Szkoda, mogło być o wiele lepiej. Sam Dante pokazał nam jakie cuda na patyku można zrobić posiadając jedynie dwa pistolety. Bardzo ważnym minusem rozgrywki są również częste i gęste loadingi. Krótkie sekwencje misji, w których kładziemy trupem cały pułk wroga, w mało dynamiczny sposób utrudnia jeszcze to. Jest to naprawdę dla mnie dużą zagadką bo PS2 uciągało już dużo ładniejsze i bardziej rozbudowane tytuły.
Sama gra jednak nie jest do końca złą produkcją. Przykuła mnie przed konsolę na dwie godziny bez przerwy, a to jest już niezły sukces. Jednak ja byłem zauroczony animacją i na grę czekałem sporo czasu. Nasze drogi się mijały, a apetyt rósł. Nie wiem czy byłbym ją w stanie polecić z czystym sumieniem, komuś komu zależy tylko na dobrej rozgrywce. Sam bohater jest niemy i to też nie pomaga. Jego przeszłość jest odkrywana zbyt późno, a ona sama mogła stać się kolejnymi epizodami, gdzie na przemian kierowalibyśmy martwym Brandonem i żywym. To przedłużyłoby znacznie jej żywotność. Wątpię, żeby możliwość odblokowywania figurek przeciwników było wystarczającym bonusem, aby ukończyć grę po raz kolejny.
Mimo wszystko warto ukończyć grę dla samej przyzwoitej historii i poznania dość nietuzinkowego bohatera. Oraz zasmakowania w tym groteskowym obrazie. Jeżeli lubicie Tima Burtona, to polubicie też ten pokręcony świat.
Dwa screeny bo reszta jest w koszmarnej jakości i tylko by odrzucały. Może niedługo zabiorę się za drugą część tej gry. Popatrze tylko na gameplay'e czy nauczyli się na błędach.