Nie zgodzę się z tą tezą @TheMichal.
Osobiście nie jestem speedruner’em, ale regularnie zdarza mi się przechodzić gry kilkukrotnie, albo zaliczać bardzo wymagające czasówki. Te kolejne przejścia siłą rzeczy idą mi o wiele szybciej i jest to swoistego rodzaju speedrun. Nie robię tego dla żadnych rekordów, ale tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji i przyjemności płynącej z takiej techniki grania. Dotyczy to z reguły gier, w których rozwinięte są elementy zręcznościowe (np. Crash Bandicoot, God of War, Prince of Persia).
Przechodząc pierwszy raz tego typu produkcje czuję się nie do końca pewnie. Regularnie spadam w przepaście, walczę niezdarnie, wykładam się na sekwencjach skoków. Kolejne przejścia wiążą się ze znajomością lokacji, sterowania, taktyki na przeciwników, czy sposobów na pokonanie dłuższego fragmentu wymagającego zręczności. Wówczas automatyczna wręcz, płynna, dłuższa gra bez „skuchy” daje mi mnóstwo satysfakcji.
Pamiętam, że swego czasu nie mogłem sobie poradzić z Królem Barbarzyńców na poziomie titan w God of War II. Z desperacji zajrzałem na YouTube jak to robią lepsi. Byłem pod ogromnym wrażeniem tego, co w grach z serii GOW potrafi robić gracz znany w sieci jako Shinobier. Wówczas był to jeden z najlepszych graczy na świecie. Jego taktyka na Króla, po obejrzeniu filmiku, wydała mi się w pierwszej chwili niewykonalna do zrealizowania. Zawziąłem się jednak. Przełamałem swój „strach” przed tym bossem i mniej więcej walczyłem (zapewne bardziej mniej, jak więcej
) tak jak Sginobier. King padł, a ja czułem się spełniony. Najwięcej satysfakcji dała mi totalna młócka, kiedy to Król był w swojej gigantycznej formie. Wówczas ledwo wyrabiałem, bo tempo walki było mordercze. Dzięki takim akcjom wiem, że masochistyczne podejście do gier (a takie prezentują gracze robiący speedrun’y) może być wysoce rajcujące.
Nie jestem fanem GTA, nie wiem z czym to się je, dlatego też konkretnie co do tego przypadku nie potrafię się ustosunkować.