Za mną dwie przyzwoite sesje z PSP w dłoni. Na liczniku ponad 3 godziny grania. W tym momencie nie powiedziałbym, że ta część jest znacząco lepsza od "Chain of Olympus", o ile w ogóle można tak stwierdzić. Odczuwalny jest wzrost powera. Kratos jest tutaj wyjątkowo wkurzony, co przekłada się na jego wyczyny, które można obserwować na ekranie. Niestety twórcy wręcz z tymi grzmotami przesadzili, bo niekiedy otoczenie się trzęsie, wali i aż ciężko ogarnąć co się dzieje. To taka zaleta i wada jednocześnie.
Mnie już kilkukrotnie rzuciło się w oczy ograniczenie przestrzeni walki. W poprzednich odsłonach GOW grubsze pojedynki z reguły toczyły się na większych arenach, co pozwalało na większe manewry w ofensywie. W "Duchu Sparty" często jest jakoś ciasno. Wręcz na wzór walki korytarzowej znanej z serii "Devil May Cry". Od razu włączyłem poziom "hard". Nie zaliczyłem jeszcze poważniejszego zacięcia chociaż do niektórych fragmentów musiałem podchodzić kilkukrotnie. Po ukończeniu gry atakuję oczywiście najwyższy stopień trudności. Podejrzewam, że naprawdę ciężko będzie w jednej z komnat, gdzie Krata walczy z piekielnie szybkimi "Wiedźmami", które potrafią się teleportować i atakować spod ziemi. Te poczwary naprawę budzą mój respekt i męczyłem się z nimi trochę. Jakoś się udało, ale sensownego patentu na ten moment jeszcze nie opracowałem.
Wydaje mi się, że do tej pory było naprawdę sporo wspinaczki/elementów platformowych. Aż byłem zdziwiony, że nasz mięśniak zamiast walczyć ciągle śmiga po linach, albo półkach skalnych. Mi to jednak zupełnie nie przeszkadza.
Mam wrażenie, że nieustannie poruszam się po lokacjach utrzymanych w czerwonej szacie graficznej. Całkiem niedawno ogrywałem "Dante's Inferno" i trochę mi się te wszystkie piekliska przejadły. Oby się to zmieniło w drugiej połowie gry.
Rozwalanie zbroi przeciwników poprzez używanie ognistych ostrzy również mi się podoba. Muszę jednak nadmienić, że konieczność przytrzymywania R1 jest trochę mało komfortowe. Szybko męczą mi się dłonie, kiedy jestem zmuszony korzystać z tej umiejętności. Zapewne na PS3, mając do dyspozycji Dualshocka, nie ma z tym problemu.
Na plusik za to zdecydowanie fabuła. Ten piknik rodzinny głównego bohatera jak najbardziej przypał mi do gustu. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że ze wszystkich do tej pory ogranych części, w tym momencie najbardziej jestem ciekaw co będzie dalej. Już chciałbym poznać braciszka. Kim/czym może być brat Kratosa? To równie kozacki wymiatacz, czy może wrażliwy miłośnik mitologii? Zobaczymy...
Całościowo jednak jest miodnie i zajebiście. Wszak GOW to w zasadzie ikona gier akcji i jedna z najlepszych serii gier ever. Duch Sparty od zawsze był dla mnie pewniekiem i jak zwykle się nie zawiodłem.
EDIT 17.06.2015
Dziś zaliczyłem udaną, poranna sesję. Gra się solidnie rozpędziła. Miodzio. Regularnie zaskakują mnie epickie starcia i inne akcje.
[spoiler] Bejeczna była akcja z Midasem, który wszystko czego dotknął zamieniał w złoto. Dla mnie jeden z piękniejszych momentów w całej serii. [/spoiler]
Ogólnie jednak gra mi się troszkę oporniej niż w poprzednie odsłony. Przede wszystkim brakuje mi mojego ulubionego combo w starej wersji

. Obecna jest lekko zmodyfikowana. Kratos wykonuje trochę inną sekwencję początkową i to sprawia mi problem. Wiem jednak, że dopiero na najwyższym stopniu trudności GOW pokazuje pazury i wymusza na graczu stosowanie efektywnych technik. Na obecnym hardzie jeszcze niewiele muszę i walczę w zasadzie tak, jak mi się podoba.
Mnóstwo trudnych momentów można rozwiązać na swoją korzyść stosując chwyt

. Nie jest to oczywiście nowość w serii, ale w Duchu Sparty szczególnie rzuca mi się w oczy. Aż szkoda, bo czasami gra powinna rzucić mi większe wyzwanie. Na przykład rewelacyjna walka na statku podczas sztormu - dwa pierwsze podejścia zakończyły się moją klęską. Pociłem się, używałem magii, próbowałem walki powietrznej i ... dostawałem łomot. Nagle przypomniałem sobie o opcji chwytu i momentalnie przeszedłem ten fragment. Na ekranie balet śmierci, a na padzie wciskanie

. To jest właśnie ta dysproporcja, która troszeczkę zawsze mi doskwierała w tej serii. Zdecydowanie lepszy balans stworzył Capcom w serii DMC - tam trzeba sporych umiejętności, aby wykonać piękną akcję.
Od konsolki naprawdę trudno mi się oderwać. Ostatnio z Q narzekaliśmy na stosunkowo słabą konferencję Sony na E3. Jak sobie jednak pomyślę, że miałaby mnie ominąć przyjemność ogrania szczytowego osiągnięcia serii - GOW III - to z miejsca zapominam o pomyśle zakupu XONE. Jednak exy Sony są mi bliższe, a Kratos jest mi bratem. Ile to już boskich tyłków wspólnie skopaliśmy? Ile harpii rozerwaliśmy w pół? Ilu cyklopów musiało się pożegnać ze swoim ostatnim okiem? Może wieczorem uda mi się dobrnąć do końca.
EDIT 18.06.2015
Nadal nie udało mi się ukończyć gry. Muszę z tego miejsca sprostować nieco swoje wcześniejsze wypowiedzi odnośnie poziomu trudności. Podczas wieczornej sesji w jednym z momentów wykonałem kilkadziesiąt podejść do walki z (w sumie) trzema elektrycznymi olbrzymami, którzy dźwigają nad głową kulę. Nie byłoby z nimi problemu gdyby nie fakt, że skurczybyki potrafią się teleportować. Dodatkowo trzeba trzymać się od nich z daleka, bo jeżeli Kratos jest zbyt blisko, to zostaje momentalnie porażony "prądem". Z jednym nie ma problemu, ale walka z dwoma jednocześnie jest naprawdę ciężka. Cholernie trudno tutaj nie oberwać. Z czasem wypracowałem strategię, która pozwoliła mi zwyciężyć, ale na god mode będzie tutaj naprawdę ciężko.
Kilkadziesiąt minut później kolejny trudny moment. Te przeklęte Wiedźmy z pazurami + latające ptaszyska w ilościach hurtowych. Jazda na maksa. Na całe szczęście ostatni z czarów okazał się na ten zestaw przeciwników niezwykle skuteczny. Orby fruwały w powietrzu tworząc czerwone chmury. Już nie walczyłem tak jak mi się podobało. Musiałem po prostu przetrwać wykorzystując wszystkie dostępne możliwości. Magiczna mana była w tym momencie niezwykle przydatna.
Teraz już czuję, że to GOD OF WAR. Mocarna jatka. Świetnie wyważona, generalnie nie frustrująca, ale w pewnych momentach zmuszająca do maksymalnego wysiłku. O to chodzi. A najlepsze dopiero przede mną. Gra w Boga Wojny zaczyna się dopiero na poziomie god mode.
EDIT 31.08.2015
Już przed wakacjami nabiłem kilkanaście godzin na poziomie GOD MODE, a dwa dni temu przypomniało mi się, że wypadałoby to ukończyć. Za mną praktycznie 3/4 gry i nie było łatwo tak po prostu się wbić w gameplay. Do tego mój "powrót" przypadł akurat na ten diabelnie trudny moment, na który kląłem już na poziomie HARD.
Cytat:Cholernie trudno tutaj nie oberwać. Z czasem wypracowałem strategię, która pozwoliła mi zwyciężyć, ale na god mode będzie tutaj naprawdę ciężko.
Dla potomnych, aby wiedzieli, o który moment chodzi ...
Ostatecznie zwyciężyłem po swojemu. Na YT jest patent pozwalający w zasadzie ominąć tę walkę, ale gdybym go zastosował to nie mógłbym później w lustro spojrzeć.

Widziałem również znakomitą taktykę opierającą się na walce w pełni dopakowaną włócznią. No ale takowej w ekwipunku nie posiadałem. Zresztą przeciętnemu graczowi raczej trudno przekonać się do tych dodatkowych broni i dotyczy to w zasadzie każdej części Boga Wojny. Spędziłem w tym miejscu kilka długich godzin. Podejrzewam, że ilość rób które wykonałem osiągnęła wynik trzycyfrowy. Mordercza walka jak dla mnie. Wakacyjny rozwód z konsolami ewidentnie był odczuwalny. Najbardziej w tym, że po kilku minutach udanej walki, najczęściej po uśmierceniu jednego potwora, zaczynałem panikować niczym młody węgorz. Kwestia psychologiczna - świadomość, że jeden zły ruch przekreśli mozolnie wypracowaną przewagę. Szybsze bicie serca, spocone dłonie i te sprawy. Ale chyba właśnie to mnie jara w grach wideo.
Z czasem opanowałem emocje i konsekwentnie realizowałem taktykę, która trzymała mnie przy życiu. Po raz kolejny skórę uratowało mi niezawodne combo

. Ileż to już razy przechodziłem najtrudniejsze dla mnie momenty w tej serii, za pomocą tej techniki, to nie zliczę.
Wieczorem postaram się kontynuować batalię. Już sobie przypomniałem to i owo. Timing powrócił. Nadchodzę.
EDIT 17.09.2015
Gierka na poziomie boga ukończona. Od razu zabrałem się za wyzwania i praktycznie od razu zonk. Już od trzech dni stoję na drugim zadaniu (The Gauntlet). Dwie fale wrogów mam już opanowane, ale jak wyjdą opancerzone cyklopy i te małe przeszkadzajki, to tracę opanowanie i ginę. Chyba się starzeję. Tego typu przeciwnicy nigdy w serii GOW nie sprawiali mi problemów. Tutaj jest odwrotnie. Całe wyzwanie jest dosyć czasochłonne. Kiedy Kratos zginie to ponownie muszę przedzierać się przez kilka minut przez dwie fale, aby w ogóle móc zmierzyć się z trzecią sekcją. Męcząca sprawa, ale nie zamierzam odpuszczać...