25-09-2012, 15:32
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-10-2013, 06:40 przez PaultheGreat.)
Właśnie ukończyłem "Medal of Honor: Vanguard", to też pomyślałem sobie, że napiszę parę zdań na temat ogranej pozycji. Wspominałem wielokrotnie na forum o moim tzw. nagłym przypływie zainteresowania IIWŚ i mogę z całkowitą pewnością stwierdzić, że po przygodzie z "Vanguard" zakończę ten etap, jeżeli chodzi o gry wideo. A więc trzecia część "Call of Duty" oraz inne tytuły w tej tematyce muszą poczekać na kolejny taki "nagły przypływ".
Przechodząc już do rzeczy chciałbym pochwalić twórców za rzecz, która spodobała mi się najbardziej - muzykę. Główny motyw muzyczny przywodzi na myśl klasykę kina wojennego jak np. "Działa Nawarony" czy też produkcje ostatnich lat - "Szeregowiec Ryan", "Kompania Braci". Tworzenie ścieżek dźwiękowych to chyba największa umiejętność panów z EA, tak też i tym razem należą im się gromkie brawa!
Jeżeli chodzi o inne elementy gameplay'u, to chciałbym też wspomnieć o sterowaniu, za które również należą się twórcom pochwały. Sterowanie w "Call of Duty 2: Big Red One" bardzo mi się podobało, lecz wychylanie się za pomocą lewego drążka w "Medal of Vanguard" można uznać za przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Innym elementem wpływającym na rozgrywkę jest sprint - nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim w grach wideo, to też bardzo mi się to spodobało. Szybkie przemieszczenia się pomiędzy kolejnymi osłonami ma swój urok i nieraz potrafi uratować życie. Kolejna rzecz, która mi się spodobała to możliwość ulepszania broni - nie jest to specjalnie rozbudowane, ale dokręcanie/odkręcanie lunety z Garanda potrafi cieszyć i za pomocą jednego elementu otrzymujemy inny typ broni. A tych jest sporo, jak przystało na wojenny shooter.
Nasz bohater, jegomość imieniem Keegan to spadochroniarz, to też jak na spadochroniarza przystało każdą kampanię rozpoczynamy skokiem ze spadochronu. Jest to bardzo klimatyczne, aczkolwiek tylko chwilowe, bowiem później jesteśmy zwykłym piechociarzem. Tak jak w "Big Red One" naszemu bohaterowi towarzyszą inni żołnierze, jednak w przeciwieństwie do produkcji Activision obecni na polu walki są tylko duchem. Odniosłem wrażenie, że dopóki gracz nie ruszy "czterech liter", nasi kompani będą stali za osłonami w nieskończoność i strzelali na oślep - widok Niemców ginących z rąk naszych sojuszników to rzadkość (przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie). W "Wielkiej Czerwonej Jedynce" nasi kompani brali aktywny udział w walce i niejednokrotnie to oni zabijali Niemców (oczywiście najtrudniejsze działania typu rozwalić czołg, zabić snajpera były przeznaczone dla gracza). To, o czym mówiłem jest bardzo widoczne w momentach gdy atakujemy budynek zajęty przez wroga - nieraz wbijałem do budynku, niczym antyterrorysta i samodzielnie zabijałem wrogów, a komputer wchodził do budynku, gdy było już po wszystkim... W "Call of Duty" AI częściej podejmowało tego typu wyzwania i nieraz bez udziału gracz udawało im się tego dokonać. Oczywiście jest to tylko detal, ale mnie robienie z gracza "Terminatora" nie pociąga (fragment ostatniej misji w fabryce nie posiadał wojennego klimatu, tylko przypominał sceny z filmu "Rambo II"). Paradoksalnie inny moment z tej misji spodobał mi się najbardziej - heroiczna obrona ruin fabryki, strzelanie do wrogów z KM'ów i z wyrzutni do czołgów było bardzo klimatyczne, a to dlatego, że nie walczyliśmy w pojedynkę, lecz ramię w ramię z naszymi towarzyszami.
"Medal of Honor: Vanguard" ma dwa poważne minusy - długość (właściwie krótkość) i beznadziejne rozmieszczenie checkpointów podczas ostatniej misji (narzekałem na krótkość gry? tak, ale chciałbym w inny sposób przedłużyć rozgrywkę - więcej misji). Na zakończenie dodam, że gra spełniła moje oczekiwania i mogę ją polecić każdemu.
PS. Gra posiada jeszcze tryb multiplayer, gdzie na dzielonym ekranie możemy grać przeciwko 3 naszym znajomym. Sam grałem 1vs1 przeciwko koledze i mogę powiedzieć, że jest to miły dodatek do właściwej gry (wolałbym kampanię co-op, a przynajmniej pojedyncze misje).
Przechodząc już do rzeczy chciałbym pochwalić twórców za rzecz, która spodobała mi się najbardziej - muzykę. Główny motyw muzyczny przywodzi na myśl klasykę kina wojennego jak np. "Działa Nawarony" czy też produkcje ostatnich lat - "Szeregowiec Ryan", "Kompania Braci". Tworzenie ścieżek dźwiękowych to chyba największa umiejętność panów z EA, tak też i tym razem należą im się gromkie brawa!
Jeżeli chodzi o inne elementy gameplay'u, to chciałbym też wspomnieć o sterowaniu, za które również należą się twórcom pochwały. Sterowanie w "Call of Duty 2: Big Red One" bardzo mi się podobało, lecz wychylanie się za pomocą lewego drążka w "Medal of Vanguard" można uznać za przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Innym elementem wpływającym na rozgrywkę jest sprint - nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś takim w grach wideo, to też bardzo mi się to spodobało. Szybkie przemieszczenia się pomiędzy kolejnymi osłonami ma swój urok i nieraz potrafi uratować życie. Kolejna rzecz, która mi się spodobała to możliwość ulepszania broni - nie jest to specjalnie rozbudowane, ale dokręcanie/odkręcanie lunety z Garanda potrafi cieszyć i za pomocą jednego elementu otrzymujemy inny typ broni. A tych jest sporo, jak przystało na wojenny shooter.
Nasz bohater, jegomość imieniem Keegan to spadochroniarz, to też jak na spadochroniarza przystało każdą kampanię rozpoczynamy skokiem ze spadochronu. Jest to bardzo klimatyczne, aczkolwiek tylko chwilowe, bowiem później jesteśmy zwykłym piechociarzem. Tak jak w "Big Red One" naszemu bohaterowi towarzyszą inni żołnierze, jednak w przeciwieństwie do produkcji Activision obecni na polu walki są tylko duchem. Odniosłem wrażenie, że dopóki gracz nie ruszy "czterech liter", nasi kompani będą stali za osłonami w nieskończoność i strzelali na oślep - widok Niemców ginących z rąk naszych sojuszników to rzadkość (przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie). W "Wielkiej Czerwonej Jedynce" nasi kompani brali aktywny udział w walce i niejednokrotnie to oni zabijali Niemców (oczywiście najtrudniejsze działania typu rozwalić czołg, zabić snajpera były przeznaczone dla gracza). To, o czym mówiłem jest bardzo widoczne w momentach gdy atakujemy budynek zajęty przez wroga - nieraz wbijałem do budynku, niczym antyterrorysta i samodzielnie zabijałem wrogów, a komputer wchodził do budynku, gdy było już po wszystkim... W "Call of Duty" AI częściej podejmowało tego typu wyzwania i nieraz bez udziału gracz udawało im się tego dokonać. Oczywiście jest to tylko detal, ale mnie robienie z gracza "Terminatora" nie pociąga (fragment ostatniej misji w fabryce nie posiadał wojennego klimatu, tylko przypominał sceny z filmu "Rambo II"). Paradoksalnie inny moment z tej misji spodobał mi się najbardziej - heroiczna obrona ruin fabryki, strzelanie do wrogów z KM'ów i z wyrzutni do czołgów było bardzo klimatyczne, a to dlatego, że nie walczyliśmy w pojedynkę, lecz ramię w ramię z naszymi towarzyszami.
"Medal of Honor: Vanguard" ma dwa poważne minusy - długość (właściwie krótkość) i beznadziejne rozmieszczenie checkpointów podczas ostatniej misji (narzekałem na krótkość gry? tak, ale chciałbym w inny sposób przedłużyć rozgrywkę - więcej misji). Na zakończenie dodam, że gra spełniła moje oczekiwania i mogę ją polecić każdemu.
PS. Gra posiada jeszcze tryb multiplayer, gdzie na dzielonym ekranie możemy grać przeciwko 3 naszym znajomym. Sam grałem 1vs1 przeciwko koledze i mogę powiedzieć, że jest to miły dodatek do właściwej gry (wolałbym kampanię co-op, a przynajmniej pojedyncze misje).