Liczba postów: 1693
Liczba wątków: 89
Dołączył: 28-11-2010
23-12-2015, 10:29
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23-12-2015, 11:48 przez Kraszu.)
Nie było mi dane posiadanie PS3, a zawsze przychylnym okiem zerkałem w stronę serii inFamous. Po nabyciu PS4 czym prędzej chciałem wypróbować z czym to się je i niezrażony nieznajomością wcześniejszych odsłon sięgnąłem po jeden ze startowych tytułów PS4, czyli właśnie Second Son.
Nie ukrywam, że twórcy gry (studio Sucker Punch) mają u mnie kredyt zaufania ze względu na znakomitą serię gier z szopem Sly'em w roli głównej, której to dwie odsłony miałem okazję poznać na PS2. NieSławnego brałem zatem poniekąd w ciemno, będąc przekonanym co do jego solidności.
W grze wcielamy się w postać niejakiego Delsina Rowe. To zwykły chłopaczek w rurkach, katanie i czapce. Taki delikatny buntownik, rzezimieszek i huncwot wałęsający się po mieście i lubiący od czasu do czasu nabazgrać na murach wątpliwej krasy graffiti. Dodatkowo myśli on, że jest fajny i zabawny. Niestety napiszę wprost - główny bohater jest do kitu. Tak bezpłciowej postaci nie widziałem chyba nigdy wcześniej. Przeszedłem grę dwa razy, ale w żaden sposób nie utożsamiłem się z Delsinem. Moim zdaniem to najgorsza postać w grze.
Nasz gagatek przez przypadek jest świadkiem wypadku podczas transportu więźniów. Sęk w tym, że więźniowie ci są niezwykli. Posiadają oni bowiem moce specjalne, a społeczeństwo zostało tak zmanipulowane, że dało sobie wmówić śmiertelne zagrożenie ze strony tych nadistot, których ludzie nazywają bioterrorystami. Taki stan rzeczy pozwolił dojść do władzy organizacji wojskowej walczącej, wyłapującej i izolującej od społeczeństwa odmieńców. Na czele żołnierzy stoi charyzmatyczny czarny charakter, który jest ... kobietą. Żelazna dama przypadła mi do gustu i jej charakter oraz postawa są mocnym punktem programu.
Delsin podczas wspomnianego wypadku zdobywa już na starcie moc dymu i tym samym staje się celem dla organizacji zwalczającej.
W tym momencie wyruszamy na podbój wirtualnego miasta Seattle celem poznania prawdy. Czy Departament do Spraw Obrony słusznie zwalcza bioterrorystów? Czy są oni barbarzyńcami i zagrażają zwykłym ludziom? Czy może wprost przeciwnie - są ofiarami swoich umiejętności i przez to nieufne społeczeństwo ich niesłusznie odrzuca? Na tego typu pytania znajdziesz odpowiedź wraz z postępami w grze. Fabuła jest moim zdaniem ciekawa i z przyjemnością śledziłem kolejne scenki filmowe.
Delsinowi w podróży towarzyszy brat policjant. Na swojej drodze bohater spotka również innych obdarzonych mocami "ludzi", z którymi następnie wejdzie w komitywę. I tutaj muszę pochwalić twórców za stworzone postacie, które skutecznie równoważą bezpłciowość Delsina. Pozostali superbohaterowie są po prostu ciekawsi, wzbudzają jakieś emocje. Każde z nich ma swoją historię, którą warto poznać i pochylić się nad nią. Dzięki tym postaciom Delsin ma szansę na zdobycie nowych mocy, które następnie może rozwijać.
Gra ma charakter sandboxa także hasać po mieście można w zasadzie dowolnie. Oprócz zadań głównych mapa oferuje oczywiście sporo zadań pobocznych, które w dowolnej kolejności gracz może wykonywać. Szybko jednak okaże się, że zadania te ograniczają się do kilku typów, które są po prostu powtarzalne. Główny wątek jest na całe szczęście satysfakcjonujący. Nie nuży i motywuje do zdobywania kolejnych dzielnic miasta, w których oczywiście rządzi organizacja.
No właśnie - jak wypada miasto? Moim zdaniem bardzo przeciętnie. Nie jestem zwolennikiem sandboksów, nie mam w zasadzie doświadczenia z grami tego typu, ale świat przedstawiony nie zrobił na mnie większego wrażenia. Uważam, że miasto niepotrzebnie zostało stworzone w mdłych, pastelowych barwach co popsuło całokształt. To spore uproszenie bowiem warunki pogodowe i pora dnia często podczas rozgrywki ulegają zmianie. Niemniej jednak nie miałem efektu łał. Są oczywiście momenty in plus. Tych doświadczałem zazwyczaj po dotarciu do jakiegoś punktu widokowego. Wówczas miło było się rozejrzeć dookoła. Podobały mi się również charakterystyczne kilkupoziomowe budowle, które mają charakter twierdzy. Trzeba trochę pokombinować i umiejętnie atakować aby je zdobyć.
Produkcja ta zdecydowanie wygrywa gameplay'em. Korzystanie z możliwości Delsina sprawia radochę. Umiejętności te, zdobywane stopniowo, można oczywiście rozwijać wydatkując walutę. A tą są niebieskie odłamki porozrzucane po całym świecie gry. Ze zdobywaniem tej waluty nie ma problemu. W menu pauzy gracz ma bowiem do dyspozycji perfekcyjnie stworzoną mapę, na której dosłownie wszystko jest zaznaczone. Wielu zapewne uzna, że takie rozwiązanie jest przesadnym uproszeniem, ale ja jestem zwolennikiem takich rozwiązań. Kiedy grałem w produkcje z serii Jak i Daxter na PS2, to zawsze starałem się zdobywać jak najwięcej orbów (czerwonych jajek), które nie były jednak w żaden sposób oznaczone. Takie rozwiązanie nie jest dobre i jestem przekonany, że nawet najbardziej skrupulatny gracz samodzielnie nie znajdzie wszystkich jajek. A nawet jeżeli będzie chciał po ukończeniu gry uzupełnić zaległości, to nie ma zielonego pojęcia do jakiej lokacji się udać. Nikt raczej nie znajdzie satysfakcji w szukaniu igły w stogu siana. W InFamous taka sytuacja nie będzie miała miejsca - i bardzo dobrze!
Ważną cechą produkcji jest zaimplementowany system wyborów moralnych. Chodzi z grubsza o to, że gracz regularnie jest wystawiany na próbę i musi decydować czy chce być dobry, czy zły. Wybory w delikatnym stopniu wpływają nawet na główną oś fabularną. Jeżeli kroczysz ścieżką pozytywną to ominą cię niektóre "złe" zadania i na odwrót. Wypróbowałem obie opcje i obie są ciekawe. Dobro jest doceniane przez przechodniów. Z czasem Delsin zaczyna się cieszyć ogólnym szacunkiem, staje się lokalnym bohaterem. Miło jest na każdym niemal kroku słyszeć - "jesteś najlepszy", "jesteśmy z tobą Delsin", "dokop im!". Społeczeństwo aktywnie dopinguje bohatera, a dziewczyny mają ochotę na randki... Ma to zatem szereg zalet, ale jednocześnie trochę ogranicza bohatera. Musi się on bowiem hamować ze względu na swoje umiejętności. Jeżeli masz do dyspozycji supermoce, to kusi aby ich używać, a nie możesz tego robić wedle uznania, bo ucierpią niewinni cywile. Przecież bohaterowi nie wypada. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby być egoistą i siać popłoch na ulicach. Na złej ścieżce nie musisz się bowiem liczyć z nikim. Można się wyżyć, mordować, podpalać, burzyć i grabić. Jednak w takiej sytuacji należy się przygotować na negatywny odbiór społeczeństwa i komentarze na ulicach w stylu "jesteś potworem!", "powinni cię zamknąć!. Zbrodnia i kara zazwyczaj idą przecież w parze. Najbardziej odczułem to podczas scenki kończącej grę - fantastyczne podsumowanie złych wyborów.
Piszę i piszę, a miało być zwięźle i zachęcająco. Kończę zatem. Może koledzy, którzy wbili platynę w tej grze coś dopowiedzą? A zapewniam, że są tacy u nas na forum. Sprawdzone info.  Grali wy? Podobało się?
Liczba postów: 572
Liczba wątków: 50
Dołączył: 24-05-2013
grałem w InFamous na PS 3 i jakoś mnie nie przekonało, ale ta część wydaje się ciekawsza.
Liczba postów: 2177
Liczba wątków: 71
Dołączył: 25-10-2012
23-12-2015, 11:35
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23-12-2015, 11:57 przez Makaveli.)
Seattle Kraszu, Seattle! Nie Phoenix. Poprawiaj szybko bo wstyd!
W Jaku też miałeś informacje, gdzie ile jajek zostało do zebrania. Kiepsko sprawdzałeś  No i sam je zebrałem, bez potrzeby zaglądania w poradnik.
Co do samego inFAMOUS, to chciałem to zamknąć recką, ale chyba takowa nie powstanie, więc pokrótce wypiszę tutaj kilka swoich przemyśleń na temat tej produkcji.
Nie będę nader odkrywczy twierdząc, że jest to najsłabsza odsłona serii. Najsłabsza pod względem zarówno historii - jej przystępności i długości - jak i bohatera. Bohater, jak słusznie Kraszu zauważył - jest nijaki. Może i czasami sypnie jakimś suchym komentarzem, od którego lekko uniesie się kącik ust, ale to wszystko. Nie ma tej tajemniczości i twardości Cole'a MacGratha, z którą naprawdę łatwo można było się zidentyfikować zarówno w pierwowzorze jak i sequelu jego historii. Delsin jest takim po prostu chłopaczkiem (co jest jak najbardziej in plus, bo taki właśnie zamysł miał być osiągnięty - zwykły chłopak, który z dnia na dzień ma możliwość wpływu na losy świata. Co zrobi?), który z szybkością i łatwością wtapia się w świat przedstawiony. I tu niestety jest problem. Wtapia się i w pewnym momencie zanika całkowicie. Miałem wrażenie, że gramy tutaj drugie skrzypce, a gwoździem programu są pozostali przewodnicy. Śmiem twierdzić, że nawet chłopaczek imieniem Eugene, który był totalnym przegrywem w szkole i na takiego był tu wykreowany, wydał się bardziej wyrazisy od Delsina. Co nie zmienia faktu, że postaci z tej części w dalszym ciągu dzieli ogromna przepaść do naszej zwariowanej towarzyszki Nix z drugiej części.
Miasto - takie sobie. Ciekawie zaprojektowano zniszczenia stworzone przez podwładnych Augustine, ale ogółem miasto jest zbyt sterylne, zbyt płytkie na tego typu tematykę. Nowy Orlean w drugiej części po prostu miótł - zróżnicowanie wysp, gdzie jedna była podtopiona powodzią, a druga ciekawie zaprojektowana sprawiało wrażenie. Tutaj jest tak sobie. Nie będę też wspominał, że miasto jest małe. Zbyt małe.
Co do zadań pobocznych to nie zgodzę się, że jest co robić. Zadań pobocznych jest znacznie mniej niż poprzednio i niestety nie wprowadzają one nic nowego do produkcji oraz serii. Zadania są nudne, sprawiają wrażenie wyrwanych z kontekstu i wsadzonych tam na siłę, bo tak trzeba.
Wybory moralne - tu znowu najnowszy inFAMOUS pada na kolana przed poprzednikami. W dwójce złe zakończenie było NAPRAWDĘ ZŁE (aż nie miałem serca, żeby robić to, co Cole tam robi), tutaj nie opiera się ono dosłownie na niczym. W obu przypadkach Augustine dostaje w pędzel i to by było na tyle. Nawet walka się nie zmienia pod tym względem. Historia jest krótka, słaba i mało zróżnicowana względem obu ścieżek podejścia.
Moce uzyskiwane przez naszego bohatera mimo widowiskowości nie są zbyt ciekawe. Zdecydowanie bardziej wolałem jedną moc, tak jak to było poprzednio, ale z możliwością solidnego jej dopakowania o naprawdę dużą dozę nowych bajerków. Tutaj tych mocy mamy aż cztery, z czego najlepsza jest ta betonowa, którą dostajemy - o zgrozo - po ukończeniu gry, gdzie w przypadku, gdy ktoś robił sto procent przed zamknięciem historii, nie będzie miał już nawet możliwości jej przetestowania. Totalnie bez sensu i wciśnięte to jest tylko na siłę, aby zamknąć wątek pokaleczonych nóg ciotki w indiańskiej wsi.
Platynka była łatwa, najłatwiejsza w serii. Widzę tutaj tendencję spadkową - od pierwszej części poziom trudności platynek stopniowo spada.
Mam nadzieję, że studio Sucker Punch nie zaserwuje nam kolejny raz tytułowego „sucker puncha” i da nam coś, na co warto będzie wyłożyć ciężko uciułane dwieście złotych.
Liczba postów: 1693
Liczba wątków: 89
Dołączył: 28-11-2010
Siara na całego. Propsy za czujność.
Liczba postów: 1168
Liczba wątków: 40
Dołączył: 11-02-2014
Gierka jest swietna, jest o niebo lepsza od poprzednich czesci. Bardzo przyjemna platynka. Ja wiem, ze kazdy gra jako dobry ludek, ale polecam zagrac jako zly w tej czesci. Zakonczenie powala
Liczba postów: 1693
Liczba wątków: 89
Dołączył: 28-11-2010
Masz Makaveli tę przewagę, że grałeś w poprzednie części. W takim przypadku od porównań nie da się uciec, co tobie jak widać nie wyszło na dobre. Ja całościowo grę uważam za UDANĄ i myślę, że warto dać jej szansę. Zgadzam się natomiast z tym, że praktycznie w żadnym aspekcie szpil ten nie zachwyca.
Wracając do zadań pobocznych, to mimo swojej powtarzalności prawie wszystkie z chęcią wykonywałem. Z wyjątkiem misji typu "zabij tajnego agenta". Jak mnie to wnerwiało... Często biegałem w tym zleconym obszarze przez kilka długich minut nie mogąc namierzyć wroga. Zazwyczaj najlepiej sprawdzała się taktyka eksploracji na ślepo do momentu, w którym tajniak zaczynał uciekać. Te zadania doprowadzały mnie do wrzenia, nie dawały żadnej radochy.
Dodam jeszcze, że gra jest w pełni spolszczona co oczywiście należy zaliczyć do atutów. Ile jednak razy można po wykonaniu graffiti słuchać dennego tekstu "Puszka sprayu panie dzieju". Swoją drogą - kto to kur... wymyślił?
Zarówno postać Eugene'a jak i Abigail "Fetch" Walker podobały mi się. Właśnie na ich tle Delsin wypada marnie. Z chęcią ograłbym samodzielny dodatek "First Light", który przedstawia właśnie historię zadziornej dziewczyny. Z tego co wiem ta gra była w ubiegającym roku w PLUSIE. Szkoda, że nie zdążyłem się załapać.  Z jej mocy Neonu korzystałem przez całą grę najwięcej. Dla mnie była najbardziej uniwersalna. Przemieszczanie się było wygodne. Z doładowywaniem zbiorników nie było problemów, bo świetliste neony kusiły na każdym niemal kroku. No i znakomicie spisywała się opcja strzałów podstawowych. Podczas celowania przeciwnicy fajnie się podświetlali co ułatwiało ich lokalizację i poprawiało celność.
Dymek też dawał radę (bardzo pożyteczna mocniejsza bomba).
Wideo nie przypadło mi zbytnio do gustu. A za totalnie chybiony pomysł uważam wprowadzenie mocy betonu podczas finałowej walki. Nie można bowiem zakładać, że większość graczy długo będzie się bawiło z tytułem po jego podstawowym ukończeniu. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest dokładnie odwrotnie. Większość po napisach końcowych uważa grę za zaliczoną i na tym się kończy. Ja wyczyściłem miasto jeszcze przed zdobyciem tej mocy zatem później nie miałem żadnej motywacji aby ją rozwijać i testować. Twórcy przy swoim rozwiązaniu powinni wprowadzić trofeum za dopakowanie tej mocy. Efekt u mnie był taki, że betonu nie poznałem, bo nie miałem żadnego wabika i żadnych zadań do wykonania. To w zasadzie największy babol tej gry.
Pamiętam Makaveli, że któregoś razu na Shoutboxie wspominałeś o kapitalnej walce z którymś z bossów. Którego miałeś na myśli? Obstawiam walkę z Aniołem Stróżem. Pięknie skonstruowana arena i dobre tempo starcia wymagające nieustannego ruchu oraz żonglowania mocami dymu i neonu.
Na negatywny odbiór świata największy wpływ ma brak różnorodności w lokacjach. W zasadzie nie ma żadnych charakterystycznych różnic pomiędzy dzielnicami i gdyby nie umowny podział widoczny na mapie w menu, to nie sposób się zorientować, że zwiedzamy obecnie coś innego. Jedynie zadanie w dokach portowych, czy jak to tam inaczej nazwać, da się zapamiętać ze względu na bliskość wody.
(23-12-2015, 11:35)Makaveli napisał(a): W Jaku też miałeś informacje, gdzie ile jajek zostało do zebrania. Kiepsko sprawdzałeś No i sam je zebrałem, bez potrzeby zaglądania w poradnik.
Prawdopodobnie odniosłeś się do części pierwszej gdzie również mam calaka. Do jedyneczki nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Zbierz samodzielnie wszystkie orby w Jak II, oraz Jak III, a wyliżę ci stopy.
Liczba postów: 2177
Liczba wątków: 71
Dołączył: 25-10-2012
23-12-2015, 13:58
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23-12-2015, 14:01 przez Makaveli.)
Owszem, wspominałem wówczas o walce z Aniołem Stróżem. Bardzo dobra, przypominała z lekka walki w typowych grach platformowych jak God of War, gdzie arena bitwy zmusza nas do jej okresowej eksploracji. No i sama postać Anioła Stróża ze znakomitym głosem miotła. W samej walce mimo widowiskowości bolała jej schematyczność - wystarczyło zniszczyć aniołki tworzące barierę ochronną i naparzać w bossa. Można było to podzielić na kilka pomniejszych etapów ze zmiennymi atakami bądź zmuszeniem do wykorzystania innej strategii.
Co do głosów - świadomie wybrałem od samego początku wersję oryginalną. W moim przypadku Delsin mówił „a man, a plan, and the aerosol can”. O ile głupie były misje poboczne, tak psikanie sprejem bardzo mi przypadło do gustu. Jednym z powodów była fajna mechanika tej minigierki, gdzie padem dosłownie malujemy te obrazki, a drugim powodem jest zdecydowanie bardzo fajna koncepcja na poszczególne murale, o tematyce lekko partyzanckiej i też bardzo kreatywnie zaprojektowane.
Liczba postów: 1693
Liczba wątków: 89
Dołączył: 28-11-2010
Anioł Stróż mocno kojarzył mi się z Mundusem znanym z finałowej batalii w Devil May Cry 1. Do klimatu obecnego podczas tamtej potyczki mam ogromny sentyment, dlatego nasz aniołek jest i moim faworytem.
Gra nie jest zbyt wymagająca nawet na hard. Doświadczenie z pierwszego przejścia jednak procentuje i w ogóle nie odczuwałem większego wyzwania. Najtrudniejsze było dla mnie pokonanie niepozornego bossa na moście za pierwszym razem. Ot taka sobie normalna walka, ale miałem z tym problem przez kilkadziesiąt minut. Delsin ogólnie nie jest zbyt odporny na obrażenia. Można co prawda chwilę pobiegać i zdrowie automatycznie się zregeneruje, jednak podczas tamtej walki często obrywałem podczas osłabienia, co niestety kończyło się zgonem.
Liczba postów: 2177
Liczba wątków: 71
Dołączył: 25-10-2012
Jeżeli mówisz o tym zmutowanym conduicie, którego przywołuje Augustine na moście, to taktyka w tej walce jest bardzo prosta - wystarczy chować się za tymi skalnymi wyłomami, których jest, o ile dobrze pamiętam, trzy w strefie walki. Jego ataki dystansowe zatrzymują się na tych wyłomach i ta walka sprowadza się wtedy głównie do strzelania zza takiego wyłomu w jego głowę. Na początku, gdy przechodziłem grę po raz pierwszy, też miałem z tym problem. Na trudnym poziomie i drugim przejściu odkryłem opisane wyżej zjawisko. W moim przypadku żaden z bossów nie sprawił mi większej trudności, nawet na hard. Paradoksalnie częściej ginąłem na pierwszym przejściu. Wynikało to po prostu z nieznajomości mechaniki gry, którą wymasterowałem na początku drugiego przejścia.
W porównaniu do poprzednich części, gdzie walki z bossami na hard potrafiły zaleźć za skórę niczym walka z Drekiem w Ratchet & Clank, w Second Son nie sprawiają one żadnego problemu.
Liczba postów: 1693
Liczba wątków: 89
Dołączył: 28-11-2010
Na hard pokonałem tego typa za pierwszym albo drugim podejściem bez większych problemów. Nie przyszła mi jednak nigdy do głowy taktyka chowania się za blokami. Zawsze walkę opierałem na nieustannym ruchu. Na hard byłem na tyle dobry, że w bardzo krótkich chwilach pozwalających na ostrzał byłem skuteczny, co doprowadziło mnie do łatwego zwycięstwa. Na normal jednak, zanim przymierzyłem, to sam obrywałem. Czasami zbiłem bossowi pasek HP prawie do samego końca i ... zgon. Bolało, ale w końcu się udało.
|