Recenzja GTA: Vice City
#1
Recenzja GTA: Vice City (PS2)

W 1997 roku szkockie studio Rockstar wydało tytuł, który zapoczątkował rewolucję w świecie gier. W 2001 roku zadebiutowała trzecia część GTA, która w związku z przejściem na trój wymiar weszła na zupełnie nowy poziom. Pierwsza trójwymiarowa część sagi stworzyła podwaliny pod kolejną grę, którą Rockstar wypuścił zaledwie po roku. GTA: Vice City z miejsca zawojowało cały światek gier video bijąc sprzedażowe rekordy i ciesząc się niewyobrażalną wtedy popularnością wśród graczy. I mimo, że z każdą częścią studio posuwa się jeszcze dalej to właśnie Vice City w sercach wielu graczy wciąż widnieje jako najlepsza gra w serii.

Jak po 11 latach prezentuje się Vice City? Czy opinie graczy nie bazują wyłącznie na sentymencie szczenięcych lat? Absolutnie nie. Gra również dziś robi wrażenie genialnym pomysłem opartym na złotym okresie, jakim były lata 80 poprzedniego wieku. Genialny pomysł to jedno, a pieczołowite odzwierciedlenie ery syntezatorów to drugie. Historię Tommy’ego Vercettiego – gangstera, który po latach wraca z więzienia, żeby poznać prawdę o wydarzeniu, które zapędziło go do paki i odzyskać dawną pozycję, powinien znać każdy szanujący się gracz. Rockstarowi udało się przekonać nawet sceptyków, których do tej pory nie pociągała zbytnio kultura sprzed 3 dekad. Trudno nie zakochać się w Vice City sunąc rozpędzonym Infernusem przez kolorowe dzielnice z „I just died in your arms tonight” na słuchawkach. Banalne stwierdzenie, że klimat wylewa się z ekranu to mało powiedziane. To miasto jest nasze i już po kilku godzinach będziemy mianować się ich prawowitymi mieszkańcami.

[Obrazek: vc-269.jpg]

Vice City to wręcz idealny przykład sequela, który nie tylko naprawia to, co było złe w poprzedniej części, ale dodaje sporo od siebie. Niemal 120 rodzajów pojazdów to liczba, która powinna zadowolić każdego malkontenta. Gro z nich stanowią rzecz jasna autka. Mamy ich cały przekrój – od niczym niewyróżniających się prostych wozów, przez ociężałe samochody transportowe, busy, a na gwoździu programu, czyli sportowych brykach skończywszy. Różnica w prowadzeniu każdego z nich jest namacalna jak jesienna mgła. Dzięki temu zanim jeszcze wsiądziemy za kierownicę wiemy czego się spodziewać i jaki model jazdy wybrać. Sterowanie nimi to czysta przyjemność. Jedyne zastrzeżenie mam do tego, że zdecydowanie za często dachują. Zbyt frywolne najechanie na krawężnik przy pełnej prędkości może wywrócić nasze autko do góry nogami, a jedynym ratunkiem pozostaje wtedy natychmiastowa ewakuacja. Przy kolizjach zdarzy się też, że pojazd zachowa się dosyć nieprzewidywalnie, ale przez większość czasu nie chce się nawet go opuszczać. Samochody sypią się stosunkowo szybko, a odfruwająca przednia maska to już klasyk, jeżeli chodzi o serię. Przebijanie opon to nieoceniony plus, który nie raz uratował mi skórę w trakcie misji. Oczywiście w przypadku, kiedy to ja przebijałem, a nie byłem przebijany. Motory i pojazdy latające to nowość w serii. Jazda motocyklami gwarantuje szybkie dotarcie do celu, ale tak, jak w życiu okraszona jest sporą dawką ryzyka. Lekkie stuknięcie nawet przy minimalnej prędkości może skończyć się upadkiem, a wypad przy pełnej prędkości uszczknie nam dużo zdrowia. Motorówki moim skromny zdaniem odstają nieco od reszty pojazdów. Są mało zwrotne, toporne wręcz, a jazda wąskimi kanałami na czas może przysporzyć sporo siwych włosów.

Arsenał to kolejny element, gdzie Rockstar bez wątpienia wiedział co chce osiągnąć. Co do zasady mamy broń palną oraz taką, która nie wypluwa z siebie ołowiu. Kilka rodzajów karabinów, pistolety, rewolwery, shotguny, strzelby, snajperka, bazooka czy uzi – jest wszystko, czego niewyżyta dusza zapragnie. Jedynym ograniczeniem jest fakt, że możemy taszczyć ze sobą tylko 1 broń z danego gatunku, więc czasem przyjdzie nam stanąć przed wyborem czy warto zamienić oręż czy będzie to przysłowiowa zamiana siekierki na kijek. Analogicznie z maczetami, szablami, młotkami, piłami łańcuchowymi. Żeby nie było tak słodko nie wszystko dostajemy od razu, a i możemy szybko zgromadzoną kolekcję stracić. Jeżeli zginiemy, giną także nasze wszystkie bronie i albo możemy zacząć nowe życie prawowitego obywatela (poważnie?) albo wyruszyć na zakupy i zaopatrzyć się w którymś ze sklepów w utracone skarby. Jest jeszcze trzecia opcja – w całej grze zazwyczaj po kątach porozrzucane są różnej maści bronie, ale trzeba wiedzieć, gdzie ich szukać.

[Obrazek: Grand_theft_auto_vice_city_129_2.jpg]

Teren, na jakim będziemy siać spustoszenie to 2 wyspy oddzielone jedną mniejszą. Choć Vice City nie przytłacza dzisiaj swoją wielkością to jest to raczej jego zaleta niż wada. Wzorowana na Miami metropolia wygląda jak raj na ziemi. Podzielona na dzielnice, wśród których można z łatwością wypatrzyć slumsy, portowe nabrzeża czy bogate wille z obowiązkowymi palmami po bokach ulic, wielopiętrowymi parkingami i piaszczystą plażą. Podczas eksploracji ekran ładowania widzimy jedynie na mostach łączących 2 główne części miasta. Nikt nie będzie z pewnością na to klął, bo i tutaj szkockie studio wykazało się finezją. Oglądamy przez kilka sekund obraz wzorowany na pocztówce z wakacji, a w tle w dalszym ciągu możemy delektować się radiem, którego akurat słuchaliśmy. Grafika nie powala na kolana, jest schludna i najlepiej określić ją mianem uroczej. Zdarzyło mi się raz czy dwa, że obraz nie nadążał z wczytywaniem, ale nigdy nie doprowadziło to w moim przypadku np. do powtarzania misji. Pogoda w Vice City jest w zasadzie dwubiegunowa – albo świeci słońce, które bije nam po oczach swoimi magicznymi refleksami albo pada rzęsisty deszcz, czego również możemy doświadczyć poprzez zostające na ekranie krople. Miasto żyje i świeci jak powinno i tylko momentami ma swoje przestoje. Może to nieco zmartwić, kiedy tracimy wóz w misji i kiedy zależy nam na czasie, żeby złapać następny, akurat żadnego nie ma w pobliżu. Powiesz spisek? Możliwe. Od początku dostajemy możliwość zapisu tylko w jednym miejscu. Z czasem możemy pozwolić sobie na zakup kryjówek czy posiadłości, które oprócz punktu zapisu pozwolą nam na skitranie w garażu ulubionego autka będącego zawsze na wyciągnięcie ręki. Jako, że brak markera, którym zaznaczylibyśmy np. pożądany sklep z bronią to mapka będzie na początku zdecydowanie najczęściej odwiedzaną przez nas pozycją w menu.

Chociaż gra z powodzeniem mogłaby funkcjonować jako twór wyłącznie do zwiedzania miasta i rozjeżdżania przechodniów przy akompaniamencie policyjnych syren to jednak warto zainteresować się wykonywanie misji jako, że historia jest zgrabnie poprowadzona, a misje ciekawe. Pomimo, iż gra nie ustrzega się kilku schematów to jednak misje są niezwykle urozmaicone i pozwalają graczowi na dużą dozę improwizacji. Możemy nie tylko decydować w jakiej kolejności je wykonamy, ale i w jaki sposób. Czasami działamy pod presją czasu, czasami mamy kogoś pod opieką, a często strzelamy i musimy uciekać. Autocelowanie pomimo swojej niedoskonałości np. przy tłumie chętnych do nafaszerowania ołowiem czy bliskiej odległości rywala, sprawdza się znakomicie. Misje nie należą do najłatwiejszych i kiedy metodą prób i błędów uda się nam je skończyć to zazwyczaj ostatkiem sił. Ja prewencyjnie przed każdą uzbrajałem się w kamizelkę i amunicję po same zęby. Szczególnie wymagające są pościgi bez względu na to czy goni nas wygłodniała mafia czy rozwścieczona policja. Zaleca się w nich używanie szybkiego auta i pędzenie na złamanie karku, bo zawahanie się choćby na sekundę skończy się obijaniem naszego pojazdu przez wrogie jednostki i w efekcie tego niemożnością kontynuowania misji. Jak już cię raz wezmą w obroty to ciężko będzie się z nich wyplątać. Pal sześć, jeżeli działamy solo, ale wspólna podróż może być już niemożliwa. W szczególności, jeżeli naszym partnerem jest niejaki Lance Vance, który ma dosyć spore braki w refleksie.

[Obrazek: GTA_Vice_City-80s-games-431.jpg]

Nasze zainteresowanie policją opisywane jest kolejnym charakterystycznym dla serii elementem, czyli gwiazdkami. Pierwszą gwiazdkę z łatwością można zbić wyjeżdżając jak najszybciej z miejsca wypadku czy nie daj Boże zbrodni. Jeżeli mamy ich więcej na koncie to możemy skorzystać ze zmiany stroju lub warsztatu, który za symboliczne 100 dolców przemaluje nasz wóz i podmieni silnik wyprowadzając w pole cały batalion policjantów. Spróbuj przez następnych kilka sekund nie wywinąć żadnego numeru, a zainteresowanie znika i zaczynamy od nowa jako przykładny obywatel. Policjanci są wredni tak, jak zawsze. W mgnieniu oka potrafią wywlec nas z auta i tym samym zniweczyć naszą misję aresztowaniem. W trakcie pościgu, do którego w zależności od przewinienia włącza się SWAT czy nawet cywile w sportowych autkach (biały i czarny – kolejny ukłon w stronę serialu Miami Vice), policja zachowuje się niezwykle napastliwie za wszelką cenę próbując wytrącić nas z równowagi. Zatrzymaj się, a prawdopodobnie będzie to twój koniec. Zmiana auta też rzadko wchodzi w rachubę.

Tradycyjnie nie można zapisywać gry w trakcie misji, nie występują także checkpointy. Zgon kończy się wizytą w szpitalu, gdzie za jedyne 9 dolców taksówka podwiezie nas do ostatniej lokacji, skąd możemy podjąć kolejną próbę zaliczenia zadania. To niezaprzeczalnie duże udogodnienie, które zaoszczędzi trochę naszego cennego czasu. Wątek główny nie jest długi i spokojnie zamknie się w 10 godzinach, choć w pewnym momencie jego finał zostaje zawieszony do czasu, aż nie dokonamy pewnego działania, jakim jest wykupienie wszystkich 10 posiadłości. Od tej chwili zaczniemy liczyć pieniążki, a wykupienie tych dobroci zajmie nam drugie tyle czasu, co główna nić fabularna. Wymuszenie zakupów przeszkadzało mi przy okazji gry Scarface w podobnych klimatach, ale Rockstar w swoim oryginale postawił na dużo ciekawsze rozwiązanie tego problemu. Co prawda jest to warunek konieczny do popchnięcia fabuły do przodu, ale sami możemy zdecydować w jaki sposób zarobimy pieniążki. Może wykupić kilka posiadłości za to, co uzbieraliśmy do tej pory i skrupulatnie zbierać z nich grosz do grosza. Możemy tłuc przechodniów i zgarniać ich zaskórniaki, choć musimy mieć na względzie fakt, że uzbieranie odpowiedniej kwoty tym sposobem może zająć nam całe wieki. Pozostają więc inne misje poboczne. I tak, jak obecnie powtarzalność dodatkowych misji w innych produkcjach, które wyrosły na sukcesie GTA to przykra norma, tak w Vice City nie może być o tym mowy. Przede wszystkim brak tutaj wyraźnej krechy oddzielającej misje główne od pobocznych. Możemy wziąć udział w haitańsko-kubańskiej wojnie, wykonywać egzekucje na zlecenie tajemniczego sponsora czy wreszcie dopełnić dzieła zaliczając misje z wykupionych posiadłości. Części z nich ciężko byłoby mi się domyśleć bez pomocy poradników. No bo kto wpadłby na to, że codzienne źródło dochodów w klubie ze striptizem można odblokować wydając 600 dolarów na kilkuminutowy taniec panienki? Oprócz tego będące wizytówką serii misje polegające na łapaniu bandziorów, ratowaniu ludzi, wożeniu rannych czy pizzy. Ukończenie 12 poziomu każdej z nich da nam niezwykle przydatną umiejętność – wzmocnione o połowę zdrowie/kamizelka, brak zmęczenia przy biegu czy odporność na ogień. Nie będzie to jednak tak łatwe zadania jak wydaje się na papierze. Czego byśmy nie zrobili to nie zyskamy niestety możliwości pływania. Po wejściu ponad grunt Tommy zacznie w ekspresowym tempie tracić życie i nic na to nie poradzimy. Można było to jakoś żartobliwie usprawiedliwić w trakcie którejś z cut-scenek (gangster, który nie umie pływać wygląda na spore pole do popisu). Nie pomogłoby to wiele, ale zawsze byłoby milej.

[Obrazek: vc-272.jpg]

Soundtrack Vice City obrósł już niemal legendą i nie bez powodu co drugi gracz wymienia go jako ulubioną ścieżkę dźwiękową w grach. Rockstar odkurzył złote przeboje jednego z najprzyjemniejszych i zarazem najbardziej kiczowatych okresów w popkulturze (do roku 1986, kiedy zaczyna się akcja gry). Około 115 utworów i audycji upchanych na 9 radiach, a wśród nich Michael Jackson, Cindy Lauper, Blondie, Judas Priest, Ozzy Osbourne, Bryan Adams i wiele, wiele więcej. Choć pop zdecydowanie przeważa to znajdą dla siebie coś także fani rocka, hip hopu, muzyki latynoskiej czy elektronicznej. Wszystko to podsycają mocno ironiczne dysputy czy reklamy. W swoim stylu Rockstar zaserwował nam całą masę humoru, bez którego nie byłoby Vice City (patrz także poupychane w kilku miejscach genitalia czy cycki). Galeria ześwirowanych postaci sięga rozmiarów, których nie powstydziłby się sam Tarantino. Część z nich bazuje na postaciach znanych z takich tuzów przemysłu filmowego jak Scarface, Ojciec chrzestny czy Życie Carlita w myśl zasady jak czerpać to z najlepszych. Zresztą gra roi się od odniesień także do innych mediów jak tv (mocne nawiązania do serialu Miami Vice) czy gry (w jednej z misji mamy zabić 2 gości nazywających się tak samo jak 2 główne postacie w zamierzeniu konkurencyjnej gry The Getaway). Cut-scenki aż roją się od świetnych dialogów wypowiadanych ustami zasłużonych osobistości z Rayem Liottą na czele, a w tle Danny Trejo, William Fichtner, Tom Sizemore, Burt Reynolds czy gwiazda porno Jenna Jameson.

GTA: Vice City to gra, której nie trzeba nikomu przedstawiać. To święty Graal gier video, który porywa niepowtarzalnym klimatem. I choć po tylu latach trudno oceniać grę przez pryzmat innych, zdecydowanie bardziej rozbudowanych części serii, to Vice City ma czym się bronić. Rockstar z właściwą sobie dokładnością wziął na warsztat temat i zamknął go na jednej płytce tworząc rozrywkę na najwyższym poziomie na wiele owocnych godzin. Wystarczy wspomnieć, że główny wątek to zaledwie jakieś 40% gry. Z jednej strony wyśmiewa, a z drugiej składa hołd wspomnianemu okresowi. Od niedawna charakterystyczną różową czcionkę można mieć także na telefonie, a Rockstar nie daje nam o tym legendarnym tytule zapomnieć ani na moment.

Moja ocena: 9.5/10

Zapraszam jak zawsze do dzielenia się wszystkim, co choć trochę mieści się w temacie, bo na pewno nie został on wyczerpany.
You wanna play games? Okay, I'll play with you. You wanna play rough? Okay! Say hello to my little friend!

[Obrazek: montana_pl89.png]
Odpowiedz
#2
Przede wszystkim gratuluję formy growej i kontynuowania ofensywy w dziale Recenzje. Naprawdę jestem pod wrażeniem częstotliwości ukazywania się kolejnych tekstów.

Bardzo lubię czytać recenzje gier, w które grałem jakiś czas temu, więc nie musiałeś mnie specjalnie namawiać do przeczytania powyższego tekstu. Pod względem zawartości recenzja jest obszerna, co zauważyłem dopiero jak skończyłem ją czytać, a to świadczy o przystępności stylu z jakim ją napisałeś.

Pozostaje mi tylko życzyć powodzenia w utrzymaniu Twojej growej dyspozycji.
[Obrazek: PaultheGreatPL.png]
Odpowiedz
#3
Warto, żeby ktoś z użytkowników tego forum wypowiedział się na temat tej gry, porównując tą wersje gry PS2 do wersji gry wydanej na PC, czyli musi być to koniecznie grać, który grał na dwóch platformach.
Oczywiście mam na myśli wersję gry na PC oryginalną podstawową wersję bez żadnej modyfikacji, zmian i polepszeń.
Nie chodzi mi o jakość grafiki.
Posiadam na PC na oryginale GTA: Vice City i dość dużo grałem, ale od jakiegoś czasu narobiłem sobie ochoty, żeby zagrać na PS2.
PlayStation 2 Slim SCPH-77004, MC 8MB FMCB 1.8b, 1xDS2
Odpowiedz
#4
Są gry owiane legendą, których tytuły znaczą więcej niż 1000 słów... Takie jest właśnie Vice City. Kocham ten szpil za klimat, miasto, muzykę, nawiązania - Miami Vice, Scarface...
Świetna recenzja Kratos, jesteś w formie. Jaki czas ukończenia wątku fabularnego?
Odpowiedz
#5
PaultheGreat napisał(a):Przede wszystkim gratuluję formy growej i kontynuowania ofensywy w dziale Recenzje. Naprawdę jestem pod wrażeniem częstotliwości ukazywania się kolejnych tekstów.

Dzięks za miłe słowa. Od jakiegoś czasu mam większy zapał to ogrywam powoli tytuły, które cały czas mam gdzieś tam w pamięci. Niestety lista mimo, że z jednej strony się kurczy to cały czas dostrzegam gdzieś jakieś nowe pozycje i zaznaczam sobie do sprawdzenia.

Mr.Q napisał(a):Świetna recenzja Kratos, jesteś w formie. Jaki czas ukończenia wątku fabularnego?

Dzięki również, staram się jak mogę. Co do czasu to równe 18 godzin. Pisałem już o tym w tekście, że nieco się zdziwiłem, że tak krótko. Połowa z tego to pewnie główny wątek, a druga połowa to misje w posiadłościach, z których zostało mi tylko Malibu. A gdzieś tam już mam sporą chętkę sprawdzić i porównać Vice City z Vice City Stories.
You wanna play games? Okay, I'll play with you. You wanna play rough? Okay! Say hello to my little friend!

[Obrazek: montana_pl89.png]
Odpowiedz
#6
Nie spodziewałem się takiego tytułu od Kratosa w formie recenzji, jestem miło zaskoczony.

Recenzję czyta się świetnie, sam jeszcze muszę popracować nad myślowym konspektem akapitów w tekstach. Trzymasz świetną formę przez co forum obrasta w świetną zawartość merytoryczną.

O Vice City mogę mówić godzinami. To pierwsza gra z serii GTA, którą zająłem się poważniej, choć wiele jej aspektów doceniłem o wiele później. To głównie miasto, które znam na pamięć w drobnych szczegółach sprawiło, że godzinami siedziałem przy komputerze, chociażby w mało produktywny sposób latając po centrum handlowym z kijem bejsbolowym. Sama postać Tommiego średnio mi zapadła w pamięć w porównaniu do chociażby prawnika - panikary, Ricardo Diaza czy moim zdaniem NIE-SA-MO-WI-CIE zagranego Lance'a Vance (Dance). Warstwa fabularna tej gry to istny majstersztyk i choćby dla niej warto pojeździć trochę po Vice City.

Co mi się w grze teraz nie podoba, to koncept z posiadłościami, w których wykonywało się misje. Były one trudne, sam pamiętam rozczarowanie przy kupnie Pole Position, gdy sposób na uzyskanie kasy był inny niż misje. Bardzo łatwo można było się przywiązać do postaci z głównej fabuły i rozstanie z nimi na te kilka godzin obniżało trochę moim zdaniem całokształt. Co nie oznacza, że nie było tam fajnych zadań, wojna pomiędzy kubańczykami i haitańczykami była jednym z moich ulubionych wątków w grze. (I ten bounce po ulicach Voodoo).

Na GTA Vice City patrzę dzisiaj z sporą dozą sentymentu. Wiąże się z tym wiele rytuałów, jakie odprawiałem w mieście. Na przyklad na wyścigi wymyśliłem patent z czołgiem. W każdym wyścigu zestrzeliwałem oponentów i jechałem sam PANZEREM na metę. Grałem w wersję PC, więc dla 10 letniego mnie opanowanie kodów na pamięć było niemalże podstawą. Chętnie podszedłbym do gry na PS2, tylko ostatnio nie mam ochoty na piraty, najzwyczajniej ta zabawa mnie znudziła. Wolę mieć piękne pudełko kupione za małe pieniądze i pewność, że gra będzie działać ciut dłużej niż rok, półtora, ale to już tak offtopem.

Wielkie dzięki za reckę, sporo wspomnień we mnie obudziłeś tą lekturą Wink
[Obrazek: YU6rXCy.png]

Posiadane konsole

PlayStation One SCPH-102 z Modchipem
PlayStation SCPH-9002 z Modchipem
PlayStation 2 SCPH-75004 z ModBo Chip
PlayStation Portable E1000 (CFW 6.60 PRO C)
PlayStation 3 CECH-2003B (REBUG 4.81 CEX COBRA 7.5)

Aktualnie ogrywane:
Loop Hero
Hotshot Racing
Odpowiedz
#7
Yohokaru napisał(a):Nie spodziewałem się takiego tytułu od Kratosa w formie recenzji

Czemu? Ja bardzo lubię sandboxy i mam w zamiarze sprawdzić ich większość na PS2. Kilka z nich już ograłem, kilka jeszcze zostało.

Yohokaru napisał(a):Co mi się w grze teraz nie podoba, to koncept z posiadłościami, w których wykonywało się misje. Były one trudne

Czy ja wiem czy były trudniejsze od tych zwykłych. Najwięcej problemów mogło nastręczyć Malibu, ale i w głównym wątku były sporo ciężkich przepraw jak sterowanie małym helikopterem i rozwożenie bomb, odbijanie Lance'a czy ostrzeliwanie z helikoptera żołnierzy. Często trzeba było planować wszystko krok po kroku, z każdą nową próbą ucząc się czegoś nowego.
You wanna play games? Okay, I'll play with you. You wanna play rough? Okay! Say hello to my little friend!

[Obrazek: montana_pl89.png]
Odpowiedz
#8
Kratos napisał(a):ale i w głównym wątku były sporo ciężkich przepraw jak sterowanie małym helikopterem i rozwożenie bomb
Tą misję na PS2 udało mi się przejść przy pierwszym podejściu, ale pamiętam, że dawno temu na PC przysporzyła mi ona mnóstwo problemów.
Odpowiedz
#9
To nic! Ja ją wykonałem za pierwszym razem na smartfonie Big Grin
[Obrazek: Toonsil.png][Obrazek: 76561198009500616.png]
Nie pomagam na PW ;)

Odpowiedz
#10
Posiadam, polecam, jak na tamte lata świetnie wykonana po prostu legenda. Gra ma swój klimat i to bardzo cieszy. Wink Ocena ; 9,5/10.
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  [PS2][Recenzja] King Kong Furious 11 11226 03-04-2020, 08:35
Ostatni post: Kraszu
  recenzja- Beverly Hills Cop miauryc 4 7327 26-08-2016, 21:52
Ostatni post: Sandinista
  [Recenzja] Forbidden Siren Sandinista 10 13517 15-06-2016, 14:34
Ostatni post: Makaveli
  (Krótka recenzja) Ojciec Chrzestny Szymon 10 12660 22-01-2016, 23:14
Ostatni post: Makaveli
  [Recenzja] Glass Rose Sandinista 7 8579 18-06-2015, 08:02
Ostatni post: Kraszu
  recenzja- FlatOut miauryc 1 4594 05-06-2015, 19:07
Ostatni post: Kratos
  Project Zero - Recenzja MrBrut 4 6574 30-04-2015, 00:22
Ostatni post: juno
  Recenzja Ico Kratos 9 10006 04-01-2015, 09:27
Ostatni post: 1903

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości