19-03-2013, 16:43
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19-03-2013, 16:45 przez PaultheGreat.)
Nie można popadać ze skrajności w skrajność. Tak jak zbyt niski poziom trudności i nafaszerowanie gry ciągłym sekwencjami QTE w niektórych nowszych pozycjach można rozpatrywać przez pryzmat wady, tak brak checkpointów i możliwości zapisu naszych postępów oraz archaiczny model rozgrywki nie jest czymś idealnym z punktu widzenia przeciętnego gracza (nie casuala, nie hardcorowca, tylko najzwyklejszego gracza). Przykładowo w "Medal of Honor: Frontline" grało mi się bardzo przyjemnie za sprawą wylewającego się z ekranu wojennego klimatu, lecz jak przypomnę sobie ciągłe próby rozpoczynania danej misji od nowa ponieważ popełniłem głupi błąd pod samą końcówką, to już nie jest tak fajnie (tak, pluję do fragmentu w niemieckiej rezydencji, na zakończenie którego trzeba było skoczyć na pakę ciężarówki, a mi nie udało się w nią trafić
).
Lubię, gdy gra sprawia mi przyjemność za sprawą wciągającej fabuły, nietuzinkowego klimatu i stworzonego świata. Gdy dołożymy do tego satysfakcję z jej ukończenia i dawkę adrenaliny z niej wynikającą - przykładowo możliwość spadnięcia w przepaść podczas pokonywania przeszkód terenowych w serii "Prince of Persia", strach przed wykryciem naszego bohatera przez strażników w "Splinter Cell", czy też typowa świadomość zagrożenia ze strony wroga(/przeciwnika w sportówkach i wyścigówkach) w niemal każdej grze - wtedy jest bardzo dobrze. Jednak utrudnianie życia graczowi za sprawą archaicznego i stricte hardcorowego poziomu trudności jest dla mnie strzałem w stopę ograniczającym delektowanie się wspaniałością i miodnością danej pozycji. Co z tego, że gra ma przepiękną oprawę audiowizualną i oferuje solidne doznania w sferze klimatu, fabuły oraz innych elementów rozgrywki, skoro jej przejście jest dla nas katorgą w postaci ogromnej ilości prób i ciągłych restartów misji, bowiem autorzy nie uwzględnili checkpointów i możliwości zapisu. Tym bardziej nie rozumiem tych najbardziej starych gier, w których trzeba zaczynać GRĘ od początku. Sam jestem typem gracza, który potrafi przejść trudny etap bezbłędnie i popełnić kuriozalny błąd w najbardziej banalnej czynności i momencie, dlatego też nie lubię gdy jestem ograniczony limitem zapisów lub brakiem tej opcji.
Jeżeli chodzi o casualizację i całą jej otoczkę, to również ubolewam nad tym zjawiskiem, aczkolwiek nie miałem z nim styczności ze względu na niemożność ogrywania tych najnowszych pozycji. W głównej mierze nie podoba mi się systematyczne bicie rekordów pod względem znikomej ilości czasu potrzebnego do ukończenia kampanii dla pojedynczego gracza. Mówiąc kolokwialnie gry stają się coraz krótsze, a mimo to kosztują tyle samo, a nawet drożej. W każdym razie wolę się nie na ten temat nie wypowiadać do czasu, gdy nie zagram w jakąś nowszą pozycję.

Lubię, gdy gra sprawia mi przyjemność za sprawą wciągającej fabuły, nietuzinkowego klimatu i stworzonego świata. Gdy dołożymy do tego satysfakcję z jej ukończenia i dawkę adrenaliny z niej wynikającą - przykładowo możliwość spadnięcia w przepaść podczas pokonywania przeszkód terenowych w serii "Prince of Persia", strach przed wykryciem naszego bohatera przez strażników w "Splinter Cell", czy też typowa świadomość zagrożenia ze strony wroga(/przeciwnika w sportówkach i wyścigówkach) w niemal każdej grze - wtedy jest bardzo dobrze. Jednak utrudnianie życia graczowi za sprawą archaicznego i stricte hardcorowego poziomu trudności jest dla mnie strzałem w stopę ograniczającym delektowanie się wspaniałością i miodnością danej pozycji. Co z tego, że gra ma przepiękną oprawę audiowizualną i oferuje solidne doznania w sferze klimatu, fabuły oraz innych elementów rozgrywki, skoro jej przejście jest dla nas katorgą w postaci ogromnej ilości prób i ciągłych restartów misji, bowiem autorzy nie uwzględnili checkpointów i możliwości zapisu. Tym bardziej nie rozumiem tych najbardziej starych gier, w których trzeba zaczynać GRĘ od początku. Sam jestem typem gracza, który potrafi przejść trudny etap bezbłędnie i popełnić kuriozalny błąd w najbardziej banalnej czynności i momencie, dlatego też nie lubię gdy jestem ograniczony limitem zapisów lub brakiem tej opcji.
Jeżeli chodzi o casualizację i całą jej otoczkę, to również ubolewam nad tym zjawiskiem, aczkolwiek nie miałem z nim styczności ze względu na niemożność ogrywania tych najnowszych pozycji. W głównej mierze nie podoba mi się systematyczne bicie rekordów pod względem znikomej ilości czasu potrzebnego do ukończenia kampanii dla pojedynczego gracza. Mówiąc kolokwialnie gry stają się coraz krótsze, a mimo to kosztują tyle samo, a nawet drożej. W każdym razie wolę się nie na ten temat nie wypowiadać do czasu, gdy nie zagram w jakąś nowszą pozycję.