Splinter Cell: Pandora Tomorrow
#1
Właśnie ukończyłem "Splinter Cell: Pandora Tomorrow", dlatego też pomyślałem sobie, że podzielę się z Wami moimi przemyśleniami na temat tej pozycji.

Słowem wstępu chciałbym po raz kolejny przypomnieć, iż w "Pandora Tomorrow" dane mi było zagrać kilka lat temu na moim leciwym już wtedy pececie. Jeżeli dobrze pamiętam zakupiłem jakieś growe czasopismo, do którego dołączona była płytka wraz ze wspomnianym szpilem. Była to moja pierwsza i jak na razie jedyna styczność z serią sygnowaną nazwiskiem Toma Clancy'ego, a mimo tego polubiłem ją i jej głównego bohatera (co zresztą możecie zauważyć po moim awatarze Wink) Z tego też względu kupno tej pozycji stanowiło swoistą sentymentalną podróż w czasie - za młodu gry nie ukończyłem, dlatego tym bardziej chciałem ją ograć i dokończyć, co zacząłem.

Największym plusem tej pozycji jest bez wątpienia szpiegowski klimat, który podkreśla ścieżka dźwiękowa reagująca na sytuację panującą na ekranie i poczynania gracza. Nieraz serce zacznie nam bić mocniej, gdy będziemy się obawiać, że zostaniemy wykryci przez przeciwników i będziemy musieli zaczynać misję od początku/checkpointu. Pozycja ta potrafi wywołać u gracza skrajne emocje. Nie sposób nie wspomnieć o zachęcającej fabule i przemyślanych misjach obfitujących w ciekawe zadania. Głównym antagonistą jest Suhadi Sadono dowodzący organizacją sprzeciwiającą się umieszczeniu przez Amerykanów baz wojskowych w Timorze Wschodnim (ach, ci źli Jankesi). W sumie ciężko jest mi wskazać tą najlepszą misję, bowiem praktycznie rzecz ujmując, każda z misji posiada coś charakterystycznego bądź widowiskowego, co mi się spodobało.

[spoiler]Bardzo ciekawa była misja w Jerozolimie, o której wspominałem w wątku ogólnym dotyczącym serii. Przede wszystkim spodobał mi się moment, w którym trzeba iść za agentką Szin Bet i ukrywać się przed wzrokiem policjantów, a na końcu zabić wspomnianą agentkę.

Kolejnym ekscytującym etapem była seria misji w Indonezji - przede wszystkim misja w Kundang i śledzenie Sadono w drodze do jego rezydencji oraz późniejsze wysłuchanie jego rozmowy telefonicznej. Oprócz tego należy wspomnieć o eksploracji okrętu podwodnego podczas jednego z etapów w Komodo (pierwsze skojarzenie - "Polowanie na Czerwony Październik" Wink).[/spoiler]

Jak już wspomniałem, Sam Fisher to jeden z moich ulubionych bohaterów z gier wideo. Sprawia on wrażenie człowieka obdarzonego stoickim spokojem, stonowanego i cierpliwego, co jest niesłychanie ważne w jego zawodzie. Posiada szeroki zakres ruchów, a na misje zabiera bardzo przydatne i efektowne zabawki, które służą odwracaniu uwagi strażników lub ich eliminowania. Fisher potrafi wspinać się po wszelkiego rodzaju rynnach, skakać od ściany do ściany niczym Książę z innej serii Ubisoftu. Oprócz tego bohater posiada bardzo charakterystyczny, niski i dźwięczny głos, dzięki czemu staje się bardziej charakterny.

Reasumując. "Splinter Cell: Pandora Tomorrow" uważam za grę bardzo dobrą, której ogrywanie zostanie w mej pamięci na długo. Co ciekawe jest to kolejny tytuł ze stajni Ubisoft, który przypadł do mojego gustu. Myślę, że "Chaos Theory" oraz inne pozycje tego studia zostaną ograne przeze mnie w tym roku.
[Obrazek: PaultheGreatPL.png]
Odpowiedz
#2
Trochę krótko opisałeś przebieg i mechanizmy rozgrywki, gdybym nie grał wcześniej w żadną część przygód Fishera, nie wiedziałbym na czym prócz skradania zabawa polega.
Seria z pewnością była kiedyś bardzo ceniona, choć ostatnimi laty jej blask nieco przygasł. Ja osobiście miałem okazję zagrać jedynie w Conviction, choć gdzieś w odległych planach mam zamiar zaliczyć całą serię, głównie za sprawą cenionego i wychwalanego Chaos Theory. Nie jestem szczególnym zwolennikiem skradanek, ale seria była niegdyś jednym z flagowych tytułów Ubisoftu, dlatego posiadając PS2 z pewnością warto zapoznać się z jej każdą odsłona.

Edit:
Paul, skoro lubisz skradanki, pomyśl nad którąś częścią Hitmana.


==================================
Edit:
22.03.2013
Mam za sobą pierwszy kontakt z Pandora Tomorrow. Od godziny ~22 do 1.30 udało mi się ukończyć zaledwie 3 misje, gra jest dość wymagająca. Moje pierwsze kroki z Samem były ciężkie - od razu po rozpoczęciu gry, rzuciła mi się w oczy kiepska (a właściwie żadna) praca kamery i trudne sterowanie. Postacią w cztery strony świata kierujemy za pomogą lewego analoga, obraz obracamy za pomocą prawego. Z początku jakoś trudno było mi się przyzwyczaić do tego, że kamera nie obraca się za postacią i zawsze stoi w miejscu. Z czasem oczywiście się przyzwyczaiłem, ale jako gracz urodzony z padem (tym od Pegazusa) w ręku, przez chwilę miałem dziwne wrażenie, że trzymam Dualshocka w ręce po raz pierwszy w życiu.

Krótka lecz treściwa misja treningowa i zostajemy rzuceni na głęboką wodę. Fisher jak wszyscy wiemy jest tajnym agentem, nasze zadania polegają więc w dużej mierzenie na skradaniu się, wykradaniu danych, przesłuchiwaniu, unicestwianiu, wkradaniu do różnych miejsc. Wszystko oczywiście najlepiej jest robić w towarzystwie ciszy i cienia, nasze działania powinny pozostać bowiem niezauważone. W tym celu możemy pomagać sobie na kilka sposobów, np. niszcząc źródła światła czy strzelajac do kamer. Sam jest wyposażony w broń do cichego działania, zawsze nosi ze sobą pistolet z tłumikiem oraz noktowizor i gogle termiczne w jednym. Te oczywiście przydają się do pracy w całkowitych ciemnościach, dzięki nim możemy poznać pozycję wroga, wyśledzić obraną przez niego trasę i przyczaić się w odpowiednim miejscu w celu unicestwienia oponenta. Ważne jest aby ciała przeciwników ukrywać w cieniu, w przeciwnym razie możemy wywołać alarm jeżeli 'śpiący' na warcie wróg zostanie odnaleziony przez kolegów...
Z początku ciężko mi było wypracować taktykę i co chwilę zdradzałem swą obecność, a w takim wypadku grę rozpoczynamy od checkpointu. Te na szczęście rozstawione są co kilka pomieszczeń, nie musimy więc powtarzać długich fragmentów ciągle na nowo.
Jak do tej pory misje były zaprojektowane ciekawie, każda z nich miała kilka pomysłowych momentów. Są momenty w których mamy trochę swobody i sami możemy wypracować taktykę na konkretną lokację, ale są również i takie, w których twórcy z góry ustalili jak należy dany etap rozwiązać. Małym zaskoczeniem było dla mnie miejsce w którym musieliśmy przemieszczać się w świetle reflektora, aby pozostać niezauważonym dla wyposażonego w noktowizor przeciwnika. Zwykle jakiegokolwiek blasku należy się wystrzegać, a tu niespodzianka...

W tej grze 'ostatni' nie musi gasić światła, Fisher z pewnością zrobi to za niego. Póki co gra mi się bardzo przyjemnie (co w tym przypadku nie znaczy bezstresowo), jutro w nocy zamierzam kontynuować rozgrywkę.
Odpowiedz
#3
Mr.Q napisał(a):Moje pierwsze kroki z Samem były ciężkie - od razu po rozpoczęciu gry, rzuciła mi się w oczy kiepska (a właściwie żadna) praca kamery i trudne sterowanie. Postacią w cztery strony świata kierujemy za pomogą lewego analoga, obraz obracamy za pomocą prawego. Z początku jakoś trudno było mi się przyzwyczaić do tego, że kamera nie obraca się za postacią i zawsze stoi w miejscu.

Być może kwestia przyzwyczajenia czy skoordynowania ruchów dłoniSmile W Splinter Cell akurat takie rozwiązanie od razu mi się spodobało i jak dla mnie sprawdziło się wyśmienicie - łatwo można się zorientować w terenie, co się dzieje wokół, prześledzić ruchy wrogów nawet podczas skradania się i wykorzystać to do cichego wyeliminowania pacjenta. Podążająca za postacią kamera raczej by troszkę ograniczała pole widzenia i nie wyobrażam sobie jej zastosowania, ot choćby w trakcie przylegania Sama do ściany, kiedy to prawą gałka możemy zrobić sobie ogląd na sytuację.
[Obrazek: Mlyneq.png]

[Obrazek: retronagazieuserbar.jpg]
Odpowiedz
#4
Ja na ten przykład miałem na początku problem ze skradaniem. Jakoś ciężko mi było trzymać lekko przechyloną lewą gałkę do przodu (we wcześniej ogranych grach przechylałem ją do samego końca). Jednak po przyzwyczajeniu się do tego rozwiązania, dostrzegłem jego skuteczność. Dla porównania w wersji na PC nie było analogowego chodzenia i byliśmy zmuszenia do zmieniania szybkość chodu naszego bohatera. Być może jest to bardziej komfortowe dla palców, aczkolwiek mało skuteczne i nie tak płynne jak podczas sterowania padem. Wszystko dlatego, że skradając się po cichu czasem trzeba ździebko przyspieszyć by móc dogonić strażnika, który szybko zmienia miejsce patrolowania.
[Obrazek: PaultheGreatPL.png]
Odpowiedz
#5
Była 3:09 nad ranem. Właśnie udało mi się ukończyć mój pierwszy Splinter Cell na PS2, a jest nim część o dźwięcznym podtytule 'Pandora Tomorrow.
Fabuła gry jest ciekawa i wciągająca. Agent specjalny Sam Fisher zostaje wysłany do amerykańskiej ambasady w Timorze Wschodnim, która to została przejęta przez organizację dowodzoną przez niejakiego Sadono, w zemście za umieszczenie w Timorze baz wojskowych. Jednym z naszych pierwych zadań jest zdobycie tajnych danych z palmtopa niejakiego Shetlanda. Fisher wchodzi w posiadanie tajemniczego e-maila, napisanego przez człowieka zwanego Upokorzonym Pingwinem. Po dokładnej analizie jego treści, zostajemy wysłani do laboratoriów kriogenicznych, w których ma odbyć się tajne spotkanie zaaranżowane przez naszych przeciwników. Okazuję się, że laboratoria zostały przejęte przez najemników, a nasz Pingwin wykradł z nich urządzenia ND-133, mogące utrzymać temperaturę -140'C. Ewidentnie coś się dzieję, ale więcej wam nie zdradzę. Dodam tylko, że fabuła jest zdecydowaną zaletą Pandora Tomorrow a jej odkrywanie dostarczy licznych wrażeń.
Moje problemy ze sterowaniem (o których pisałem wcześniej) szybko poszły w niepamięć, opanowałem sztukę kierowania Fisherem bez większych problemów. Gra wywarła na mnie wrażenie bardzo pozytywne - jest lepsza niż się spodziewałem. Mimo długiego odwlekania i braku szczególnego zainteresowania serią, w końcu udało mi się za ten tytuł wziąć. I nie żałuję...
Pandora Tomorrow jest pełna emocji i stresu, przez co zapewne nabawiłem się niejednego siwego włosa. Gra jest dość napięta - niektóre etapy są bardzo ciężkie i wymagają wprawy oraz opracowania taktyki. Aby przejść przez pomieszczenie niezauważonym, często trzeba będzie szczegółowo zapamiętać nie tylko ilość przeciwników w danej lokacji, ale także ich pozycję i trasę patrolu którą obierają. Kolejnym ważnym elementem jest cień i powolny krok w pozycji schylonej. W świetle nasza obecność jest wykrywana bardzo szybko, należy więc ukrywać się za elementami otoczenia, czaić się w kątach, czy niszczyć źródła światła, co często staje się wysłaniem wrogom sygnału o naszej obecności. Nie raz po ciele przechodził mnie dreszcz, gdy kolejni przeciwnicy mijali o krok głównego bohatera, przyczajonego w ukryciu. Przechodzenie kolejnych lokacji bez alarmowania kogokolwiek jest zadaniem wymagającym opanowania, precyzji i oczu dookoła głowy, ale dostarcza ono ogromnej satysfakcji gdy rzeczywiście uda nam się przejść cały etap niezauważonym.
Czasem jednak taka metoda jest wręcz niemożliwa i musiałem uciec się do sposobu na 'przyczajonego geparda'. Fisher może przeciwników ogłuszać uderzeniem, zakradać się od tyłu i pochwycić z pistoletem przyłożonym do głowy, czy poczęstować nabojem ze środkiem usypiającym. 'Ciche unicestwienie' obsypanego wrogami pomieszczenia również jest satysfakcjonującym dokonaniem. Ciała przeciwników należy natychmiast wynosić lub ukrywać w cieniu, inaczej mogą zostać zauważone przez patrolujących teren przeciwników, a to skutkuje wszczęciem alarmu. Arsenał którym dysponujemy jest dość pokaźny. Mamy pistolet i karabin z tłumikiem. Ten drugi jest w stanie strzelać pociskami zarówno normalnymi jak i usypiającymi, a także bajerami typu bezprzewodowe kamery, dzięki którym możemy zbadać sytuację w pomieszczeniu za rogiem, bez konieczności wychylania się.
Dużą rolę odgrywają się już kultowe gogle sama. Umożliwiają mu one widzenie w ciemnościach, a także szybkie wypatrzenie przeciwników dzięki opcji termiki. Ta druga wersja pozwala nam również zobaczyć ukryte w ziemi miny, które dzięki nim możemy bezpiecznie ominąć. Kolejnym przydatnym urządzeniem jest pistolet pozwalający unicestwić kamery na pewien czas, co pozwala nam przemykać pod nimi niezauważonym.
Gra podzielona jest na 8 misji, których poziom momentami jest nieco nierówny. Niektóre z nich są świetnie zaprojektowane, emocjonujące i pomysłowe, inne zdają się być trochę nieprzemyślane. Szczególny skok jakościowy widoczny jest między kapitalną misją trzecią w której to lądujemy w pędzącym pociągu, a nieco mizerną misją piątą, rozgrywającą się w Kundangu. Ta misja nie przypadła mi do gustu, choć Paul wymienił ją wśród swoich ulubionych, jest to więc tylko osobiste moje odczucie. Natomiast zgadzam się z Paulem w wprzypadku Jerozolimy, ta misja również i mnie się bardzo podobała.
Tytuł szybko się nie kończy – misji niby nie jest szczególnie dużo, ale niektóre z nich można przechodzić godzinami. Ukończenie etapu 7 i 8 zajęło mi ponad... cztery godziny! Śmiało można więc inwestować w oryginał nie obawiając się, że grę uda nam się ukończyć w jeden intensywny wieczór...

Pandora Tomorrow wywarła na mnie wrażenie bardzo pozytywne, z pewnością wkrótce sięgnę po kontynuację. Cieszę się, że zabrałem się za ten tytuł.
Odpowiedz
#6
Wkręciłem się na dobre w szpiegowskie klimaty i jestem mniej więcej w połowie gry. Wczoraj zdaje się, że ukończyłem misję w Jerozolimie. Podpisuję się pod powyższymi opiniami na temat gry.

Q z początku psioczył nieco na sterowanie, a później się nawrócił. Od siebie zdecydowanie dodam, że sterowanie zaimplementowane w „Pandora Tomorrow” jest praktycznie doskonałe i nie mam co do niego żadnych zastrzeżeń. W pełni obracalna kamera, sterowana ręcznie za pomocą prawego analoga, to jedno z najwspanialszych dokonań ludzkości. I o ile ta teza może być szybko obalona na przykładzie gier akcji, tak w skradankach znajduje swoje potwierdzenie. Tutaj wspomniane rozwiązanie spisuje się znakomicie i pozwala na niczym nie skrępowane działania.
Jedyne do czego można się na siłę przyczepić, to opcja skradania, o której wspominał Paul. Delikatnego wychylania lewego analoga trzeba się po prostu nauczyć i wyczuć pada. Dla jednych będzie to wada, dla innych, w tym dla mnie, zaleta. Ci drudzy zapewne potwierdzą, że zabieg ten powoduje przyjemny dreszcz emocji i efekt „drżącego kciuka” podczas próby zajścia od tyłu (wiem, że głupio to brzmi, ale cóż począć?).

Jeżeli podobała wam się PT, to i w jedynce powinniście się odnaleźć. Gameplay jest bowiem bliźniaczo podobny. W zasadzie obie gry na pierwszy rzut oka wyglądają identycznie. Po kilku sesjach, które zaliczyłem, na korzyść Pandory przemawiają dwie kwestie:
1) Bardziej podchodzą mi lokacje w tej części. Twórcy częściej rzucają gracza na otwarte przestrzenie. Jest tutaj trochę więcej roślinności i swobody. Jedynka jest bardziej sterylna, chłodna i zamknięta. Nie jest to jednak kolosalna różnica i pierwszy Splinter naprawdę nie ma się czego wstydzić.
Uczciwie trzeba przyznać, że obie gry wyglądają już w tych czasach przestarzale. Gameplay jednak ciągle jest miodny i wyjątkowo wciągający. Każdą posiadówkę przed konsolą kończyłem po kilku godzinach grania.

2) W tej części naprawiono cholernie irytujący błąd, który występował w pierwowzorze. Mianowicie – chodzi o otwieranie drzwi z balestem. Ogłuszasz strażnika i rzecz jasna musisz go gdzieś teraz skitrać w ciemnym kącie. Najlepszy do tego będzie cichy zakamarek w poprzednim pomieszczeniu. W tym momencie zaczynał się rytuał. Zarzucałem sobie zwłoki na garba, podchodziłem do drzwi, zrzucałem z siebie ciało, otwierałem drzwi, zarzucałem ciało ponownie na garba i dopiero przechodziłem przez drzwi. Czasami zdarzało się również, że nie zdążyłem ponownie podnieść ciała, a drzwi się zamykały. W żyłach buzowało, usta toczyły pianę! A w Pandorce podbijam sobie na luzaku do wrót i od razu mam opcję „Open door”. Beta testerzy pracujący przy jedynce powinni za to dostać po łapach.

Po raz kolejny niezwykle rajcujące są zabawki, którymi dysponuje Fisher. Szczególnie karabinek szturmowy ze swoimi modyfikacjami potrafi cieszyć. Bardzo podoba mi się w nim opcja zoom’u i dwukrotnego przybliżenia przed strzałem. Świetnie spisuje się to na polu walki. Nawet małe żarówki w oddali można bez problemu gasić wykorzystując tego zoom'a. Piękna sprawa.

Na plus zaliczam również zabieg twórców, którzy temperują graczy z duszą Rambo. Ja również się do nich stety, niestety zaliczam. Kiedy tylko mogę, to nie oszczędzam gadżetów, a wówczas trup gęsto się po kątach ściele. Regularnie jednak pojawiają się misje, w których tego typu działania są zabronione. Nawet jeżeli sprzedasz cichą kulkę strażnikowi, kiedy nikt nie widzi, misja momentalnie się kończy, a Fisher dostaje reprymendę od dowódcy. Wówczas trzeba zapędy chojraka schować do kieszeni i zadania wykonywać jak na konesera skradanek przystało.
I dobrze. Czasami fajnie jest się poczuć cichym ninja, assassin’em, przyjecielem cienia.

Przede mną druga część gry. Póki co jest bardzo dobrze.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#7
Gra genialna swego czasu miałem całą trylogie w kolekcjonerce, w końcu Sam przeszedł z działań w terenie zurbanizowanym do misji w mniej miejskich klimatach. Pistolet w końcu doczekał się największego usprawnienia jakie mógł dostać, a mianowicie celownika laserowego czego bardzo brakowało w 1 części. Historia wciągająca zresztą do tego przyzwyczaiła nas seria, najbardziej w pamięć zapadła mi scena zdrady kolegi Sama. Jeżeli podobała wam się 2 część to Chaos Theory spodoba się wam jeszcze bardziej jest dłuższe, ma moim zdaniem najlepszą historię w serii no i w końcu "Rybak" dostał nóż, przed każdą misją możemy wybrać jaki ekwipunek zabierzemy ze sobą. Double Agent był częścią dość kontrowersyjną większość misji dzieje się w biały dzień i gramy jako podwójny agent balansując między naszą agencją, a terrorystami. Była to1sza część oferująca wybory moralne i zostało to wykonane genialnie, generalnie przez większość gry nie miałem nawet 1 pocisku do broni ale być może była to wina gry na najwyższym poziomie. Splinter Cell Conviction ze skradanki zmienił się w grę akcji co było źle przyjętym przez fanów faktem mimo to grało się przyjemnie i z zapartym tchem śledziło kolejne misje agenta Sama Fishera, aczkolwiek gra aż prosiła się aby wrócić do starego stylu rozgrywki. Blacklist aktualnie czeka na swoją kolejkę do ogrania, gra podobno łączy w sobie cechy wszystkich poprzednich części i gracze grający na rambo i starzy wyjadacze znajdą coś dla siebie. Niestety w tej części nie zaangażowano Michael'a Ironhide'a co jest dla mnie bardzo wielkim minusem bo postać Sama Fishera była rozpoznawalna wlaśnie dzięki głosowi Pana Ironhide'a, gra ma dość dobre oceny także myślę, że będzie na pewno lepiej po kontrowersyjnym Conviction.
[Obrazek: Adek1989_PL.png]
[Obrazek: Adek1989_PL.png]
Odpowiedz
#8
Zakończyłem swoją przygodę z Pandorką. Grę przeszedłem dwukrotnie i w zasadzie nie mam się do czego przyczepić. Druga odsłona przygód Sama Fishera, to bardzo dobra, miodna skradanka. Gameplay jest zdecydowanie przystępniejszy względem serii MGS. Nie uświadczymy tutaj ciągnących się w nieskończoność alarmów, które zawsze irytowały mnie w Metalach. Wcale nie oznacza to jednak, że gra jest łatwa. Praktycznie każdy błąd gracza, każde wychylenia z cienia jest momentalnie obnażane, co kończy się szybkim zgonem Rybaka i koniecznością zaczynania zabawy od poprzedniego checkpointa. Te na całe szczęście są rozmieszczone dosyć sensownie i jak najbardziej sprzyjają graczowi.

Względem pierwowzoru, tak jak zresztą wcześniej wspomniałem, produkcja ta może się pochwalić zdecydowanie atrakcyjniejszymi lokacjami. Szczególnie podobały mi się etapy w drugiej połowie gry rozgrywane w dżungli. Miło było się poskradać wśród soczystej roślinności.
Gra jednak graficznie dupy nie urywa i ani razu nie doświadczyłem efektu wooooooow. Produkcja ta stawia bardziej na realizm i dlatego też Fisher na swojej drodze nie spotka żadnego odjechanego bossa. Brak tutaj również epickich akcji i scenek filmowych, które cieszą oko podczas ogrywania MGS. Pod tym względem gierki od Kojima Productions zdecydowanie wygrywają.

Pomimo wszystko jest to tytuł nadgryziony przez ząb czasu. Czas z kolei może sobie połamać wszystkie zęby próbując nadgryźć gameplay. Pod tym względem Pandorka jest ciągle znakomita i broni się po dziś dzień. Jak na rasową skradankę przystało jest to gra dla cierpliwych. Nerwowy raptus w tym szpilu się nie odnajdzie. Za jakiś czas oczywiście sięgnę po kolejnego Splinter’a, bo całościowo uważam gry z tej serii za bardzo dobre.
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#9
Cieszę się, że zamierzasz ograć "Chaos Theory". Tytuł ten jest jedną z najlepszych gier, w które miałem okazję zagrać na PS2 i mam z nim same pozytywne wspomnienia (nie licząc nieudanych prób przechodzenia danej sekwencji oczywiście Smile). Względem poprzedniczki mechanika została znacząco usprawniona, dodano kilka ficzerów, gadżetów dla Rybaka, czy chociażby polepszono animację poruszania się bohatera, co bardzo pozytywnie wpłynęło na komfort rozgrywki i jej przystępność. Dochodzą do tego również świetnie wyreżyserowane sekwencje, które mogą zachwycić widowiskowością.
[Obrazek: PaultheGreatPL.png]
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Splinter Cell Double Agent - co o nim sądzicie? mucha 10 5221 15-12-2010, 15:25
Ostatni post: SlimBouter

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości