W końcu postanowiłem zabrać się za Ground Zeroes na poważnie, pomijając wcześniejsze kilkuminutowe wypady, których celem było obadania gierki. Póki co pograłem jakieś cztery, może pięć godzin i ledwo zbliżyłem się do jednego z celów misji GZ (widziałem pewną osóbkę zawieszoną na łańcuchach, którą podziwiać można było na trailerku. Tak sądzę, że to była ta postać hehe). Czemu tak długo? Ano raz, że wciskałem swój wścibski nos gdzie się da, a muszę nadmienić, że nie wszędzie jak narazie wlazł; dwa wszystkich oponentów musiałem/muszę wpierw przesłuchać; trzy, gdy któryś delikwent mnie spostrzegł ładowałem save'a, bo kurna muszę przejść to niezauważonym Chrystepanie. Jakie wrażenia? Inne niż dotychczas z jakimi miałem do czynienia. Na początku poczułem się troszkę nieswojo - brak paska energii, brak radaru (w jakiejkolwiek formie, które były ciut inne, różniły się przez przekrój sagi), brak charakterystycznego wyboru broni czy itemów pod spustami. To wszystko sprawiło, że jakoś tak troszkę trudniej mi się na początku grało, czego potwierdzeniem były częste alarmy. Damn, przeciwnicy łatwo wyczuwają czyjąś obecność - czy to z dalszej odległości, czy to usłyszą hałas ekwipunku gdy biegniemy. No chyba że to ja lamiłem. Tak czy siak przemodelowana mechanika imo wychodzi na plus, że wspomnę tu chociażby o taszczeniu ciał, które stało się bardziej przystępne - Snejacz zarzuca truchło na bary i znacznie szybciej je niesie niż poprzednio. Ruchy bohatera, w tym przede wszystkim sprint są o niebo lepsze, podobnie jak ich animacje. Muszę stwierdzić także, że tagowanie i widzenie przeciwników przez ściany, do których podchodziłem sceptycznie nieraz uratowało mi skórę, gdyż często wpadałem na "nieoznaczonych" strażników. Trudno mi było ich dojrzeć, jeśli Ci znajdowali się nieco dalej. Albo to wina towarzyszącej, brzydkiej jak baba jaga pogody i gęstego deszczu albo znów to moja wina i po raz kolejny lamiłem. Jednooki wężu ma sporo możliwości, zaś mocno się uśmiechnąłem, gdy zasiadłem za sterami powiedzmy naszego rodzimego Rosomaka

Ogólnie rzecz biorąc Ground Zeroes jak narazie dostarczyło mi nieco innego doświadczenia jeśli chodzi o cykl szpilów Kojimowskiego i odniosłem także wrażenie, że sama gra jest jakby taka dojrzalsza na tle pozostałych. No tak to ujmę. Jak zaliczę całość, to pewnikiem coś dopiszę.