Płynąc w tym roku promem do Londynu, w salonie gier stała tego typu maszyna. Różnica polegała na tym, że trzeba było coś w rodzaju tłoka wepchnąć w otwór, przez co mechanizm popychał dalej nagrodę, a ta spadała do nas. Problem polegał na tym, że o ile dobrze patrzałem, praktycznie wszystkie, a na pewno te droższe przedmioty, były zapięte "trytytkami", co uniemożliwiało wypchnięcie ich.