Metro: Last Light
#1
Zawsze tak mam, że jak jakaś gra mi się bardzo spodoba to muszę o niej co nieco napisać. Smile Nie pisze zbyt często, dlatego w tym jednym tekście mam chęć "wylać" swoje spostrzeżenia na wirtualny papier. Tak więc dzisiaj zajmę się grą Metro: Last Light. Gra jest dostępna w PS+, a grałem w nią stosunkowo mało, bo gdzieś około 4h (tak więc nie miejcie pretensji Wink ). Możliwe, że część z was miała już styczność z tym tytułem, ale na pewno jest wiele osób, które w ogóle o tej grze nie słyszały. Metro: Last Light jest to pierwszoosobowa strzelanka typu FPP, sequel Metro: 2033. Cała akcja gry dzieje się w postapokaliptycznym świecie, zniszczonym przez nuklearną wojnę. Fabuła oparta jest o serie powieści rosyjskiego autora Dimitrija Głuchowskiego.
Oczywiście jak na nuklearną apokalipsę przystało większość miast została zrównana z ziemią. Jedynie garstka ludzi przeżyła i postanowiła ukryć się w ulokowanych pod ziemią tunelach metra.
W grze wcielamy się w Stalkera o imieniu Artem. Jest to także główna grywalna postać w Metro: 2033. Praktycznie o głównym bohaterze nie wiemy nic. Intro do gry jakoby przedstawia jego wersję historii oraz całego początku apokalipsy, jednak informacji o nim samym jest mało. Niestety nie grałem w pierwszą część, a sequel, tak jak wspomniałem wcześniej grałem na razie około 4h.
Dobra, zostawmy głównego bohatera w spokoju, bo o nim to najmniej chciałem napisać. Wink Największe wrażenie wywarł na mnie gameplay. Jest po prostu miodny. Rozgrywka jest hybrydą survival horroru, skradanki i klasycznego szprycowania wrogów ołowiem. Smile Zapewne większość z was zainteresuje temat sekwencji skradankowych. Jeśli pominąć fakt, że w pewnych lokacjach skradanie jest opcjonalne i do tego nieźle oskryptowane (takie dziwne połączenie) jest to jeden z niewielu tytułów, w których skradanie mnie wciągnęło. Świetnie pomyślana mechanika, do tego nie głupi przeciwnicy (z tego co zauważyłem, jak na razie) powodują, że serwowany jest nam kawał dobrej i pomyślanej roboty. Jednym z ciekawszych rozwiązań jest możliwość wykręcania żarówek. Przeciwnicy z mniejszej odległości mogą nas zobaczyć, jeśli w pobliżu jakiegoś przejścia wykręci się żaróweczkę. Oczywiście jak na dobrego survival horror'a przystało dokuczać nam będzie ciągły brak amunicji, filtrów do maski gazowej i oczywiście apteczek. Na razie z mojej strony takowego problemu nie zauważyłem, aczkolwiek możliwe, że gra nabierze tempa i w późniejszych etapach nie będzie czasu (lub możliwości) na klasyczne zbieranie amunicji. Sekwencje typowo FPS'owe napotkamy zazwyczaj, gdy na naszej drodze pojawią się mutanty. Ciężko by było je zabijać po cichu, dlatego jest to oczywiste rozwiązanie. Nie chce się za długo rozpisywać, bo mógłbym jeszcze dużo napisać, ale tylko do pomne o tym, że w grze występują trzy (?) frakcje: faszyści, komuniści i jeśli można ich tak nazwać osoby neutralne. Wink Napiszcie poniżej co wy sądzicie o Metro: Last Light i jakie są wasze spostrzeżenia. Wink Jeśli podczas dalszej rozgrywki pojawi się coś ciekawego i nowego na pewno napisze o tym. Wink Joł pis lof \m/
Odpowiedz
#2
LL na pewno jest łatwiejsze od 2033, gralem w obydwie czesci, przechodzilem na tych samych poziomach trudnosci. LL bylo prosciej ukonczyc, anizeli 2033.


To z iPada na Tapatalk
[Obrazek: 18126.png]
Odpowiedz
#3
Naszło mnie na nadrabianie zaległości plusowych toteż metodą szybkiego strzału padło na właśnie Metro: Last Light. Już sam klimatyczny początek, kiedy koleś łamaną angielszczyzną duka co też stało się obecnie ze światem. A stało się to, że doszło do ogólnoświatowego kataklizmu w wyniku zrzucenia bomb atomowych. Grupka rusków ukrywa się w metrze i wychodzą tylko wtedy, kiedy muszą. Dochodzą do tego jeszcze jakieś mutacje, stwory zwane Cieniami, ale nie będę wchodził w szczegóły, bo dopiero co tytuł zacząłem i najzwyczajniej w świecie ich nie znam. Ale klimacior jest i to konkretny. Wystarczy, że idziemy przez metro, otwierają się przed nami kolejne drzwi, a reszta "pasażerów" rozmawia sobie czasem do nas zagadując. Wszędzie smród, brud, szaruga i ogólnie jakbym miał wyobrazić sobie miejsce/bunkier po wybuchu wojny to pewno podobnie by wyglądało. Wybieramy sobie broń, można ją wypróbować i dostajemy zgodę na wyjście na zewnątrz tylko z 1 towarzyszem, a właściwie to towarzyszką.

Wyjście na powierzchnie wiąże się z założeniem specjalnej maski, co jeszcze głębiej pozwala wejść w ten pierwszorzędny klimat. Świat nie przypomina w niczym tego nam teraźniejszego. Wszystko zdewastowane, szare i nieciekawe, choć ma to swój urok. Bieg po kałuży sprawia, że na masce osadzają się jej krople, podobnie z krwią. Za chwilę urwie nam się kontakt z rzeczywistością i trafiamy do... niemieckiej niewoli. Jako Ruski będziemy teraz walić Niemców, coś pięknego. Nie będę dalej tego ciągnął, w każdym razie strzela się niezwykle soczyście. Możemy ze sobą nosić 3 bronie z każdego rodzaju po jednym i jak na ruskie standardy przystało przykładowo "karabin" może nam się zaciąć, a każde przeładowanie czegoś w rodzaju shotguna będzie się wiązać ze sporym stresem. Kolejne króciutkie fragmenty także rozgrywałem pod ziemią, gdzie nieodzownym elementem przy naszej spluwie będzie także latarka. Dodając do niej laserowe celowniki wrogów i okazjonalne żarówki dostajemy istną feerię barw. Żarówki można wykręcać i tym samym utrudniać Niemcom nasze zlokalizowanie uskuteczniając rzucanie w niczego nieświadomych nazistów nożami. Jestem dopiero na początku wyprawy, a co mogę jeszcze dorzucić to to, że łatwo się zapultać i nietrudno o śmierć w tych zaciemnionych pomieszczeniach. Nie ma czasem nawet za bardzo gdzie się schować czy wycofać i jesteśmy wystawieni na ogień z kilku źródeł. Inna sprawa, że w jednym miejscu było tak konkretnie ciemno, że dopiero dzięki rozjaśnieniu na maksa obrazu w grze byłem w stanie go przejrzeć (a konkretnie to podążać za naszym kompanem). Nasz bohater, czyli Artem milczy jak grób nawet kiedy inni gadają do nas jak najęci. "Odzywa się" tylko w postaci kilkuzdaniowych notatek pomiędzy kolejnymi poziomami. Może się potem wyjaśni, że jest niemową i to taki zwrot akcji i dlatego może gadać ze wspomnianymi stworami. Nie wiem, póki co nie wnikam, bo fabuła i sposób jej prowadzenia to zupełnie nowa jakość. Aż narobiłem sobie ochoty na książkę, dzięki której gra powstała.
You wanna play games? Okay, I'll play with you. You wanna play rough? Okay! Say hello to my little friend!

[Obrazek: montana_pl89.png]
Odpowiedz
#4
Po Ang nie ma klimatu,dobrze zagrac z Rosyjskim dubbem, tyle ze za duzo sie nie ogarnie...
[Obrazek: 18126.png]
Odpowiedz
#5
krzysiekao napisał(a):Po Ang nie ma klimatu,dobrze zagrac z Rosyjskim dubbem, tyle ze za duzo sie nie ogarnie...

A to nie można włączyć sobie rosyjskiej ścieżki dźwiękowej i angielskich napisów?
[Obrazek: YU6rXCy.png]

Posiadane konsole

PlayStation One SCPH-102 z Modchipem
PlayStation SCPH-9002 z Modchipem
PlayStation 2 SCPH-75004 z ModBo Chip
PlayStation Portable E1000 (CFW 6.60 PRO C)
PlayStation 3 CECH-2003B (REBUG 4.81 CEX COBRA 7.5)

Aktualnie ogrywane:
Loop Hero
Hotshot Racing
Odpowiedz
#6
Można, są nawet polskie, co by nie mówić bardzo dobre napisy. Tak mówisz, bo przeklinają ;D Ale ogólnie ładnie wplecają też w nie rosyjskie słówka.
You wanna play games? Okay, I'll play with you. You wanna play rough? Okay! Say hello to my little friend!

[Obrazek: montana_pl89.png]
Odpowiedz
#7
Kratos napisał(a):Można, są nawet polskie

No to jeszcze lepiej. Pytałem o angielskie, gdyż jestem zwolennikiem nauki języka przez oglądanie filmów, granie w gry z napisami. Fajnie, że producenci dbają o takie szczegóły w swoich pozycjach.
[Obrazek: YU6rXCy.png]

Posiadane konsole

PlayStation One SCPH-102 z Modchipem
PlayStation SCPH-9002 z Modchipem
PlayStation 2 SCPH-75004 z ModBo Chip
PlayStation Portable E1000 (CFW 6.60 PRO C)
PlayStation 3 CECH-2003B (REBUG 4.81 CEX COBRA 7.5)

Aktualnie ogrywane:
Loop Hero
Hotshot Racing
Odpowiedz
#8
24.08.

Wróciłem w skażone moskiewskie tereny, bo w sumie zapomniałem, że tytuł zacząłem. Słabo u mnie z pamięcią, ale ja nie o tym. Tym razem trafiłem na nieco bardziej wymagający poziom. Upstrzony gęsto wrogami kawałek ziemi zmusił mnie do ukrywania się w cieniu i do czasu nawet nieźle mi to szło. Zabijanie pod osłoną bardziej kameralnych warunków jest banalnie proste. Podchodzimy najczęściej od tyłu do przeciwnika i kiedy celownik zmieni barwę na czerwoną to sygnał, że można nadusić , a reszta zrobi się sama. Nie ma praktycznie szans, żeby to schrzanić i oponent np. nam się wyrwał. Przemykanie pomiędzy nieprzychylnymi nam jednostkami też nie jest jakoś przesadnie skomplikowane. Wystarczy jak to w tego typu sytuacjach wyczuć odpowiedni moment, kiedy strażnicy zaczną plotkować i wtedy można czmychnąć im pod nosem. W niektórych miejscach wyjście w pokojowy sposób jest wręcz wymuszane, bo inaczej po prostu się nie da z racji natłoku cymbałów gotowych wystrzelać nas jak kaczki. Nauczyłem się pilnować filtrów w maskach, które odgrywają w grze niebagatelną rolę. Wymagane są w najbardziej zanieczyszczonych miejscach, ale nigdy nie wiadomo kiedy takowe na ciebie trafi. Jeżeli nie będziemy się dostatecznie uważnie rozglądać i zbierać filtrów na zapas to możemy się potem nieźle zdziwić. Artem zaczyna ciężej oddychać i po kilku sekundach osuwa się na ziemię, a my wznawiamy grę od punktu kontrolnego.

Dalej zrobiło się mniej ludzko i wskoczywszy do pożyczonego cacka złożonego z części donoszonych przez uchodźców, jak się dowiedziałem, wyruszyłem w podróż na 4 kółkach z postojami co kilka minut. Lokacje nie są zbyt przyjazne i w niektórych miejscach aż mnie ciary przechodziły (świetna miejscówka na podobę psychiatryka). Ludzi tam co prawda nie stwierdzono, ale gdzie nie ma ludzi tam do akcji wkraczają różnego rodzaju mutanty. A w zasadzie to dwa rodzaje. Pierwsze panicznie się boją światła i to jedyna broń przeciwko nim. Przy okazji odwołuję to, co pisałem w temacie o pająkach. Nie są urocze, a i ciśnienie potrafią szybko podnieść. Szczególnie jak atakują nas w kilkoro, a nasza latareczka ogarnia tylko jeden z kierunków. Do tego skurczybyki są cwane i bardzo zwinne, że trzeba się nieco napocić, żeby złapać je na światło i skutecznie wyeliminować. Drugi typ mutantów najbardziej przeraża stary dobry ołów, ale i ci potrafią wyskoczyć znienacka i również zazwyczaj działają w grupkach, a sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że zadają sporo poważniejsze obrażenia.

Po dwóch rozdziałach zrobiłem sobie kolejną przerwę, bo ile można łazić po tych zatęchłych tunelach.

EDIT:

01.09.

Wróciłem do strefy śmierci i już częściej w pojedynkę przychodzi mi walczyć z coraz to dziwniejszymi stworami. Bagna, choć nie są jakoś imponująco rozległe, to sprawiają fenomenalne wrażenie! Bardzo niepewny grunt, w zasadzie nie wiesz co przyniesie ci następny krok, rozczłonkowany wrak samolotu, a to wszystko skąpane w szaroburej kolorystyce. Do tego zmutowane potworki atakują z każdej możliwej flanki. Jeżeli masz ich dosyć na lądzie to wystarczy, że zagapisz się na chwilę i porwie cię pod niebiosa pterodaktylowate coś. A potem będzie już tylko gorzej...

W zasadzie żadna z tych 2,5 gier, które do tej pory ograłem na PS3 (w tym trylogia Uncharted) nie napsuła mi jeszcze tylu krwi. W Metro: Last Light posuwam się dosłownie kawałek po kawałku. Cały czas żyjesz w stresie, bo nie wiesz co się czai za kolejnym wrzosowiskiem czy ścianą, bo nie wiesz czy starczy ci naboi czy nawet takich podstaw jak czystego powietrza. Z tego względu nie ma praktycznie czasu na anemiczne rozkoszowanie się widokami chyba, że masz ochotę kolejny rozdział zaczynać po raz 32. A tak się w moim przypadku zdarza. Z racji ograniczonego arsenału dużą uwagę trzeba przykładać do uważnej i przede wszystkim świadomej rozgrywki. Raz oglądasz się za apteczkami, filtrami do maski czy amunicją, a dwa musisz czuwać, żeby jakiś padalec 3 ciosami nie wysłał cię w zaświaty.

Klimacior już i tak gęsty pogłębiła nowa zabaweczka w plecaczku Artema, czyli noktowizor. Charakterystyczny zielonkawy odcień w ciasnych jaskiniach pasuje jak ulał do tej gry. Szczególnie jak musisz się zakradać pomiędzy zmutowanymi wrogami i modlisz się, żeby żaden się nie odwrócił jako, że naboi masz jak na lekarstwo. Od czasu do czasu gra pozwala na moment wyciszenia i głównie zaopatrzenia się czy to w nowe bronie lub ulepszenie starych czy to w nową amunicję. Niestety choć wybór jest dosyć spory to staniemy nie raz i nie dwa przed ciężkim dylematem. Ja dla świętego spokoju nie kupuję nic ;D Nie rozstaję się nawet z 3 posiadanymi pukawkami, które ładnie już dozbroiłem. Zresztą okazji do zamiany na inne nie ma zbyt dużo.

Fabuła prowadzona jest naprawdę fajnie, a jedyny szkopuł jest taki, że ten cholerny Artem w ogóle się nie odzywa! Troszku dziwnie to wygląda jak ktoś próbuje go zagadać, zadaje pytania, a ten milczy jak cmentarz o północy. Przemawia w notatkach pomiędzy rozdziałami, ale to go w niczym nie ratuje.
You wanna play games? Okay, I'll play with you. You wanna play rough? Okay! Say hello to my little friend!

[Obrazek: montana_pl89.png]
Odpowiedz
#9
Od kilku dni ogrywam właśnie Metro: LL i podobnie jak Kratos, stawiam powoli kolejne kroki w podziemiach Moskwy. Oglądam przy tym wszelkie zakamarki stacji i nieraz się mocno zaskoczyłem tym, co zaserwowali mi twórcy. Ukończyłem dopiero rozdział Rewolucja, ale jak do tej pory klimaciorem gra mnie kupiła w całości. Ale do rzeczy Smile

Kratos napisał(a):Zabijanie pod osłoną bardziej kameralnych warunków jest banalnie proste.

Dodatkowo przez to sama gra jest łatwa, a gram na normalu. Od początku "Metro" przechodzę cichaczem i wszelkich ludzkich przeciwników ogłuszam (nie zabijam). Ich inteligencja pozostawia sporo do życzenia, bo jeśli nawet wyjdzie się z cienia i pacjent coś tam zauważy, to wystarczy szybko się z powrotem schować, zaś delikwent nie jest skory, aby głębiej powęszyć. Wykręcanie żarówek też nie wzbudza ich czujności. Przynajmniej nie zauważyłem tego. Jedyne alarmy jakie wszcząłem, to przez przypadkowe wypalenie z giwery.

Kratos napisał(a):Nauczyłem się pilnować filtrów w maskach, które odgrywają w grze niebagatelną rolę.

No, na tym to się przejechałem podczas rozdziału z Pawłem (swoją drogą skurwesyn Smile) i tym wrakiem samolotu. Moje niuchanie każdego kąta sprawiło, że nie wiem kiedy te się zużyły, pomimo nawet tego, że kilka ich tam po drodze znalazłem. W każdym razie pod koniec tego chaptera, Artiomka nie miał już czym oddychać, a że niefortunnie nadpisał mi się checkpoint, no to musiałem zabierać się za tę część gry od początku. W każdym razie świetny motyw.

Kratos napisał(a):Pierwsze panicznie się boją światła i to jedyna broń przeciwko nim.

Tutaj muszę pochwalić też kapitalny pomysł z ładowaniem naszej czołowej latarki dynamem. Zanim wejdzie się w głąb tuneli, lepiej zawczasu podładować trochę bateryjki. A przyglądał się ktoś z was zegarkowi Artema? Mile się zdziwiłem, gdy okazało się, iż pokazuje aktualny czas, taki jaki ustawiony mamy w konsoli.

Jestem po kilku książkach z tego uniwersum, więc odzwierciedlenie realiów w grze miło mnie połechtało. Właściwie to mogę podpisać się pod wrażeniami Kratosa. W trakcie otwartej walki, u mnie jak narazie tylko z mutantami, amunicja jest rzeczywiście na wagę złota, naprawdę po kilku strzelaninach w magazynku zostają pojedyncze sztuki. Jednak z drugiej strony nie odczułem deficytu apteczek, ba z tych to korzystałem może z trzy, cztery razy. Fabuła jak narazie jest dobrze prowadzona, choć przeczytana książka Głuchowskiego swoje robi. Ponarzekać muszę natomiast na skrypty, które kilkakrotnie zmusiły mnie do powtarzania tych samych rozdziałów - ot, pod koniec wspomnianej Rewolucji przez przypadek zaalarmowałem oponentów, zanim ich pogaduszki się zakończyły i nadszedł inny patrol. Wybrałem więc rozpoczęcie od punktu kontrolnego i okazało się, że nowi zwiadowcy stoją w miejscu i za nic w świecie nie chcą się ruszyć. Zresztą kilkakrotnie gra mi się także wieszała w różnych momentach i musiałem resetować konsolę. To, że bohater jest małomówny to jeszcze nic, ale on nie posiada własnego odbicia w lustrze, hehe. W każdym razie, póki co Last Light spodobało mi się, aż miło. I po cichu liczę, że zabawa szybko się nie skończy.
[Obrazek: Mlyneq.png]

[Obrazek: retronagazieuserbar.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości