Gun [PS2}
#11
najlepiej zagrać w obie wtedy każdy sam się przekona.
ps2 slim SCPH75004 ,1dualschock,8mb sony z FMCB,64mb,kabel component, kamera-eye toy .
Odpowiedz
#12
Jacy wy jesteście pomocni to niech was piorun strzeli ;D

(06-08-2010, 12:15)przemolo90 napisał(a): A dużo jest przeciwników/bossów i jakie są misje? Idź zabij, czy pomyśl? Są jakieś pojazdy ?

Z pojazdów są tylko konie, ale naprawdę fajnie się nimi steruje. Po pewnym czasie, najczęściej na pełnym biegu, męczą się i muszą chwilę naładować akumulatory, żeby dalej ruszyć. Misje w głównym wątku są zróżnicowane, chociaż większość sprowadza się do zabicia jakiegoś typa lub bandy typów, wiadomo taka gra. Natomiast te poboczne są zrobione na jedno kopyto i powtarzają się. Jest jeszcze kilka innych smaczków, czy jak kto woli pierdół do zbierania, jakieś podkowy czy sztabki złota z tego co pamiętam.
You wanna play games? Okay, I'll play with you. You wanna play rough? Okay! Say hello to my little friend!

[Obrazek: montana_pl89.png]
Odpowiedz
#13
Ta gra to zdecydowanie jeden z moich ulubionych tytułów na konsole PS2... Ma swój klimat rodem z westernów, może i jest pusta ale przecież na prerii nie biegały całe gromady bandziorów i nie czekały na bohatera przez całe życie :]
[Obrazek: 302yo9f.png] [Obrazek: beznazwyjo.png]
Gibson Les Paul Zakk Wylde Buzzsaw Custom Orange Studio...
Fight For Thor...

Odpowiedz
#14
"Gun" intrygował mnie od dłuższego czasu i pomimo zapoznania się z różniącymi się od siebie opiniami na jego temat postanowiłem, że zakupię tą pozycję w klimatach westernowych, które zaliczają się do ciekawych, aczkolwiek mało eksploatowanych tematów w grach wideo. Jak już wspomniałem, zdania na temat jakości tego tytuły były podzielone - raz trafiałem na recenzentów, czy zwykłych graczy, którzy grę chwalili, a raz na takich, co twierdzili, iż gra jest średniakiem. Z tego też względu nie potrafiłem sobie wyobrazić jaka będzie ta gra i na dobrą sprawę musiałem się o tym przekonać sam.

Wkładając płytkę do napędu konsoli przenosimy się na osławiony Dziki Zachód z drugiej połowy wieku dziewiętnastego, jednocześnie przejmując kontrolę nad młodym kowbojem Coltonem White'em, wokół którego toczy się wątek fabularny. W trakcie misji wprowadzających, które pełnią rolę swoistego samouczka przemierzamy tereny leśne i polujemy na zwierzynę wraz z ojcem głównego bohatera. Polując na bawoły, strzelając do wilków i walcząc z niedźwiedziem grizzly poznajemy podstawy sterowania dotyczące korzystania z broni palnej m.in. tzw. quickdraw, umiejętność spowalniania czasu, podczas której przechodzimy w tryb FPP, gdzie za pomocą naszego rewolweru (lub w późniejszych etapach dwóch rewolwerów) możemy w bardzo szybki sposób rozprawić się z grupą oponentów. Jak można się było spodziewać, nie można używać tego trybu w nieskończoność, lecz ograniczeni jesteśmy poprzez czas, a także na ilość dostępnych użyć. Na szczęście po wyczerpaniu tego trybu możemy go naładować poprzez eksterminację przeciwników za pomocą konwencjonalnych metod.

Historia głównego bohatera opiera się na typowym dla westernów motywie zemsty. Otóż parowiec, którym podróżowaliśmy po zakończonym polowaniu został zaatakowany przez pokaźną grupkę zbirów. Oczywiście nie doszło do tego ataku bez powodu - nieszczęśliwym trafem na pokładzie znajduje się artefakt religijny, który wspomniane zbiry (właściwie ich przywódca) chcą odnaleźć, dlatego też każdy z pasażerów parowca zostanie przez nich zabity, ponieważ im zawadza. Z wiadomych względów Colton White będzie musiał trochę postrzelać, jednak miażdżąca ilość nieprzyjaciół sprawi, iż będziemy musieli się ewakuować - ojciec Cole'a oznajmi mu, że nie jest jego prawdziwym ojcem i wypchnie go za burtę, jednocześnie nakazując mu udać się do Dodge City i spotkać się z niejaką Jenny. Zadaniem Cole'a ma być odnalezienie tego artefaktu, bowiem doprowadzi go do winnych śmierci ojca i jednocześnie umożliwi poznanie jego prawdziwego pochodzenia (przyszykujcie się na multum retrospektywnych cutscenek Smile). Początkowe misje stanowią swego rodzaju wprowadzenie, które "zmuszeni" jesteśmy przejść, a dopiero później, po udaniu się do Dodge City świat gry stanie przed nami otworem. Mimo wszystko do tego typu podobnych sytuacji dojdzie w trakcie gry parokrotnie - czasami zdarzy się, że po wykonaniu jednej misji uruchamia się od razu następna, ale jest to uzasadnione fabularnie, więc nie można się do tego przyczepić, a nawet można za to pochwalić twórców.

"Gun" nie jest stuprocentowym przedstawicielem sandboksów, który aspiruje do miana "GTA" na Dzikim Zachodzie. Przede wszystkim gra nie może się pochwalić takim rozmachem, jak produkcje Rockstar Games. Oczywiście spotkamy się tutaj z otwartym światem, który jest stosunkowo duży, jednak brakuje tutaj jakichkolwiek zajęć, którymi zajmie się gracz w czasie wolnym od misji głównych. Spotkamy się z zadaniami pobocznymi (ich wykonanie daje nam trochę dolarów i ulepszenie statystyk - strzelanie, lepszy quickdraw, jazda konna i inne typowe dla kowboja), ale jest ich mało i są schematyczne jedź, zabij, uratuj, popilnuj. Najbardziej podobały mi się misje na ranczu - zaganianie bydła i jego ochrona, przyprowadzenie ranczerowi mustangów itp. Czasami fajnie jest odpocząć od ciągłych strzelanin i zająć się czymś przyziemnym. Wspomniane ranczo ma swoją wadę - jest jedynym takim miejscem w grze, które znajduje się na drodze od jednego do drugiego miasteczka (tak, dobrze przeczytaliście - mamy tylko dwa miasteczka). Brakuje tutaj smaczków, które w grach spod znaku "Grand Theft Auto" wylewają się z ekranu. Niby jest wioska Indian, kryjówka bandytów, czy opuszczona kopalnia - ale to niestety koniec, bowiem innych miejscówek nie ma, a ze wspomnianymi nie możemy wejść w jakąkolwiek interakcję. Świat w tytułowej spluwie jest duży, ale pusty. Jadąc przez prerie spotkamy co jakiś czas bandytów, ale są beznadziejnie słabi, że rzeczywiście można ich rozwalić dwoma strzałami... Poza tym przemierzając prerię nie spotkamy na swojej drodze nic - żadnych podróżników, dyliżansów, myśliwych, czy pociągów (są tory, ale z żelaznymi maszynami spotkamy się tylko w trakcie misji).

Gra charakteryzuje się niskim poziomem trudności, co przejawia się między innymi w tym, iż jakieś 70-80% misji przechodziłem z marszu, a nawet jeżeli zginąłem to nie było to spowodowane faktem, iż przeciwnicy byli specjalnie wymagający, lecz z powodu ich niezauważania albo dużej ilości. Dopiero pod koniec gry, gdy pojawią się walki z bossami, a przeciwnicy są bardziej wytrzymali i mają lepsze giwery jest ciepło, ale nadal nie gorąco - na każdego z bossów jest sposób, a trudność opiera się na tym żeby ten sposób znaleźć, więc jeżeli szybko wpadnięcie na ten sposób, to od razu się z nim uporacie. Dodatkowo pomocne okazuje się to, iż w przeciwieństwie do "GTA" spotkamy się z checkpointami (nie pojawia się żaden napis, ale po zginięciu nie zaczynamy misji od nowa tylko trochę wcześniej) oraz tym, iż nasze życie możemy odnawiać za pomocą flaszeczki whisky, która pełni rolę swoistej apteczki (wracając do tych checkpointów - ilość napełnienia tej flaszeczki odnawia się za każdym naszym zginięciem, jeżeli wytraciliście całą jej zawartość, to nie musicie się przejmować, że zaczniecie z niczym).

Bardzo podobają mi się animacje i fizyka, co powoduje, że strzelaniny wyglądają efektownie i realistycznie (no może pomijając skracanie przeciwników o głowę czy nogę po siarczystym strzale ze strzelby). Przeciwnicy upadają w zależności od miejsca, w które dostali - możemy im wytrącić broń lub kapelusz z głowy. Czym jednak była by strzelanina bez broni? Biorąc pod uwagę realia westernowe mamy ich dużo - oprócz rewolwerów, spotkamy się z czterema typami broni, które wybieramy za pomocą . Wciśnięcie tego przycisku otwiera menu wyboru broni, którą będziemy używać zamiast rewolweru. Do wyboru mamy zwykłą strzelbę (rifle), karabin wyborowy (snipe), shotgun oraz łuk. Oczywiście na przestrzeni gry będziemy otrzymywali nowe, lepsze modele broni danego typu, więc nie możemy narzekać na dostępny arsenał. Oprócz wspomnianych broni palnych spotkamy się z bronią miotaną (dynamit, koktajl Mołotowa), stacjonarną (słynny karabin maszynowy Gatling) i białą. Najbardziej zdziwił mnie jednak fakt, iż jedyny sposób nabywania broni to właśnie wspomniane jej otrzymywanie. Niestety nie ma możliwości kupna broni, każdą broń otrzymujemy wraz z postępami w trybie fabularnym, zwykle po pokonaniu jakiejś szychy lub po dostaniu jej od jakiejś postaci, która będzie naszym sojusznikiem. Dziwniejsze jest również to, że nie można kupować naboi! Naboje do naszych broni możemy znaleźć porozrzucane w świecie gry lub przy ciałach zabitych. Jedyną rzeczą, na którą można wydać gotówkę są specjalne ulepszenia podnoszące nasze statystyki (ów ulepszenia to np. lepszy bębenek do rewolweru, który powoduje przyspieszenie ładowania czy np. kilof umożliwiający kopanie złota - jedna ze "znajdziek" w grze).

Świetnie prezentuje się również jazda konna i walka z grzbietu naszego wierzchowca (możemy utracić konia w czasie walki lub spowodować, że przeciwnicy będą musieli wracać do domu pieszo, jeżeli uda im się zwiać Big Grin). I tutaj pojawia się pewna wada - czasami jest tak, że gdy wykonujemy jakąś misję i zostawimy konia przed budynkiem, to po ukończeniu zadania i wyjściu z niego możemy wracać pieszo, bowiem nasz koń zniknął (rozumiem, że Dziki Zachód to bezprawie, ale żeby tak ukraść komuś wierzchowca?). Pół biedy, gdy dojdzie do tego w miasteczku - gorzej, gdy gdzieś na pustkowiu.

"Gun" posiada pewną cechę charakterystyczną dla pozycji Rockstar Games - kontrowersyjność. Gra wywołała spore kontrowersje w środowiskach indiańskich ze względu na sceny skalpowania rdzennych mieszkańców Ameryki, a takich scen przesyconych brutalnością lub wręcz sadyzmem jest sporo. SPOILERY! Spotkamy się z brutalnym traktowaniem pojmanego przez nieprzyjaciół kumpla głównego bohatera, któremu odstrzelano po kolei palce w ręce żeby wydał miejsce naszej kryjówki, zobaczymy scenę podcinania gardła pewnej kobiecie, wyrywania zębów innemu z naszych sojuszników i wiele innych nieuzasadnionych aktów sadyzmu.

Mimo wielu wad "Gun" to mimo wszystko dobra, solidna dawka grywalności, która wynika z faktu soczystego klimatu Dzikiego Zachodu, w realiach którego nie ma zbyt wielu gier, a także ze względu na przyjemność płynącą z mechaniki rozgrywki - jazda konna, efektowne strzelaniny. Szkoda jednak, że nie wykorzystano możliwości, jakie oferował otwarty świat, ponieważ mógł wyjść tytuł rewelacyjny, a wyszła gra dobra, która może niekoniecznie przypaść każdemu do gustu. Sporą wadą jest to, że jak na sandbox gra jest krótka i łatwa. Dużą zaletą, o której nie wspomniałem jest bardzo dobry soundtrack.
[Obrazek: PaultheGreatPL.png]
Odpowiedz
#15
Dobra robota Paul. Zachęciłeś mnie do grania. Najbardziej jestem zaskoczony rzekomą kontrowersyjnością tego tytułu. W życiu bym się nie spodziewał, że "Gun" może zawierać tak mocne cut-sceny. Moje wyobrażenie o tym tytule nawet w małym stopniu nie uwzględniało brutalności.

PaultheGreat napisał(a):oraz tym, iż nasze życie możemy odnawiać za pomocą flaszeczki whisky, która pełni rolę swoistej apteczki

To je dobre! Big Grin
Odpowiedz
#16
Idę na rekord! I to światowy! Wink Grę w Gun’a zacząłem o 22. Po trochę ponad 4 godzinach gry jestem w misji 15 z 18. Normalny poziom trudności. Nie robię oczywiście nic poza przechodzeniem głównej osi fabularnej, ale i tak twierdzę, że poszedłem jak burza. Gdyby nie fakt, że za kilka godzin muszę wstać, szarpnąłbym się na zaliczenie tej produkcji za jednym podejściem - bez robienia sejwa.

Pomimo tego że Gun’a mam od dawna, nie brałem się za ten tytuł z powodu niesmaku po Red Dead Redemption. Produkcja Rockstar pozostawiła u mnie nie smak jeśli chodzi o klimaty dzikiego zachodu na konsolach. Nie mogąc wciągnąć się jednak w klimat Ratcheta i Clanka, złapałem płytę z Gunem i postanowiłem dać szansę historii Colton’a White’a. Olałem jednak sandboxową stronę tej produkcji – nie bawi mnie jeżdżenie po prerii, od początku chciałem skupić się wyłącznie na fabule. Jak dotąd o grze mam podobne zdanie co kolega Paul – dobry tytuł który nie wyzbył się wielu wad, przez co jest bardzo nierówny. Z pozoru ciekawe misje i zadania są zabijane przez niekończące się hordy wyskakujących zewsząd przeciwników. Grałem ostatnio w Bad Boys: Miami Takedown i dostrzegam między tymi produkcjami podobieństwa w tym aspekcie…
Na razie to tyle, mam nadzieję że uda mi się znaleźć jutro czas na dokończenie gry.
Odpowiedz
#17
(13-08-2014, 02:00)Mr.Q napisał(a): Grę w Gun’a zacząłem o 22. Po trochę ponad 4 godzinach gry jestem w misji 15 z 18. Normalny poziom trudności. Nie robię oczywiście nic poza przechodzeniem głównej osi fabularnej, ale i tak twierdzę, że poszedłem jak burza. Gdyby nie fakt, że za kilka godzin muszę wstać, szarpnąłbym się na zaliczenie tej produkcji za jednym podejściem - bez robienia sejwa.

Z byciem graczem jest jak z jazdą na rowerze - tego się nie zapomina. Smile Stary lis wziął się za granie.. O'ooo
[Obrazek: Kraszuuu.png]
Odpowiedz
#18
Spaliłem się rumieńcem Kraszu Big Grin

No dobra. Wróciłem dziś na noc do domu i mogłem zasiąść do konsoli. Jest 03:38 i właśnie udało mi się ukończyć Gun’a. Ukończyć, tzn. zaliczyć wątek fabularny (50% całej gry). Z początku resztę miałem olać gdyż nie miałem ochoty na sandboxa tylko na dobrą strzelaninę, ale możliwe, że szarpnę się na tego calaka w wolnym czasie. Świat gry nie wydaje się być jednak zbyt ciekawy i rozbudowany. Po ukończeniu fabuły wszystko w zasadzie wymarło, preria (na której jeszcze przed chwilą nie ustawał huk spluw i odgłos dobijania gwoździ w trumnach) świeci pustkami. Misje są moim zdaniem ciekawe i urozmaicone, a co najważniejsze – wpisane są w klimat dzikiego zachodu. Uwzględniono w nich udział Indian, akcje z wykorzystaniem parowozów i parostatków bla bla bla - generalnie prawie wszystko, co w grze traktującej o dzikim zachodzie znaleźć się powinno. Fakt – trochę za dużo w nich akcji w których zza wielkiego głazu wyskakują zawsze atakujący w grupach przeciwnicy ( po pewnym czasie staje się to bardzo nienaturalne – widać skrypty), ale poza tym małym szczegółem, wszystko wykonane jest poprawnie. Większość mechanizmów rozgrywki, ekwipunku itd. wymienił już Paul, więc nie będę się rozpisywał. Wszystko to co napisał jest prawdą, podpisuję się pod tym obiema rękoma Big Grin Na koniec więc małe podsumowanie i idę w kimę, ponieważ muszę podnieść zwłoki z samego rana a laptopa trzymam już niczym umarły książeczkę.
Gun to gra wciągająca, dobre zrealizowana, umiejscowiona w nie tak często spotykanym przecież w grach klimacie dzikiego zachodu – już sam ten fakt czyni ją w pewnym sensie wyjątkową i wartą wypróbowania. Dodajmy do tego ciekawe misje, niezłe cut-scenki, spory wybór broni, broń białą i otrzymujemy wysokiej jakości produkt, jakim bez wątpienia jest ten tytuł. Cieszę się, że dałem tej grze szansę. Jej największym minusem jest chyba długość rozgrywki – spokojnie można przejść ją na dwa podejścia.

[Obrazek: gjlogo.jpg]

Paul – bossa Hollister’a udało mi się przejść bez łyka whiskey Tongue Znalazłem przypadkiem buga.
Odpowiedz
#19
Fajnie, że zdecydowałeś się odświeżyć wątek traktujący o tym tytule. Niedługo zresztą minie rok od czasu mojej przygody z "Gun'em". Może ktoś czytający Twoje opisy wrażeń również spróbuje swoich sił i sięgnie po historię Coltona White'a. W każdym razie na pewno jest to tytuł warty uwagi i kto wie, może za jakiś czas powrócę do niego.

Jeżeli chodzi o tego gagatka Hollistera, to mi się udało bodaj za czwartym podejściem. Nie wpadłem na to, że może być w tym miejscu bug, ale przyznam, że nie szukałem takiego rozwiązania. Big Grin Z tego, co pamiętam, facet miał niezłego cela i każde wyjście zza osłony powodowało, że otrzymywaliśmy kulkę, więc trzeba było również wykazywać się podobnym refleksem i również oddawać szybkie strzały po wychyleniu się zza głazu.
[Obrazek: PaultheGreatPL.png]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości