InFamous: First Light
#1
[Obrazek: Beznbsptytuu_zpsxamqz9xf.jpg]

Przy okazji spisywania wrażeń z inFamous Second Son narzekałem na beznadziejnego głównego bohatera. Delsin był bowiem najsłabszą postacią występującą w grze.
Z kolei za jedną z najciekawszych kreacji uznałem wówczas inną przedstawicielkę przewodników – niejaką Abigail Walker znaną również jako Fetch. Z podobnego założenia wyszli najwyraźniej również fachowcy z Sucker Punch i postanowili stworzyć grę, w której główną bohaterką będzie właśnie Fetch.

First Light NIE jest dodatkiem do Second Son. To samodzielna, mała gra, którą można nabyć zarówno cyfrowo, jak i w pudle.
Jeżeli ktoś interesuje się niesławnym na PS4 to nawet lepiej, kiedy najpierw sięgnie po First Light. Wydarzenia w tej grze dzieją się bowiem przed tymi znanymi z Second Son.
Naszą bohaterkę poznajemy na przesłuchaniu na dywaniku u dowódcy sił DOZ. To organizacja powołana w celu „ochrony” cywilów przed tzw. przewodnikami, czyli ludźmi obdarzonymi szczególnymi zdolnościami. Oczywiście nasza bohaterka jest taką właśnie osobą dlatego została schwytana, zakuta w kajdany, a jej niezwykłe umiejętności są testowane na specjalnych arenach (o tym później). Dziewczyna stała się królikiem doświadczalnym dla złych ludzi.

Fabułę poznajemy poprzez retrospekcje – wspomnienia Fetch. Początek był naprawdę obiecujący. Postać dziewczyny i samo wprowadzenie w historię momentalnie przykuło moją uwagę. Mamy tu do czynienia z buntowniczą niewiastą co widać po jej wyglądzie. Szybko okazuje się, że życie skomplikowały jej narkotyki, a jedyną osobą na którą może liczyć jest jej brat. Właśnie wokół brackiego kręci się fabuła gry.
Opowieść okazała się na tyle krótka, że w zasadzie nie mam czego oceniać. Fajne wprowadzenie i zakończenie. Pozytywnie odebrałem historię tego rodzeństwa. Poza tym było niestety słabiutko. Miasto poraziło mnie swoim plastikowym wyglądem. Po dziesiątkach godzin, które spędziłem w przepięknym Paryżu w Assassin’s Creed Unity nijakość miejscówki w First Light strasznie mnie uderzyła. Zanim się przyzwyczaiłem to miałem wszystko ukończone na 100% i trzeba się było stąd wynosić…
Rozgrywka była satysfakcjonująca. Do dyspozycji miałem tylko moc neonu, która najbardziej mi pasowała w Second Son. Wątek fabularny to jednak pipidówka na dwa intensywne wieczory. Sytuację na plus podciągnęła w moich oczach bardzo dobra finałowa sekwencja w śnieżnych górach. Ślicznie to wyglądało na tle mdłego, głównego miasta.

Drugą część gry stanowią wyzwania na arenach. Twórcy poszli po prostu na łatwiznę. Co się będziemy martwić o scenariusz, rozbudowany świat, bohaterów i te wszystkie inne bzdury, które kosztują? Zróbmy zamkniętą arenę, wrzućmy do niej przeciwników, dodajmy system zapamiętujący wyniki graczy i gotowe. Niech się tam jelenie biją i udają przed znajomymi, że świetnie zainwestował swoje pieniądze. Aren niby jest kilka, ale tak na dobrą sprawę to jedno i to samo.

Mamy tutaj dwa typy zadań. W pierwszym po prostu musimy przetrwać kolejne fale wrogów. W drugim oprócz własnego przetrwania dochodzi ten wkurwiający czynnik niańczenia zakładników.

Generalnie po opanowaniu reguł, któremu rządzą się areny rozgrywka staje się intensywna i naprawdę dobra. Kluczem do wysokich wyników punktowych jest podtrzymywanie mnożnika, co wprowadza do tej rozwałki podejście taktyczne. Wszystko fajnie – ale niestety również na dwa dni. No chyba, że ktoś da się wkręcić w bicie rekordów światowych. Mnie to nie bawi, bo klasyfikacje totalnie anonimowych dla mnie graczy niczego mi nie mówią.

Gra pokazuje również wyniki znajomych. To już trochu większy wabik, bo bardziej wjeżdża na ambicję. Nasz spaidi wykręcił zacny wynik na którymś wyzwaniu – moje gratulacje. Ja męczyłem się, aby zdobyć 500 000 pkt ( wymagane do trofeum), a on miał w swoim najlepszym występie na tym samym zadaniu ponad 1 900 000 pkt. o ile dobrze pamiętam! Normalnie szczęka mi opadła i długo ją zbierałem jak zobaczyłem ten wynik.

Jak trochu podszkoliłem się na arenach to coś podobnego wykręciłem tyle, że na innej planszy. Kwestia wprawy i taktyki. Mnożniki można naprawdę konkretnie wyśrubować.
A i jeszcze jedno. Na arenie można pośmigać Delsinem, który ma do dyspozycji wszystkie swoje cztery moce znane z Second Son. Jest to jakiś pretekst do dalszej zabawy, ale ja po dłuższej przerwie odzwyczaiłem się od prowadzenia postaci Delsina i walka w jego skórze okazała się dla mnie kłopotliwa.

Moja przygoda z tą grą zakończyła się bardzo szybko. I Twoja zapewne również szybko się skończy. inFamous First Light to gra na długi weekend. Jest to taki solidny, intensywny średniak. Dokłada swoją cegiełkę do serii inFamous, ale pomimo wszystko liczyłem na więcej. Zakupu nie żałuję, bo dałem za ten tytuł 25 zł. 60 czy 80 zeta, czyli tyle ile kosztują pudełka, już by mnie zabolało. Inwestuj na własną odpowiedzialność. Smile
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#2
mam platynke z podstawki i dodatku, obie gierki genialne @@
czekam na kolejna czesc
[Obrazek: spaidi1987.png]
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Dying Light Spaidi 12 5787 19-01-2017, 11:59
Ostatni post: GRYzonie
  InFamous: Second Son Kraszu 9 3649 30-12-2015, 09:24
Ostatni post: Kraszu
  Dying Light - dzielony ekran Gedlanek 1 4479 23-07-2015, 08:53
Ostatni post: Spaidi

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości