11-01-2014, 17:23
Wszedłem dziś na HCGamer i na wstępie zobaczyłem artykuł dotyczący wyższości starych FPSów, nad nowymi. Pomyślałem, że przypnę go pod temat.
[Daniel Smoliński], HC Gamer.
Cytat:''W czasach, gdy królowały shootery - prawdziwe, dynamiczne i cholernie dobre - nawet nie myślałem, że ten gatunek zostanie w tak perfidny sposób zniszczony. Unreal Tournament, Quake 3, Counter Strike - kojarzysz?
FPS- y przeszły naprawdę długą drogę rozwoju, jednakże według mnie ich czas najzwyczajniej w świecie bezpowrotnie przeminął. Gracze oczekują obecnie gier "ambitniejszych" (elementy RPG, sandbox, czy nawet naleciałości RTS są mile widziane), niż siekanka w szesnaście osób na ciasnych mapach, przy wykorzystaniu kosmicznych wręcz kawałków żelastwa, okraszone szybką muzyką i efektowną grafiką.
Czytając kolejne nowinki nt. Battlefield 4 z syndromem niedopchnięcia (niedorobienia?), czy wtórnego i tworzonego metodą "kopiuj/wklej" Call of Duty: Ghosts, zacząłem się zastanawiać, dlaczego ludzie są tak naiwni, by kupować po raz kolejny to samo, będąc ewidentnie częścią bezlitosnej machiny dojącej z nich pieniądze? I najgorsze, że nie potrafiłem na to pytanie odpowiedzieć w żaden sensowny sposób. Naiwność? Brak wiedzy? A może ograniczone spojrzenie na gry lub brak gustu? Cholera, a może to właśnie Ci ludzie dostrzegają więcej niż ja, swego rodzaju drugie dno?
Kilka dni temu odpaliłem archaicznego i dla wielu odrzucającego, ograniczonego, pozbawionego shaderów, Havoka, DLC i mikropłatności stareńkiego Unreal Tournament. Początkowy pomysł, by po prostu przypomnieć sobie tę grę w krótkiej, może półgodzinnej sesji spalił na panewce. Unreal Tournament pozwolił mi odejść od komputera po przynajmniej czterech godzinach! Czterech godzinach pompowania adrenaliny, totalnego skupienia i masy frajdy, której nie zaznałem od żadnego obecnego shootera. Szalony deathmatch z ośmioma botami na godlike'u (SI w tej grze to prawdziwe arcydzieło!), na perfekcyjnych mapach (prawdziwe "mapperskie" arcydzieła, jak chociażby Deck16 lub Facing Worlds, wgniatają w podłogę) z taką dynamiką, że moja facjata wyglądała jak zaskoczony zwieracz.
Po tych czterech godzinach siedziałem obolały, niczym po maratonie - palce miałem powyginane, ciałem rzucały spazmy bólu, a moje oczy przypominały rozlazłe żółtka (nie, nie rozlazłego żółtka). Od lat żadna gra nie dała mi takiego wycisku jak klasyczny Unreal Tournament. Napalony na krwawą i prawdziwie oldschoolową jatkę, postanowiłem znaleźć płytkę z Quake 3: Arena, co oczywiście mi się nie udało, lecz pamiętałem o swoim koncie Quake Live - to był błąd. Teraz już w ogóle nie mogę się ruszać. Cieszę się, że mam tak wspaniałą narzeczoną, która karmi mnie łyżeczką.
Quake 3: Arena (wliczając również świetny dodatek Team Arena) był prawdopodobnie najszybszym shooterem nastawionym na zabawę wieloosobową w historii. Tempo rozgrywki jest nieludzkie! Jestem niemal pewny, że "ludzie" z którymi grałem, to nie przedstawiciele homo sapiens, a androidy stworzone przez naszych skośnych przyjaciół. I przestałem lubić railguna. Od teraz każdy kto powie, że uwielbia tę broń, automatycznie leci na moją czarną listę i przy najbliższym spotkaniu ma w dziób. Serio!
Pokażcie mi drugą grę, w której rakieta zaaplikowana w podłożę - tuż pod nogami herosa - nie pozbawi go kończyn, a umożliwi wyższy skok. Człowiek, który to wymyślił to geniusz.
Pamiętam czasy, kiedy maniakalnie ciorałem w Unreal Tournament i miałem na tyle zakuty łeb, że nie dałem sobie przemówić do rozsądku o istnieniu jakichkolwiek innych gier. Piękne czasy. Któregoś razu znajomy namówił mnie na wypad do ówczesnych kawiarenek internetowych, gdzie uruchomiłem po raz pierwszy Counter-Strike'a - wydaje mi się, że była to jedna z pierwszych wersji gry, a na pewno jeszcze dość wczesna beta. Rewolucja. Odmienny styl rozgrywki, wymuszający od gracza taktycznego myślenia, pracy zespołowej, a dopiero na końcu odhumanizowanego skilla godnego superkomputera (lub dobrego aimbota). Zresztą - każdy z Was zapewne grał choć chwilę w tę grę, więc wie o czym mówię. Szkoda jedynie, że gra została zniszczona przez małolatów. Zero kultury, zero mózgu, totalny brak myślenia. Daj dzieciakom dostęp do LAN-u, a zjedzą cały Internet. Czułem się wtedy, jakbym wsadził zad prosto w mrowisko.
Starałem się przekonać do Battlefielda 1942, pograłem odrobinę w Bad Company 2, a także babrałem się we flakach zombiaków w Left 4 Dead 2, ale żadna z tych gier nie dała mi tyle frajdy i nie wpompowała adrenaliny w żyły, co Unreal Tournament. Nie czekaj na błyskotliwą myśl, dlaczego tak właśnie było, ponieważ ona nie istnieje. Może to być kwestia wymagań, które z latami rosły, a może jest to tzw. cena postępu, gdyż gry ewoluują w coś więcej niż prostą jatkę z masą brzydali. Chcą być... ambitniejsze, prawdziwsze.
Unreal Tournament był pierwszą i jedyną grą multiplayerową, która w szczery sposób wzbudzała we mnie chęć rywalizacji. Tam liczyły się umiejętności i naprawdę sensowne, logiczne i mądre myślenie, wykorzystanie sprytnie stworzonych map, dobranie broni, a także strafing - szybki, bezlitosny, a przede wszystkim chaotyczny. Brakuje mi tego. I proszę rok 2014 o przyniesienie mi Unreal Tournament w wersji HD, ale bez zmiany stylu, dodania "zaawansowanej" fizyki, lecz z delikatnie dopieszczoną grafiką i systemem rankingów. Bez DLC, a z pełnym wsparciem modderów, lecz z dobrym oraz bezlitosnym anti-cheatem. Marzenie...''
[Daniel Smoliński], HC Gamer.